[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Grupa ta parokrotnie rozpatrywała projekty zamachu stanu i odsunięcia Hitlera od władzy.Kończyło się jednak wszystko na zamia raclu które nie doczekały się realizacji (aż do 1944 r.).Próbowano także bez64Po dokładnym przestudiowaniu całej sprawy i długich dyskusjach z pracownikami kontrwywiadu, którzy ją dotąd prowadzili, doszedłem do wniosku, że będzie dla nas rzeczą korzystną kontynuowanie tej gry.Postanowiłem udać się osobiście do Holandii na spotkanie z agentami wywiadu brytyjskiego pod przybranym nazwiskiem kapitana Schaemmela z wydziału transportowego Naczelnego Dowództwa Wehrmachtu.Ustaliłem, że taki kapitan rzeczywiście istnieje i dopilnowałem, aby wysłano go w jakąś dalszą podróż służbową po terenach wschodnich.Po uzyskaniu aprobaty moich planów udałem się do Dusseldorfu, gdzie zamieszkałem w małym prywatnym domu.Dom ten, uprzednio wyposażony do pracy wywiadowczej, posiadał bezpośrednie połączenie telegraficzne i telefoniczne z centralą w Berlinie.Berlin miał tymczasem skontaktować się z naszym agentem F 479 i poinstruować go, aby zaaranżował spotkanie kapitana Schaemmela z agentami brytyjskimi.Na nieszczęście tak się złożyło, że nie byłem w stanie spotkać się przedtem z F 479 i omówić z nim szczegóły akcji, wskutek czego musiałem wszystko pozostawić jego pomysłowości i umiejętnościom.Był w tym oczywiście znaczny element ryzyka, ale ryzyka nie sposób uniknąć w działalnościwywiadowczej.Dalsze informacje przesłano mi pocztą lotniczą z Berlina.Przestudiowałem je uważnie.Musiałem zapoznać się dokładnie z całą sprawą, zapamiętać każdy szczegół fikcyjnej konspiracji, nazwiska i kontakty pomiędzy poszczególnymi spiskowcami^ a także przyswoić sobie informacje o agentach brytyjskich, z którymi miałem się zetknąć.Otrzymałem także dokładny i szczegółowy raport o kapitanie Schaemmelu, jego przeszłości, stylu życia, zachowaniu i wyglądzie.Nosił on monokl, a.więc i ja musiałem to robić, co zresztą nie przyszło mi z trudnością, gdyż niedowidzę na jedno oko.Im więcej miałem informacji o grupie, tym większe były szansę na pozyskanie zaufania Anglików, najmniejsze zaś niedopatrzenie z mej strony wzbudziłoby natychmiast ich podejrzenia.skutecznie nawiązać kontakty z Wielką Brytanią.W tej ostatniej sprawie gene rałów “wyręczył" wywiad SS, radykalnie kompromitując na przyszłość jakiekol wiek zamierzenia rzeczywistej opozycji.Por.: K.F i n k e r, Stauffenberg i zamach na Hitlera (przekład polski), Warszawa 1979, s.86—88.6520 października 1939 r.o szóstej godzinie wieczorem nadeszła wreszcie wiadomość: Spotkanie zaaranżowano na 21 października w Zutphen w Holandii.Jeden z naszych agentów miał mi towarzyszyć.Dobrze mu były znane szczegóły tej sprawy, gdyż nadzór nad agentem F 479 należał do jego obowiązków.Sprawdziliśmy jeszcze raz paszporty i dowód rejestracyjny samochodu (policja niemiecka i straż graniczna zostały wcześniej poinstruowane, aby nie czynić nam trudności).Zabraliśmy bardzo niewiele bagażu.Specjalnie dopilnowałem przeglądu naszych ubrań i bielizny, szukając najmniejszych śladów, które by mogły zdradzić naszą tożsamość., Zaniedbanie nawet tak drobnych szczegółów może czasami zniweczyć najlepiej obmyślone plany wywiadu.Wieczorem ku mojemu zdziwieniu zadzwonił Heydrich.Powiedział, że uzyskał dla mnie upoważnienie prowadzenia “negocjacji" w taki sposób, jaki uznam za najbardziej stosowny, Pozostawiono mi zupełnie wolną rękę.W końcu rzekł: Niech pan będzie ostrożny.Nie chciałbym, aby się panu coś złego przydarzyło.Na wszelki wypadek postawiłem w stan pogotowia wszystkie, posterunki graniczne.Proszę do mnie zadzwonić natychmiast po powrocie.Zdziwiła mnie ta troska o moją osobę.Uświadomiłem sobie jednak zaraz, że nie wypływała ona z jakichś ludzkich odruchów, lecz była wynikiem czysto praktycznego wyrachowania.Wczesnym rankiem 21 października dojechaliśmy do granicy holenderskiej.Dzień był ciemny i deszczowy.Towarzysz mój prowadził wóz, a ja siedziałem obok, zatopiony w myślach.Nie mogłem opanować uczucia niepokoju, tym bardziej że nie miałem możności wcześniejszego skontaktowania się z F 479.W miarę jak zbliżaliśmy się do granicy, uczucie to narastało.Formalności po stronie niemieckiej przebiegły szybko i gładko.Holendrzy byli jednak bardziej drobiazgowi.W końcu jednak prze-brnęliśmy przez wszystkie formalności bez większych kłopotów.Kiedy dojechaliśmy do Zutphen na umówionym miejscu oczekiwał nas wielki buick.Mężczyzna za kierownicą przedstawił się nam jako kapitan Best z wywiadu brytyjskiego.Po krótkiej wymianie uprzejmości zająłem miejsce obok niego, a mój towarzysz jechał z tyłu w samochodzie, którym przyjechaliśmy.66Kapitan Best, który — notabene — także nosił monokl, mówił płynnie po niemiecku i wkrótce wytworzyła się między nami przyjemna atmosfera
[ Pobierz całość w formacie PDF ]