[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Koniec.Sheppard zatrzymał bębny, taśma znieruchomiała.Wrócił na swoje miejsce za biur-kiem.Gregory siedział zgarbiony.Patrzał na zbielałe kostki ręki, którą zacisnął na porę-czy.Zapomniał o Sheppardzie. Gdybym mógł wszystko cofnąć pomyślał. Ale to wszystko, wszystko, o mie-siące wstecz.Mało.O rok? Głupstwo.Nie wywinę się. Panie inspektorze powiedział naraz gdyby pan wybrał kogoś innego, niemnie, może miałby pan już dziś sprawcą w celi.Czy pan rozumie, o czym mówię? Być może.Niech pan mówi dalej. Dalej? W moim podręczniku fizyki, w ustępie o złudzeniach optycznych, był ry-sunek, na którym widziało się biały puchar na czarnym tle albo dwa czarne profile ludz-kie na tle białym.Można było zobaczyć tylko jedno albo drugie, a ja myślałem jakochłopiec, że prawdziwy musi być tylko jeden z tych dwu obrazów, i tylko na razie niewiem jeszcze, który.Czy to nie śmieszne, panie inspektorze? Pamięta pan naszą rozmo-wę w tym pokoju o porządku.O tym naturalnym porządku rzeczy.Ten porządekmożna imitować, tak pan wtedy powiedział. Nie, to pan mówił. Ja? Możliwe.A jeżeli tak nie jest? Jeżeli nie ma nic do imitowania? Jeżeli świat niejest rozsypaną przed nami łamigłówką, tylko zupą, w której pływają bez ładu i składukawałki, od czasu do czasu zlepiające się przez przypadek w jakąś całość? Jeżeli wszyst-ko, co istnieje, jest fragmentaryczne, nie donoszone, poronne, zdarzenia mają koniecbez początku albo tylko środek, sam przód albo tył, a my wciąż segregujemy, wyławia-my i rekonstruujemy, aż zaczynamy widzieć całe miłości, całe zdrady i klęski, chociażnaprawdę jesteśmy cząstkowi, byle jacy.Nasze twarze, nasze losy urabia statystyka, je-steśmy wypadkową ruchów brownowskich, ludzie to nie dokończone szkice, przypad-kowo zarysowane projekty.Perfekcja, pełnia, doskonałość to rzadki Wyjątek, zda-rzający się tylko dlatego, że wszystkiego jest tak niesłychanie, niewyobrażalnie wie-le! Olbrzymiość świata, nieprzeliczalna jego mnogość jest automatycznym regulato-rem codziennej zwyczajności, dzięki niej uzupełniają się pozornie luki i wyrwy, myśldla własnego zbawienia odnajduje i scala odległe fragmenty.Religia, filozofia są klejem,wciąż składamy i zbieramy rozpełzające się w statystykę ochłapy, żeby je złożyć w sens,jak w dzwon naszej chwały, żeby odezwały się jednym, jedynym głosem! Tymczasemjest tylko zupa.Matematyczny ład świata to nasza modlitwa do piramidy chaosu.Na121wszystkie strony wystają kawałki życia poza znaczenia, które ustaliliśmy jako jedy-ne, a my nie chcemy, nie chcemy tego widzieć! Tymczasem istnieje tylko statystyka.Człowiek rozumny to człowiek statystyczny.Czy dziecko będzie piękne czy brzydkie?Czy muzyka da mu rozkosz? Czy dostanie raka? O tym wszystkim decyduje gra w ko-ści.Statystyka stoi u naszego poczęcia, ona wylosowuje zlepki genów, z których two-rzą się nasze ciała, ona wylosowuje naszą śmierć.O spotkaniu kobiety, którą pokocham,o mojej długowieczności, o wszystkim decyduje normalny rozkład statystyczny, więcmoże także o tym, czy będę nieśmiertelny? Może ona staje się czyimś udziałem na śle-po, przez przypadek, od czasu do czasu, tak samo jak uroda lub kalectwo? A skoro nieistnieją jednoznaczne przebiegi, skoro rozpacz, piękno, radość i brzydota są dziełem sta-tystyki, statystyką jest podszyte nasze poznanie, istnieje tylko ślepa gra, wiekuiste ukła-danie się przypadkowych wzorów.Nieskończona liczba Rzeczy szydzi z naszego umiło-wania Aadu.Szukajcie a znajdziecie; zawsze w końcu znajdziecie, jeżeli będziecie tyl-ko dość żarliwie szukali, statystyka bowiem niczego nie wyklucza, czyni wszystko moż-liwym, jedynie mniej lub więcej prawdopodobnymi.Historia zaś jest ziszczaniem siębrownowskich ruchów, statystycznym tańcem cząstek, które nie przestają marzyć o in-nym doczesnym świecie. Może i Bóg istnieje tylko czasami? rzucił niegłośno Inspektor.Pochylił się doprzodu i z niewidzialną twarzą słuchał tego, co Gregory z takim trudem wyrzucał z sie-bie, nie śmiejąc nań spojrzeć. Może obojętnie odparł Gregory. A przerwy w jego istnieniu są bardzo dłu-gie, wie pan?Wstał, podszedł do ściany i wpatrzył się niewidzącymi oczami w jakąś fotografię. Może i my. zaczął i zawahał się .i my jesteśmy tylko czasami, to znaczy:raz mniej, niekiedy prawie znikamy, rozpływamy się, a potem nagłym skurczem, na-głym wysiłkiem, scalając na chwilę rozpadające się rojowisko pamięci.na dzień staje-my się.Urwał.Po chwili powiedział innym głosem: Przepraszam.Dogadałem się sam nie wiem do czego.Może.tyle dzisiaj.Już chy-ba pójdę. Nie ma pan czasu?Gregory zatrzymał się.Patrzał na Shepparda ze zdziwieniem. Mam czas.Ale już dosyć chyba. Czy zna pan auta Mailera? Mailera? Te wielkie ciężarówki na balonowych kołach, malowane w złote i czerwone pasy.Musiał je pan widzieć. A, ta firma transportowa. Mailer dociera wszędzie przypomniał sobie Gregorytreść reklam. A co.? nie dokończył.122Sheppard, nie wstając z fotela, podał mu gazetą i wskazał małą notatkę u same-go dołu. W dniu wczorajszym czytał Gregory ciężarowe auto f-my MailerCompany uległo pod Amber zderzeniu z pociągiem towarowym.Kierowca, który wje-chał na rozjazd kolejowy mimo ostrzegawczego sygnału, poniósł śmierć na miejscu.Ofiar w obsłudze pociągu nie było.Podniósł oczy na Inspektora, nie rozumiejąc. Przypuszczalnie wracał pusty do Timbrigde Wells.Mailer ma tam bazę po-wiedział Sheppard. Około stu samochodów.Rozwożą żywność, głównie mięso i ry-by w autach-chłodniach.Jeżdżą zawsze nocą, aby dostarczyć towar na rano.Wyjeżdżająpóznym wieczorem, we dwóch, szofer z pomocnikiem. Tu jest mowa tylko o szoferze powiedział powoli Gregory.Wciąż nic nie rozu-miał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]