[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A potem Asher poczuł, jak jego własna broń - w chwili gdy pociągnął za spust - szarpnęła jego przegubem i uderzyła w zagłębienie dłoni.Benton padał pochylony do przodu, składając się wpół, jakby w brzuchu miał jakieś zawiasy.Przez chwilę Sutton widział zabarwioną purpurą twarz, aż wreszcie znikła, ukryta w nieporządnym zawiniątku na podłodze.Malowało się na niej zdziwienie, wściekłość i straszliwy, przytłaczający wszystkie inne emocje, strach.Jej rysy były wykrzywione i nie należały już do człowieka.Huk wystrzałów sprawił, że zapadła cisza i w jaskrawym świetle, lekko przyćmionym wijącym się prochowym dymem, Sutton dostrzegł białe plamy wpatrzonych w niego twarzy.Twarzy najczęściej bez wyrazu, choć niektóre z nich miały wyraźnie otwarte usta.Uświadomił sobie, że ktoś szarpie go za łokieć, więc ruszył kierowany przez dłoń spoczywającą na jego przedramieniu.Nagle poczuł się osłabiony, wstrząśnięty i nie było już w nim gniewu.Powiedział do siebie:- Właśnie zabiłem człowieka.- Szybko - usłyszał głos Evy Armour.- Musimy się stąd wydostać.Zaraz się tu zbiegną.Cała ta piekielna banda.- To byłaś ty - zwrócił się do dziewczyny.- Teraz sobie przypominam.Początkowo nie dosłyszałem nazwiska.Wymamrotałaś je.albo może sepleniłaś i nie usłyszałem.Pociągnęła go za rękę.- Przygotowali Bentona.Uznali, że to wystarczy.Nie przypuszczali, że zdoła go pan pokonać.- Byłaś małą dziewczynką - kontynuował poważnym tonem Sutton.- Miałaś fartuszek w kratkę i skubałaś go, jakbyś była zdenerwowana.- O czym pan mówi, na litość boską?- Łowiłem ryby - ciągnął Sutton - i właśnie wyciągnąłem wielką sztukę, kiedy przyszłaś.- Pan zwariował - oznajmiła.- Wcale nie łowił pan ryb.Otworzyła drzwi i wypchnęła go na zewnątrz.Zimne powietrze uderzyło go w twarz.- Poczekaj! - zawołał.Odwrócił się i gwałtownie schwycił dziewczynę obiema rękami.- Oni?! - wrzasnął.- O czym ty mówisz? Jacy oni?Popatrzyła na niego szeroko otwartymi oczyma.- Chce pan powiedzieć, że nic nie wie?Pokręcił z oszołomieniem głową.- Biedny Ash - westchnęła.Jej miedziane włosy przypominały teraz czerwonawy płomień, połyskujący, ożywiony migotaniem neonu rozbłyskującego co chwila nad fasadą Zag House.SNY NA ŻYCZENIEPrzeżyj życie, które cię ominęło.Wymyśl dla nas najtrudniejsze.Portier android odezwał się do nich cicho:- Czy życzy pan sobie samochód, proszę pana?Zanim zdążył odpowiedzieć, już był przed nimi samochód, przesuwając się płynnie i cicho po podjeździe jak czarny żuk, wyłaniający się z nocy.Portier wyciągnął dłoń i szeroko otworzył drzwi.- Wieści szybko się rozchodzą - oznajmił.W łagodnym niewyraźnym głosie było coś, co poruszyło Suttona.Wsiadł do samochodu i pociągnął za sobą Evę.Android zatrzasnął drzwi.Asher przycisnął pedał gazu i samochód z piskiem opon ruszył po łukowatym podjeździe.Wyjechał na autostradę i z rykiem pełnym tłumionego zniecierpliwienia ruszył długą drogą skręcającą ku wzgórzom.- Dokąd? - zapytał.- Z powrotem do “Herbu" - odpowiedziała.- Tam nic ci nie będą mogli zrobić.Twój pokój jest wyposażony w promienie.- Muszę być ostrożny, bo mógłbym się o któryś potknąć - roześmiał się Sutton.- Ale skąd o tym wiesz?- Na tym polega moja praca.- Przyjaciel czy wróg? - spytał.- Przyjaciel.Odwrócił głowę i spojrzał na nią.Skuliła się w fotelu i znowu była małą dziewczynką.choć nie miała na sobie fartuszka w kratkę i nie była zdenerwowana.- Sądzę - odezwał się - że zadawanie ci pytań nie ma sensu?Pokręciła głową.- Gdybym zaczął je zadawać, pewnie byś skłamała.- Jeślibym zechciała - odrzekła.- Mógłbym wydobyć z ciebie odpowiedzi.- Mógłbyś, ale nie chcesz.Wiesz, Ash, znam cię dość dobrze.- Spotkałaś mnie dopiero wczoraj.- Tak - odparła - ale badałam cię przez dwadzieścia lat.Roześmiał się.- Nawet o mnie nie myślałaś.Tylko.- I wiesz co, Ash?- Słucham?- Uważam, że jesteś cudowny.Zerknął na nią.Siedziała nieruchomo w kąciku fotela, wiatr przylepił do jej twarzy kosmyk miedzianych włosów.Jej ciało było miękkie, twarz lśniła lekko.A mimo to, pomyślał.Mimo to.- Miło z twojej strony - odpowiedział.- Mógłbym cię za to pocałować.- Możesz mnie pocałować, Ash - rzekła - kiedy tylko zechcesz.Po chwili zaskoczenia zatrzymał samochód i zrobił to.12.Kufer dostarczono rankiem, kiedy Sutton kończył śniadanie.Był stary i zniszczony, wiekowe skórzane pokrycie wisiało w strzępach, odsłaniając zmatowiały stalowy szkielet, upstrzony tu i ówdzie plamami rdzy.Klucz znajdował się w zamku, a klamry pasów były połamane.Na jednym rogu skórę całkowicie obgryzły myszy.Sutton pamiętał go.Kiedy był jeszcze chłopcem i chodził na strych, aby się tam bawić w deszczowe popołudnia, kufer stał zawsze w odległym kącie.Rozłożył zgrabnie zwinięty w rulon egzemplarz porannego wydania “Gazety Galaktycznej", przyniesiony mu razem ze śniadaniem.Informacja, której szukał, znajdowała się na pierwszej stronie, jako trzecia na kolumnie wiadomości z Ziemi:Pan Geoffrey Benton został zabity ubiegłej nocy podczas nieoficjalnego spotkania w jednym z centrów rozrywkowych dzielnicy uniwersyteckiej.Zwycięzcą był pan Asher Sutton, który dopiero wczoraj powrócił z misji do 61 Łabędzia.I jeszcze ostatnie zdanie, zawierające największe potępienie, jakie można napisać o pojedynkowiczu:Pan Benton strzelił pierwszy i chybił.Sutton znowu złożył gazetę i starannie umieścił ją na stoliku.Zapalił papierosa.Myślałem, że to będę ja, powiedział do siebie.Nigdy dotąd nie strzelałem z takiego pistoletu.Nie wyobrażałem sobie, jak to wygląda
[ Pobierz całość w formacie PDF ]