[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Potem wrócił na swoje miejsce, wysunął szufladę z biurka i wyjął z niej pudełko cygar, proponując jedno Bruce'owi.- Nie wyobraża pan sobie, jaką ulgę odczuwam teraz, kiedy pan jest tutaj z nami, kapitanie.Ostatnie miesiące były bardzo wyczerpujące.Żyliśmy w zwątpieniu, w niepokoju.- Boussier zapalił zapałkę, podając ogień Bruce'owi, który pochylił się nad biurkiem i zapalił cygaro.- Ale teraz koniec z tym.Czuję się tak, jak gdyby ktoś zdjął mi z ramion wielki ciężar- wyznał i dodał surowszym tonem:- Ale nie bardzo się śpieszyliście! W ciągu ostatniej godziny słyszałem, że generał Moses i jego kolumna opuścili Senwati, kierując się na południe, a obecnie znajdują się około dwustu kilometrów na północ od Port Reprieve.Jeśli będą poruszać się w tym tempie, zjawią się tutaj już jutro.- Skąd pan to wie?- zapytał Bruce.- Od jednego z moich ludzi.Proszę mnie nie pytać, skąd on o tym słyszał.W tym kraju istnieje system porozumiewania się, którego nawet ja, po tylu latach, nie rozumiem.Może chodzi o tam- tamy, które słyszałem wieczorem, nie wiem.Jedno jest pewne: można zwykle polegać na tego typu informacjach.- Nie sądzę, że są tak blisko- mruknął Bruce.- Gdybym był tego pewien, zaryzykowałbym podróż nocą, przynajmniej do mostu.- Myślę, że pańska decyzja o pozostaniu tutaj na noc jest słuszna.Generał Moses nie będzie przemieszczał się pod osłoną ciemności, żaden z jego ludzi nie zaryzykowałby tego.A ponadto stan drogi z Senwati do Port Reprieve po trzymiesięcznym zaniedbaniu jest taki, że będą potrzebowali dziesięciu albo dwudziestu godzin, by przebyć tę odległość.- Mam nadzieję, że ma pan rację- powiedział zdenerwowany Bruce.- Nie jestem pewien, czy nie powinniśmy jednak wyruszyć.- To również pociąga za sobą ryzyko, kapitanie- rzekł Boussier.- Wiemy, że w pobliżu miasta znajdują się jakieś plemiona.Widziano je.Wiedzą już pewnie o pańskim przybyciu i mogli z łatwością zniszczyć tory, aby uniemożliwić nam wyjazd.Myślę, że pańska pierwotna decyzja jest słuszna.- Wiem.- Bruce wychylił się ze swojego krzesła, marszcząc brwi.W końcu wyprostował się i mars zniknął z jego czoła.- Nie mogę podjąć takiego ryzyka.Postawię straż na grobli i jeśli Moses pojawi się, możemy go tam przetrzymać wystarczająco długo, by umożliwić pańskim ludziom zajęcie miejsc w pociągu.- Jest to prawdopodobnie najlepsze rozwiązanie- zgodził się Boussier.Zamilkł na chwilę i rzucił wzrokiem na otwarte okna, po czym, zniżając głos, powiedział:- Jest jeszcze jeden problem, kapitanie, na który chciałbym zwrócić pańską uwagę.- Tak?- Jak pan wie, działalność mego przedsiębiorstwa w Port Reprieve skupia się na wydobywaniu diamentów z bagien Lufira.Bruce skinął głową.- W moim sejfie- Boussier wskazał kciukiem na ciężkie stalowe drzwi wbudowane w ścianę za biurkiem- znajduje się dziewięć i pół tysiąca karatów diamentów jubilerskich i około dwudziestu sześciu tysięcy karatów diamentów przemysłowych.- Oczekiwałem tego- powiedział Bruce spokojnym, opanowanym głosem.- Proponuję, abyśmy uzgodnili kwestię transportu tych kamieni.- Jak są zapakowane?- zapytał Bruce.- W jednej drewnianej skrzynce.- Jaki jest jej rozmiar i waga?- Pokażę ją panu.Boussier podszedł do sejfu, odwrócił się plecami do Bruce'a i Shermaine i po chwili usłyszeli charakterystyczny dźwięk zamka cyfrowego.Bruce uzmysłowił sobie nagle, że od chwili wejścia do biura Shermaine nie powiedziała ani jednego słowa.Spojrzał na nią- ona odwzajemniła mu się uśmiechem.„Lubię kobiety, które wiedzą kiedy mają trzymać buzię na kłódkę”- pomyślał.Boussier otworzył drzwi do sejfu, wyciągnął małą drewnianą skrzynkę i postawił ją na biurko.- Oto ona- powiedział.Bruce przyjrzał się jej uważnie.Długa na osiemnaście cali, wysoka na dziewięć i szeroka na dwanaście.Podniósł ją.- Waży jakieś dziesięć kilo- stwierdził.- Wieko jest zaplombowane.- Zgadza się- powiedział Boussier, dotykając czterech woskowych pieczęci.- Dobrze.- Bruce kiwnął głową.- Nie chciałbym robić wokół tych kamieni niepotrzebnego zamieszania, umieszczając przy nich straż.- Ma pan rację.Bruce przyglądał się skrzynce przez kolejne kilka sekund, po czym zapytał:- Jaka jest wartość tych diamentów? Boussier wzruszył ramionami.- Prawdopodobnie pięćset milionów franków.Bruce był pod wrażeniem: pół miliona funtów szterlingów! Warto było je ukraść, warto było dla nich zabić.- Proponuję, monsieur, aby ukrył pan tę skrzynkę w swoim bagażu.Powiedzmy, między pańskimi rzeczami.Wątpię, aby ktokolwiek próbował ukraść diamenty, zanim dojedziemy do węzła Msapa.Złodziej nie będzie w stanie z nimi uciec.Kiedy osiągniemy węzeł Msapa, postaram się zabezpieczyć je w inny sposób.- Jak pan sobie życzy, kapitanie.Bruce wstał i spojrzał na zegarek.- Już siódma.Zostawię pana i sprawdzę straż na grobli.Proszę się upewnić, że jutro przed świtem pańscy ludzie będą gotowi do zajęcia miejsc w pociągu.- Oczywiście.Bruce spojrzał na Shermaine i dziewczyna podniosła się szybko.Przytrzymał jej drzwi, gdy wychodziła, i już miał udać się w jej ślady, kiedy coś przyszło mu do głowy.- Przypuszczam, że misja Świętego Augustyna, jest obecnie nie zamieszkana.- Niezupełnie.- Boussier spojrzał na niego zmieszany.- Przebywa w niej jeszcze ojciec Ignatius razem z pacjentami w szpitalu misyjnym.- Dziękuję, że mi pan o tym mówi- powiedział cierpko Bruce.- Przepraszam, kapitanie.Wyleciało mi to z głowy, muszę myśleć o tylu rzeczach.- Czy wiesz, jak dojechać do misji?- Bruce zwrócił się ostro do Shermaine.To ona powinna była mu o niej powiedzieć.- Tak, Bruce.- W takim razie powinnaś sprawdzić się chociaż jako przewodnik.- Oczywiście.- Shermaine również czuła się nieswojo.Bruce trzasnął drzwiami biura i poszedł w kierunku hotelu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]