[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jednak z bie-giem czasu, gdy w obliczu niechybnego pościgu i kary liczba bandy-tów i napadów zaczęła się zmniejszać, dokładnie wypytywano jedyniedowódców tych patroli, podczas których zaszło coś nadzwyczajnego.Imię królowej Morfii w pierwszej chwili wywołało poruszenie, leczkiedy zebrani się dowiedzieli, że nic się jej nie stało podczas ataku,rycerze szybko stracili zainteresowanie.Wszyscy doskonale wiedzieli,że najważniejszą sprawą tego dnia są dokumenty, które Andrzej deMontbard przywiózł im zza morza.Zebranie przerwano, gdy tylko Saint-Omer złożył raport, doku-menty rozłożono na stole do obejrzenia i zanim popołudniowe cieniezmieniły się w wieczorne, de Payns, Saint-Omer i de Montbard, jedy-ni trzej z braci umiejący dobrze czytać i pisać, odkryli, że nie musząszukać współczesnego planu Jerozolimy.Niemal wszystkie potrzebneinformacje, w tej czy innej formie, znajdowały się w dokumentachnadesłanych przez seneszala.Hugon z Szampanii we własnoręcznienapisanym do de Paynsa liście wyjaśniał, że doskonale rozumie trud-ności, przed jakimi Hugon i jego towarzysze staną, wykonując powie-rzone im zadanie, oraz że usilnie starał się dostarczyć im jak najdo-kładniejsze kopie każdego dokumentu, jaki zdołał znalezć, mogącegodotyczyć świątyni w Jerozolimie oraz miejsca ukrycia poszukiwane-go skarbu.Te kopie, przypominał de Paynsowi, zostały wykonanez innych kopii, gdyż oryginały były tak stare, że przechowywano jei chroniono z ogromną troską, hermetycznie zamknięte dla ochronyprzed powietrzem i wilgocią, żeby nie zgniły, nie zblakły lub nie uległyinnym uszkodzeniom.Jednak kopie były dobre, wykonane przez jegonajlepszych skrybów, i każda została dokładnie porównana z orygi-nałem, by mieć pewność, że jest z nim idealnie zgodna w każdymszczególe.Przesłał po dwa egzemplarze każdego dokumentu, jedenz opisami w języku oryginału, a drugi z łacińskimi, gdyż wszystkiete dokumenty zostały przetłumaczone na łacinę po przewiezieniu dostarożytnej Galii, tysiąc lat temu.Pięć dni pózniej trzej rycerze sprawdzili każdą z nadesłanych przezhrabiego informacji i ustalili ponad wszelką wątpliwość, że cel ichposzukiwań znajduje się - przynajmniej częściowo - pod fundamen-tami meczetu Al-Aksa.Wyliczyli, że co najmniej sześćdziesiąt kro-ków dzieli ich od tego miejsca w podziemiach starożytnej świątynii większość tej powierzchni zajmuje lita skała.Niższe warstwy Wzgó-rza Zwiątynnego, jak dowiedzieli się z zapisów, były poprzecinane la-biryntem wykopanych przez tysiąclecia tuneli, lecz wszystkie wejściado nich znajdowały się wewnątrz świątyni.Tylko ludzie znajdującysię w środku mieli do nich dostęp, a świątynia została zniszczona,jej podziemia zawalone i zasypane z górą tysiąc lat wcześniej przezżydowskich kapłanów w trakcie ataku legionów Tytusa.Teraz kopiącywiedzieli, że choć mogą w trakcie wykopalisk natknąć się na jakiś sta-ry tunel, co ułatwiłoby im zadanie, ograniczając je do usunięcia gruzunagromadzonego od czasu, gdy przestał być używany, to trudno liczyćna taki szczęśliwy przypadek.Hugon de Payns ujął tę sytuację w słowa, przedstawiając ją pozo-stałym rycerzom podczas następnego zgromadzenia, gdy wojownicybawili w mieście na jakimś festynie.- Sytuacja w świątyni.odległość dzieląca nas od celu.jest taka,jak podejrzewaliśmy.Znajdujemy się w sporej odległości od miejsca,gdzie chcemy być.Są jednak dodatkowe czynniki, które w połącze-niu ze wszystkim innym uczynią nasze życie bardzo interesującym.Zlęczeliśmy nad informacjami przysłanymi nam przez seneszala i mo-żemy przekazać wam kilka faktów, których jesteśmy absolutnie pew-ni, opierając się na tym, co odkryliśmy w dostarczonych przez niegodokumentach.Najważniejsze jest to, że skarb, którego szukamy, tamjest.Nie mamy co do tego żadnych wątpliwości i jesteśmy przeświad-czeni, że dokładnie wiemy, gdzie się znajduje.Niestety, szukanie go,a ściśle mówiąc, dotarcie do niego, może być zadaniem godnym Her-kulesa.Skała pod fundamentami świątyni jest poprzecinana koryta-rzami i tunelami, lecz nie ma wejścia do żadnego z nich i nie możemysię tam dostać w żaden zwyczajny sposób.Wszyscy wiecie, że nie mo-żemy po prostu wyjść na zewnątrz i zacząć kopać pod murami pała-cu, tak więc musimy drążyć studnię w litej skale tutaj, w tych staj-niach.- Zamilkł na moment, żeby jego słowa dotarły do słuchaczy,po czym dodał: - Szacujemy, że będziemy musieli wydrążyć studnięo głębokości trzydziestu kroków.stu stóp.a potem poziomy kory-tarz pod fundamentami pałacu za naszymi plecami, które jak sądzi-my, są fundamentami najstarszej świątyni, świątyni Salomona.Tojeszcze pięćdziesiąt lub sześćdziesiąt stóp.Zajmie nam to lata, leczjeśli dopisze nam szczęście i zachowamy ostrożność, zdołamy tego do-konać.- Co masz na myśli, mówiąc o ostrożności? - mruknął cicho God-fryd Bisol.De Payns spojrzał na niego i uśmiechnął się.- Zrodki bezpieczeństwa, bracie.Będziemy musieli wystawiać stra-że, żeby nikt postronny nie zdołał podejść tu dostatecznie blisko, bynabrać podejrzeń, że drążymy tunel.- Jak zamierzacie to zrobić, szczególnie na początku? Kucie skałystalowymi dłutami i młotami powoduje głośny hałas.I kogo masz namyśli, mówiąc o postronnych? Nie należących do naszego zgromadze-nia czy spoza Zakonu? Bo jeśli to ostatnie, to zgadzam się z bratemMontbardem.zgubią nas nasi wojownicy.Oni nie są głupcami, Hu-gonie, i jeśli sądzisz, że możemy latami zwodzić ich w kwestii tego, cotu robimy, popełniasz poważny błąd.- A nawet fatalny w skutkach - przyznał de Payns, kiwając gło-wą.- Jednak nie to miałem na myśli.Nie zdołamy ukryć tego, żedrążymy tunel w skale, nie przed naszymi ludzmi.Możemy jednakpodać im wiarygodny powód, nie zdradzając, co naprawdę robimy.Na przykład możemy powiedzieć, że chcemy wykuć podziemnyklasztor - komnaty w litej skale - jako pokorne ćwiczenie ku boskiejchwale.Obiecuję wam, że wymyślimy doskonały powód dla naszychwykopalisk, dostatecznie wiarygodny, aby nasi bracia uwierzyli weńbez zastrzeżeń.Jednak mówiąc o postronnych, miałem na myśli lu-dzi spoza naszej małej społeczności zamieszkującej stajnie.Jesteśmyzakonem mnichów, a raczej będziemy, co oznacza, że będziemy żyliw odosobnieniu od spraw tego świata.Tak więc ten świat nie będziemiał powodu ani ochoty wtrącać się w nasze sprawy.Nikt nie będzienas niepokoił ani zakłócał naszej samotności.Co do szczęku stali ude-rzającej o skałę, hałasy nie potrwają długo.Oczywiście, będą towa-rzyszyły naszej pracy przez cały czas, lecz przestaną być słyszalne, gdytylko wkopiemy się głębiej.- Jak szeroki ma być ten tunel i kto będzie go kopał?- Wszyscy będziemy go kopać, a pionowy szyb będzie tak wąski,jak tylko się da.Dostatecznie szeroki, by jeden człowiek mógł się za-machnąć młotem, a drugi klęczeć i trzymać dłuto, a także by obajmogli machać łopatami, ale nie szerszy.Będą nam potrzebne prze-cinaki.Jubal nazywa je dłutami, kleszcze do ich przytrzymywania,młoty, oskardy, łopaty oraz kilka innych rodzajów narzędzi.Kiedywkopiemy się trochę, będziemy potrzebowali wielokrążków i koło-wrotów do wyciągania gruzu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]