[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rożdiestwieński, widząc to, roześmiał się.- Towarzyszko, możecie nawet odbezpieczyć swoją broń, jeżeli chcecie, ale nic wam to nie da.Zginiesz, jak tylko skierujesz ją na mnie.Natalia sprawnie odbezpieczyła pistolety i położyła palce na spustach obu automatów.- Jeżeli ma to wam poprawić samopoczucie.- pułkownik roześmiał się ponownie.- Przygotowaliśmy się na wasze przybycie i nic już nie możecie na to poradzić!- Tyle lat przeżyłem, a nie wiedziałem, że mam taki dar rozśmieszania ludzi - mruknął Rourke.- To bardzo źle, doktorze, że tak późno się o tym przekona­łeś.Nie będziesz już miał czasu na rozwijanie swych zdolności aktorskich.- Dziękuję, drogi pułkowniku, że zezwoliłeś mi przygoto­wać broń do strzału - powiedziała Tiemierowna.- Nie ma za co, moja droga.Lubię czynić drobne gesty, które nic nie kosztują.- Dowódca KGB nie tracił dobrego samopo­czucia.- Wystarczy, że uniesiesz jeden pistolet, a.- Nie muszę ich unosić - przerwała Natalia z uroczym uśmiechem.- Tak?.- na twarzy pułkownika pojawił się niepewny uśmiech.- Obie lufy napchałam C-4, po pół kilo plastyku tkwi w każdej.Wystarczy, że nacisnę spust, a możesz się pożegnać z własnym życiem i z.gazem narkotycznym! Wątpię, czy szkło wytrzyma podmuch eksplozji.- Kłamiesz.Zabijcie ją.- Spróbujcie! Przekonacie się, czy skłamałam.Żaden z gwardzistów się nie poruszył.- Nie mogłabyś.- Czemu? Nawet gdybyście odstrzelili moje ramiona, to skurcz mięśni szarpnie spustem, a wybuch zniszczy butle - waszą jedyną nadzieję na przeżycie!- Ale twoją także.- Przybyliśmy tu po kilka komór i trochę gazu narkotyczne­go oraz po to, aby zniszczyć wasz sprzęt - odezwał się spokoj­nym tonem Rourke.- Ale możemy się dogadać, prawda? Weźmiemy sześć komór i sześć butli.Resztę pozostawimy wam.Umowa stoi?- Ale do każdej komory wystarczy tylko kilka mililitrów płynu.- zaoponował Rożdiestwieński.- Bierzemy sześć bez dalszych targów.Skoro potrzeba tak mało gazu, to dla twoich ludzi także wystarczy.- John! - zawołała Tiemierowna.- Spokojnie, Natalia.Zmieniłem nasze plany.Stosownie do okoliczności.Pułkownik oblizał nerwowo wargi.- Stąd nigdy nie wydostaniecie się żywi.Ze schronu.- Możesz wysłać za nami swoich chłopaków, ale pieszo nas nie dogonią.A ford i Ninja jeżdżą wspaniale, zwłaszcza motor.To twój?- Tak.- Chyba nie masz pretensji, że go sobie pożyczyłem? Zosta­wię ci go na powierzchni.Teraz odejdę do samochodu i podprowadzę go pod drzwi laboratorium.Natalia przez cały czas będzie was miała na oku.Kiedy paru twoich ludzi zała­duje komory, butle i resztę wyposażenia na ciężarówkę, wszy­scy staniecie pod ścianą, bym mógł was dobrze widzieć.Wtedy wezmę na cel resztę butli, a Natalia dołączy do mnie.Jeden fałszywy ruch z waszej strony, a zaczniemy strzelać.To chyba prosta umowa, co? Możesz się nie obawiać, pułkowniku, że pierwszy otworzę ogień.Gdybym zniszczył wasz zapas gazu, nie mielibyście już nic do stracenia i z pewnością byście nas zabili.A my.- A my spotkamy się ponownie za pięćset lat! - przerwał mu dowódca KGB.- I wtedy rozstrzygniemy nasz spór.- Pewnie - Rourke uśmiechnął się lekko.- Niech twoi chłopcy ostrożnie ładują butle.Nie chcemy zmarnować ani jednej bezcennej kropli.Prawda?Rożdiestwieński milczał.- Natalia, w porządku?- Tak, możesz pójść po samochód.Amerykanin wolno wycofał się w kierunku wyjścia.ROZDZIAŁ LXIIIReed wąskim korytarzem dotarł do przestronnej sali zasta­wionej pulpitami, ekranami i komputerami.Zaskoczeni ope­ratorzy nie zdążyli nawet uciec, oficer zastrzelił ich z zimną krwią, mimo iż nie byli uzbrojeni.Pochylił się nad głównym pulpitem naprowadzającym sy­stem obronny.Włączył mechanizm otwierający kopułę.Z pobliskiego korytarza poczuł podmuch chłodnego powietrza.Uaktywnił system kontrolny.Laser był gotów do użycia.W wielkim akceleratorze cząsteczki energii krążyły coraz szyb­ciej.Gdyby z działa nie oddano ani jednego strzału, po pięciu minutach należało wyłączyć akcelerator, inaczej wzrastająca w jego wnętrzu energia rozsadziłaby całe urządzenie.O to właśnie chodziło Reedowi.Miał nadzieję, że Chambers się nie mylił, opowiadając mu o tym.Zastanowił się, czy we wnętrzu kopuł nie pozostali jeszcze jacyś Rosjanie.Wątpił w to, bo inaczej już dawno zjawiliby się w sali, aby zastrzelić intruza.Lecz na wszelki wypadek rozbił kolbą pistoletu pulpit, zmiażdżył przyciski, powyrywał kable.Już nikt nie był w stanie wyłączyć akceleratora!Usiadł w fotelu, dysząc ciężko.Przymknął oczy i pomodlił się za Rourke’a, za powodzenie misji, za realizację projektu “Eden”.W podbrzuszu pułkownik czuł straszliwy ból, musieli przestrzelić mu jelita.Nie przejmował się tym, wiedział, że niezbyt długo będzie go czuł.Wstał, wyciągnął spod munduru zakrwawiony, przedziura­wiony kulą amerykański sztandar i wyszedł z sali, kierując się do suwnicy, na której zainstalowano działo laserowe.ROZDZIAŁ LXIVKomory, wyposażenie i pięć butli było już załadowanych na tył forda.Szósta butla stała u stóp Natalii.Nie opodal stali gwardziści.- Jeżeli któryś spróbuje zatrzymać major Tiemierownę, strzelam do butli - ostrzegł Rourke.- Nawet jeżeli rozbiję tylko kilka, nie będziecie mieli czasu na wyprodukowanie gazu, by wystarczyła ona dla całego personelu bazy.- Oni nie mają z czego wyprodukować płynu - oświadczyła pewnym głosem dziewczyna.- Mój wuj to powiedział.For­muła była ściśle tajna i znają ją jedynie naukowcy podróżujący promami kosmicznymi.Inni znający surowce zginęli podczas bombardowania jedynej na świecie fabryki Kriogeniku.- Jesteś dobrze poinformowana, towarzyszko - warknął Rożdiestwieński.- Jeżeli starczy mi czasu, osobiście zastrzelę tego sukinsyna, tego zdrajcę Warakowa.Natalia uniosła broń.- Jeszcze jedno słowo o moim wuju, a zniszczę butlę z gazem.- Wynoście się stąd! - zawołał pułkownik.Dziewczyna podniosła butlę i zaczęła się cofać.Rourke wiedział, że to najgroźniejszy etap operacji.Wchodziła na linię jego strzału, a gdy Rosjanie uznają, że dziewczyna odda­liła się dostatecznie daleko, mogą otworzyć ogień.- Poczekaj, Natalia! - nakazał i zwrócił się do gwardzistów: - Rzućcie broń!- Tego nie było w umowie.- Rożdiestwieński zrobił krok do przodu.- Ostrzegam!- Dobrze, zróbcie, co on każe - polecił pułkownik swoim podwładnym.Rozległ się łoskot ciskanych na podłogę pistoletów i kara­binów.Tiemierowna dotarła już do Amerykanina.- Znów zmieniłeś plany, John? Stosownie do okoliczno­ści.?- Stosownie do okoliczności - powtórzył niczym echo.- Kocham cię, John.Wypuściła z rąk butlę.Szkło rozbiło się u jej stóp, bezcenna substancja rozlała się po podłodze i wyparowała w małych obłoczkach zielonkawego gazu.- Co robisz, krowo! - zawył radziecki oficer.Dziewczyna skierowała broń na butle stojące z tyłu forda.- Jeżeli spróbujecie powstrzymać mojego przyjaciela, zni­szczę wasz zapas gazu.- Wybuch może zabić doktora! - zawołał Rożdiestwieński.- A ty go możesz zastrzelić! Każdy z nas może dokonać własnego wyboru.Co za tragedia, mistrz kontrwywiadu wy­kiwany!- Dziwka!- Pułkowniku, dopóki w naszym wozie jest pięć całych butli, dopóty masz szansę je odzyskać.Teraz rozbiję wasz zapas!Długa seria z M-16 roztrzaskała szklane pojemniki [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •