[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Skóra porozrywana kulą straciłaby swoją wartość – odpowiedział Clark, – Poza tym emu posiada niezwykłą wprost żywotność.Jeżeli nie padnie natychmiast, ugodzony kulą, to mimo rany i tak zdoła uciec.– No dobrze, ale przecież ostatecznie musi pan zabić strusia – dodał Tomek.– Masz słuszność, ale potrzebny mi jest do tego jedynie dobry koń i bat – roześmiał się Clark.– Nie rozumiem pana!– Otóż wystarczy jechać za strusiem i tłuc go batem, aż padnie martwy ze zmęczenia.To najlepszy sposób.Tomek spojrzał z oburzeniem.Clark, nie spostrzegając, jego miny, mówił dalej:– Emu szybko opada z sił i w końcu biegnie ciężko, niezgrabnie, niemal jak kaczka.Mimo to ucieka dopóty, dopóki nie padnie martwy.Bosman Nowicki wydął usta pogardliwie i rzekł:– No, łaskawy panie, taka zabawa nie dla mnie.Niech te ptaszyska biegają sobie ze swymi skórkami.– Ja również nie wezmę udziału w takim polowaniu – dodał Tomek.– Biedne emu.Rozmowa urwała się i w milczeniu dojechali do pastwiska.Nastrój Tomka poprawił się natychmiast na widok ojca oraz pana Smugi, którzy przywitali ich serdecznie.– Oto jest i Mała Głowa – zawołał Smuga na widok chłopca.– Byłem pewny, że nie opuścisz polowania na dingo.– Dlaczego był pan pewny, że nie opuszczę polowania?– Odziedziczyłeś po ojcu żyłkę do włóczęgi i przygód.Wystarczy choćby szepnąć “polowanie”, a pójdziesz nawet w największym skwarze, aby wziąć w nim udział.– Czy pan naprawdę jest pewny, że ja mam taką “żyłkę”? – zapytał Tomek podnieconym głosem.– Z każdym dniem coraz więcej jestem o tym przekonany.– Więc mógłbym zostać tak wielkim łowcą jak pan?! – zawołał uradowany Tomek.– Jak ja? – zdziwił się Smuga, spoglądając z zaciekawieniem na chłopca.– Tak, tak! Muszę z czasem zostać takim łowcą jak pan.– A któż to naopowiadał ci, że jestem takim wielkim łowcą? – indagował Smuga, ubawiony słowami Tomka.– A któż by mógł mi to powiedzieć, jak nie bosman Nowicki? On zna chyba pana najlepiej! – mówił Tomek z entuzjazmem.– To bosman właśnie poinformował mnie, że w całym naszym gronie jest pan jedynym mężczyzną, który ma wrodzoną żyłkę do łowienia zwierząt.Jakże chciałbym być również takim odważnym łowcą!– Nic o tym nie wiedziałem – powiedział Smuga serdecznym tonem.– Chciałbym mieć takiego syna, jak ty.Zobowiązałeś mnie bardzo swoimi słowami.Myślę, że tak jak tu jesteśmy, będziemy stanowili czwórkę wypróbowanych przyjaciół.– Tak jak trzej muszkieterowie, o których czytałem w powieści Dumasa – zawołał Tomek z radością.– Coś w tym rodzaju – potwierdził Smuga.– A to naprawdę wspaniała myśl! – ucieszył się Tomek i kolejno uścisnął wzruszonych towarzyszy.– Co tu się dzieje? – zaciekawił się Clark, który podczas tej rozmowy rozkulbaczał konie.– Mała uroczystość familijna.tylko dla wtajemniczonych – mruknął niechętnie bosman Nowicki.– No, a teraz, co tam słychać z naszymi dingo?– Chodźcie, pokażemy wam przygotowane pułapki – odparł Wilmowski i ująwszy Tomka za rękę, ruszył pierwszy w głąb pastwiska.Tomek nie mógł powstrzymać okrzyku podziwu, ujrzawszy niezmierzone mrowie australijskich merynosów.Sprawiały one wrażenie wielkich kłębków wełny toczących się wśród trawy.Nawet zakrzywione rogi baranów niemal kryły się w gęstej, puszystej, jakby fryzowanej wełnie.– Ależ tu muszą być ich tysiące! – zawołał.– Kilkadziesiąt tysięcy – poprawił go Clark.– Jeżeli przez najbliższe dwa lub trzy lata nie nawiedzi tych okolic długotrwała susza, będę posiadał kilkadziesiąt tysięcy owiec.– Co by się stało, gdyby zapanowała długotrwała susza? – zapytał Smuga.– Wówczas zamiast kilkudziesięciu tysięcy merynosów miałbym kilkadziesiąt tysięcy szkieletów bielejących na spalonej piekielnym żarem ziemi -odparł Clark.– Aby uniknąć tego nieszczęścia, muszę zdobyć się na wybudowanie studni artezyjskich.Na razie zadowalam się tym, że w okolicy pastwisk znajduje się kilka niecek, w których nad ranem zawsze można znaleźć trochę wody.– Czy ma pan jakieś dane, że tutaj teren nadaje się na budowę studni artezyjskich? – wtrącił się do rozmowy Wilmowski.– Krajowcy są tego pewni, a oni jakimś, po prostu nie znanym nam, zmysłem wyczuwają obecność wód artezyjskich.– Ojcze, co to są wody artezyjskie? Wiem z geografii, iż w Australii osadnicy budują studnie artezyjskie, ale nie słyszałem o takich “wodach” – zagadnął Tomek.– Widzisz, mój kochany, woda przesiąka przez przepuszczalne warstwy ziemi.Jeżeli w głębi natrafi na warstwy nieprzepuszczalne, spływa po nich i gromadzi się w pewnych miejscach.Zdarza się, iż woda trafia między dwie warstwy nieprzepuszczalne.Łatwo wtedy odgadnąć, że znajduje się pod ciśnieniem powstałym z różnicy poziomu dna i powierzchni warstwy przepuszczalnej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]