[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po pierwszym uderzeniu wzrósł mi poziom adrenaliny.Dwa, trzy ciosy w twarz, jeden w żołądek i osunął się na ziemię.Z okrzykiem triumfu rzuciłem się na tego zarozumiałego gnojka i tłukłem go, ile wlezie, tak jakby to on był winien, że znalazłem się w sytuacji bez wyjścia.Biłem go jak oszalały.Straciłem kontakt z otoczeniem, zupełnie jakbym był odurzony.Dzisiaj nie umiem nawet powiedzieć, czy mój przeciwnik się bronił.Nagle pojawił się Piotrek, oderwał mnie od niego i krzyknął:- Starczy, zwiewamy!Z dyskoteki biegło do nas kilku osiłków, więc czym prędzej wzięliśmy nogi za pas.Biegliśmy jak najszybciej, dopóki nie upewniliśmy się, że nikt nas nie goni.Czułem się wspaniale, byłem podekscytowany i szczęśliwy.Kiedy wróciliśmy na teren fabryczny, kapłan pochwalił mój wyczyn podczas mszy.Zyskałem uznanie, a moja siła została doceniona.Czego można chcieć więcej?Niestety, Szatan chciał więcej.Nie zadowolił się tym, że byłem w stosunku do obcych agresywny, podły i złośliwy.Przyszła kolej na moich przyjaciół.Dirk był pierwszym, którego musiałem poświęcić Szatanowi.Przybyliśmy właśnie z Piotrkiem do hali, kiedy podszedł do nas kapłan.Nie zdążyłem jeszcze nawet włożyć habitu.Bez owijania sprawy w bawełnę przeszedł do rzeczy:- Mam dla ciebie zadanie - Dirk Weber.Idź i załatw go!- Ale, ale to jest przecież mój przyjaciel - wyjąkałem w szoku.Na pewno zaszła jakaś pomyłka.- Jednak nie! Oczywiście nie.- Satanizm nie toleruje przyjaźni.Przyjaźń jest chrześcijańską wartością, którą musimy zniszczyć - zagrzmiał kapłan.Potem zaczerpnął powietrza i dodał prawie przyjaźnie: - To zadanie pomoże ci lepiej zrozumieć Szatana i zbliżyć się do naszego Pana.Jego przyjazny ton ośmielił mnie do zadania pytania:- A jeśli tego nie zrobię?W zimnych, rybich oczach kapłana pojawił się błysk, ale odpowiedział mi spokojnie:- Zostaniesz złożony w ofierze.Z ciężkim sercem poszedłem wykonać zadanie.Nie musiałem oglądać się za siebie.Oczywiście moi kontrolerzy nie spuszczą mnie z oczu.Co najmniej dwóch oprawców kapłana podążało za mną.A wiec głowa do góry, wypiąć pierś, wyprostować plecy i nadać krokom energiczniejszy rytm.Nie powinni zobaczyć, jakie mam podłe samopoczucie.Droga do knajpy, w której bywał Dirk, zajęła mi pół godziny.Zanim wszedłem, pomodliłem się do nieba (bluźnierca!):- Panie Boże, nie pozwól, żeby on tu był!On jednak był i ucieszył się ogromnie na mój widok.- Jak się masz, stary! Chodź tu, postawię ci kolejkę - darł się przez cały lokal.W ostatniej chwili zawahałem się jeszcze.Oblał mnie zimny pot.Zastanawiałem się gorączkowo, jak rozzłoszczę mojego dobrodusznego, grubego i miłego przyjaciela.Aby zyskać na czasie, przyjąłem od niego piwo, które radośnie podstawił mi pod nos.Nie odpowiedziałem na jego uśmiech.Przyszło mi to z trudem.Kosztowało mnie dużo wysiłku, żeby wyżyć się na dobrym kumplu.Prowokacyjnie wyrwałem mu szklankę z ręki i wypiłem jeden łyk.Potem wsparłem się o bar i z obrażoną miną patrzyłem ponuro przed siebie.Dirk usiłował dowiedzieć się, o co chodzi.- Człowieku, co się z tobą dzieje? Czy jakaś panienka puściła cię w trąbę? Chodź, zabawimy się!Próbowałem naśladować obojętny sposób mówienia kapłana:- Odczep się ode mnie, stary.Nie masz o niczym pojęcia!Dałem mu przy tym kuksańca łokciem w żebra.Wystarczająco mocnego, żeby wytrącić mu z dłoni szklankę z piwem, którą właśnie podnosił do ust.W knajpie zrobiło się naraz cicho.Dirk próbował wciąż jeszcze załagodzić sytuację.Lekko rozdrażniony, ale bez najmniejszej ochoty uderzenia mnie, powiedział ze zrozumieniem:- Chodź, Łukasz, postawisz mi teraz piwo, usiądziemy sobie z boku i pogadamy, powiesz o co chodzi!Dostrzegłem szansę dla siebie.- W porządku, tylko że nie mogę mówić tutaj w środku.Wyjdźmy na zewnątrz.Piwo dostaniesz po powrocie.Czułem się jak potworna świnia.Postąpiłem jak ohydny, podły zdrajca.Nienawidziłem siebie samego za tę plugawą, podstępną gadkę.Nie było jednak wyjścia - on albo ja.Nie chciałem skończyć na ołtarzu, przywiązany tymi budzącymi grozę łańcuchami.Nie miałem wyboru.Musiałem dalej brnąć w tę ohydną grę.W geście zaufania Dirk objął mnie przy wyjściu swoim mocnym ramieniem.Na zewnątrz odeszliśmy kilka kroków od knajpy.Nie zamieniliśmy ani słowa.Czy nie zauważył, że drżałem na całym ciele? Dlaczego nie uciekasz, idioto, krzyczało we mnie wszystko.Zaraz potem dodałem sobie odwagi.Co za głupiec.Zasłużył sobie na to!Dirk zatrzymał się, zwrócił do mnie z westchnieniem i zaczął nalegać:- No, mów, wywal to z siebie! Przecież nie może być aż tak źle!- Jest jeszcze gorzej niż źle, ale nie zrozumiesz tego - odpowiedziałem, wziąłem zamach i z całej siły walnąłem go w żołądek.Z szeroko otwartymi ze zdziwienia oczami Dirk zatoczył się do przodu.Wykorzystałem okazję na cios sierpowy w szczękę.Podczas upadku głowa odskoczyła mu do tylu.Dwa, trzy kopniaki w żebra.Starczy! Obiecałem sobie szybko załatwić sprawę.Nie powinien przynajmniej długo cierpieć.I nie powinien mieć czasu, żeby wzbudzić we mnie wyrzuty sumienia i współczucie.Zanim stamtąd zwiałem, przewróciłem go na bok.Nie chciałem przecież, żeby udusił się krwotokiem z nosa lub rzygowinami.Potem uciekłem.Moi kontrolerzy musieli wszystko widzieć [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •