[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Skapitulował więc i, zgodnie z poleceniem, usiadł posłusznie, krzyżującswe długie nogi w wysokich butach.- A zatem słucham - westchnął.- Wydaje się, że istotnie jest wielerzeczy, o których nie wiem.Nagle poczuł się skrępowany i nie miał już odwagi podnieść oczu naMariannę, która w tej chwili wstała, postanowiwszy opuścić swojeprzytulne gniazdko wśród poduszek.- Zechce pan zawołać donę Lavinię, Jolival? Chciałabym stądwyjść.- Dlaczego chcesz odejść? - zaoponował natychmiast Jason.- Nawetjeśli popełniałem błędy, to niczego nie pragnąłem więcej niż spotkania ztobą, bo.ja też cierpiałem.Proszę cię, zostań!Pomimo tego bolesnego wyznania, na które, jak się zdawało, zdobyłsię kolosalnym kosztem dumy i miłości własnej, Marianna potrząsnęłagłową.- Nie.To wszystko, o czym zamierza powiedzieć Jolival, obudziłobywe mnie zbyt bolesne wspomnienia.A ponadto nie chcę być przy tymobecna, abyś mógł poczuć się swobodniej.Jeśli mnie tu nie będzie, owiele lepiej wszystko to zrozumiesz.Nie chciałabym ci w tymprzeszkodzić.- Nie przeszkodzisz mi.Zostań, błagam cię! Mam ci tyle dopowiedzenia, ja także.- No więc powiesz mi to pózniej.o ile nadal będziesz miał na toochotę.W przeciwnym razie.jeszcze dziś wieczorem możesz stądodejść, bez jakichkolwiek przeszkód.I nigdy już się nie spotkamy.Przecież tak właśnie by się stało, gdyby dziś wieczór udało ci się porwać137RS Czarodziejkę , prawda? Wszak wiedziałeś, że jestem w mieście.Powiedziano ci o tym, a mnie uzyskanie tej informacji bardzo wielekosztowało.Tymczasem ty byłeś gotów odpłynąć, nawet nie próbującsię ze mną zobaczyć.- Nie! Przysięgam ci, że nie.Ja nie bardzo zdawałem sobie sprawę ztego, co robię, ale wierz mi, nie chciałem odpłynąć na zawsze.Tylkowidzisz, kiedy zobaczyłem mój statek, zakotwiczony pomiędzywszystkimi tymi łajbami od siedmiu boleści, to chyba trochę straciłemgłowę i o jednym już tylko myślałem: odzyskać go, zabrać stamtąd.Zdawało mi się, że tkwi uwięziony w grząskim bajorze.Wtedyskrzyknąłem kilku ludzi, wyglądających na portowych obiboków, ale niesprawiających wrażenia skończonych szubrawców, i razem z nimi, niebacząc na konsekwencje, spróbowałem szczęścia.Myślałem, że niebędzie to zbyt trudne.Straże wyglądały dość ospale.Ale się przeliczy-łem.Przysięgam ci jednak, że nie opuściłbym tego kraju, zanim bym sięz tobą nie zobaczył, zanim przynajmniej bym się nie dowiedział, co się ztobą stało.Nie mógłbym.- A jak zamierzałeś tego dokonać?- Brzeg jest skalisty, o nieregularnej linii.Na pewno udałoby mi siętam znalezć jakieś dobrze osłonięte miejsce, gdzie mógłbym zarzucićkotwicę.Ale, jak już mówiłem, wtedy nie wybiegałem myślą wprzyszłość.Działałem pod wpływem impulsu silniejszego ode mnie,może nawet tak silnego jak ten, który by mi kazał szukać ciebie.Wstał i spoglądał teraz na nią z lękiem i niepokojem, wstrząśnięty jejmatowym, głuchym głosem, tonem zdradzającym bolesną rezygnację ibezgraniczne znużenie.Uświadomił sobie wówczas, jak bardzo jestbezbronna, jaka musi się czuć zagrożona.W tej znużonej, brzemiennejkobiecie nie mógł się doszukać śladów tamtej nieujarzmionej, butnejosóbki, która tak świetnie wiedziała, jak zawrócić mu w głowie, jak gowyprowadzić z równowagi, ale jednocześnie, pomimo uczucia niejakiejzgrozy, którą w nim wzbudzał jej stan, odkrywał w sobie nowedoznania, wynikające z odruchowej potrzeby zapewnienia jejbezpieczeństwa, ochrony przed prześladującym ją złowrogim fatum,które takim brzemieniem przygniatało jej wątłe barki; z potrzeby138RSuwolnienia jej ze szponów absurdalnego przeznaczenia, zapobieżenianieszczęściom, które wciąż ją spotykały, nie tylko zresztą za sprawązłego losu, lecz także jej gorącej głowy.Gdy po chwili nadeszła pomoc w osobie Lavinii i Marianna ciężkowsparła się na ramieniu starej damy, by wyjść z nią z pokoju, Jasonaogarnęło naraz gwałtowne pragnienie, by porwać ją na ręce i zabraćstamtąd, jak najdalej od tego pałacu, którego orientalny przepych raziłzarówno jego surowy gust, jak i poczucie moralności.Ledwie jednakuniósł ręce, przygwozdziła go jednym, ostrym spojrzeniem.- Nie! - zawołała z furią.- To, co odczuwasz, to tylko litość.A jalitości nie potrzebuję!- Nie opowiadaj głupstw! Litość? Skąd ci to przyszło do głowy?Przysięgam.- O, nie! Nie przysięgaj!.Przed chwilą, kiedy tu wszedłeś, gotowabyłam zapomnieć o wszystkim, co zdarzyło się na twoim statku.Zdawało mi się nawet, że naprawdę zapomniałam.Ale ty znówwszystkie te wspomnienia we mnie obudziłeś.Nie chcę cię tedy dłużejsłuchać.Ty natomiast będziesz musiał wysłuchać Jolivala.Potem zaś,tak jak już mówiłam, podejmiesz swobodną decyzję.- Ale o czym mam zadecydować?- Czy chcesz, abyśmy pozostali.przyjaciółmi.Gdy poznaszwszystkie szczegóły tej sprawy, przekonasz się, czy nadal będziesz mógłdarzyć mnie szacunkiem.A jeśli chodzi o twoje uczucia, to już sprawatwojego serca.- Zostań! - zawołał błagalnie.- Jestem pewien swoich uczuć!- To szczęściarz z ciebie, bo ja nie mogłabym ręczyć za swoje.Przedchwilą byłam szczęśliwa, teraz już nie jestem.I dlatego wolę odejść.- Proszę jej pozwolić odejść! - zażądał Jolival.- Jest zmęczona,chora.Potrzebuje wypoczynku, nie ma natomiast żadnej potrzebynarażać jej na ciężkie przeżycie, jakim byłaby dla niej ta opowieść.Sąwspomnienia, których przywoływanie żadnej zgoła radości przysporzyćjej nie może.Poza tym mnie także będzie łatwiej przedstawić mójsposób widzenia tego, co się wydarzyło.Dono Lavinio - dodał znacznie139RSprzyjemniejszym tonem - czy zechce pani z łaski swojej przysłać namtutaj kawy, mnóstwo kawy? Sądzę, że obydwu nam bardzo się przyda.- Dostanie pan tyle kawy, ile dusza zapragnie, panie wicehrabio, atakże coś pożywnego do jedzenia, bo może ten pan chciałby się posilić.Jason już otwierał usta, być może po to, by zaprotestować, leczMarianna nie dopuściła go do głosu.- W tym domu śmiało możesz przyjąć chleb i sól, bo wita cię nimiprzyjaciel, który od wielu miesięcy czuwał nad tobą.i nade mną.Zanimodejdę, jeszcze jedno chcę ci powiedzieć: bez względu na to, jakiewrażenie mogłeś przed chwilą odnieść, odzyskasz swój statek.Jolivalprzekaże ci tytuł własności.- Jakże to możliwe? Mówiliście wprawdzie, że statek należy dociebie, ale przecież nosi znak innego właściciela.- Tym proporcem oznakowane są statki Turhan Beja.- Odrzekła zeznużeniem Marianna.- To znaczy właściciela tego pałacu.Ale flaga tama jedynie chronić Czarodziejkę przed zakusami ambasadora Anglii.Jak mówił Jolival, sułtanka, moja kuzynka, podarowała mi statek, któryprzedtem odkupiła, ale nigdy nie traktowałam go inaczej niż jakodepozyt.Z siłą, której trudno by się było spodziewać po jej osłabionymorganizmie, pociągnęła donę Lavinię do wyjścia, za wszelką cenęstarając się powstrzymać łzy.Pozbawienie się widoku człowieka wyczekiwanego z takimutęsknieniem wymagało od niej szalonego wysiłku, ale na pewno ponadjej siły byłoby słuchanie, jak Jolival przywołuje wspomnieniakoszmarnych nocy w pałacu Soranzo i tego, co nastąpiło potem.Choćbowiem była wówczas tylko ofiarą, niektórych okrutnych szczegółów,które urażały jej poczucie wstydu, wciąż nie mogła wspominać bez bólu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]