[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W każdym razie podczas pierwszej zimowej sesji Elipsy, kiedy wilgoć wkradała się nawet do pochodni i stała w kałużach na podłodze, Kat Canyonade abdykował na rzecz Uro Southwind.Kiedy kobieta z Archipelagu wchodziła do sali, poważna, w żółtej sukni, rzuciła Sto spojrzenie tak pełne nienawiści, że Kora po drugiej stronie stołu zesztywniała.- Czułam to w kościach - mówiła później.Leżała w ramionach Miło w czarnym, pachnącym solą gniazdku, jedynym miejscu, w którym udawało jej się zasnąć.- Miło, nie mogę pozwolić, by istniała taka wrogość między nimi.Są gorsi niż Goda i Zin byli kiedykolwiek.Miło z roztargnieniem pogładził ją po brzuchu.- Kochanie, nie możesz ich kontrolować.Odepchnęła jego dłoń.- Być może.Miło, gdybym tylko mogła ścisnąć ich wszystkich w garści!Pokój zawirował, kiedy pociągnął ją na siebie i schwycił twarz w obie ręce.Jego zapach, kwaśny od strachu, uderzył ją w nos.- Nie mów tak! Czasami się o ciebie boję!- Dobrze.- Nie ruszała się.- Nie będę.Puść mnie.Wydawało się, że miesiące trwały latami.Kora ganiła się za każdą lekkomyślność.„Nikt z nas nie jest niezniszczalny! A kto ma to wiedzieć lepiej niż ty, mistrzyni?” Zamknięte w ciemnej szafie jej umysłu, tkwiły podejrzane wypadki.Zaczęły się od zatrutego wina w kuchni Goquisite i powtarzały się dość regularnie.Fajka Gwardzisty, nabita zbyt mocnym tytoniem, nieświeża ryba, pęknięta strzykawka.Duch, który spróbował się mścić.I cała masa drobniejszych rzeczy.Ale nie miała czasu na morderców.Ledwo miała czas, aby uważać.Wszystko, co mogła zrobić, to dać się nieść fali, kiedy jesień zmieniała się w zimę.Lodowaty wiatr wiał i wiał.W czystym, zimnym powietrzu śmierdziało szambem.Ziniquel i Uro nawiązali namiętny romans.Kora wiedziała, że Zin zawsze miał słabość do Uro, ale ze względu na jej związek z bratem nie okazywał swych uczuć.Jak twierdziły bliźnięta, ich związek był nierozerwalny, teraz jednak miłość zmieniła się w nienawiść.Zin wykorzystał moment, aby wyznać swe uczucia i Kora nie winiła go za to.Świat stał im się obojętny, jak kiedyś Korze i Miło.Kora patrzyła na nich i uśmiechała się, choć czasami zastanawiała się z bólem serca, jak bardzo ona i Miło się zmienili.Krótko po Przesileniu, kiedy wszyscy odsypiali trzydniowe świętowanie, Algia wstała, podniosła się ze swego wąskiego łóżka i zakradła mokrym Zaułkiem do Thaumagery.Wspięła się do pokoju Owena i płacząc, ugodziła go piętnaście razy w gardło, aż krew przemoczyła prześcieradło i zaczęła się sączyć na podłogę.Potem padła na ciało, rosząc je łzami i wyjąc tak, że umarłego by obudziła.Kora usłyszała wieści od Eterneli, która stała w drzwiach jak skamieniała i obserwowała całe zajście.Algia nawet się nie rozejrzała, choć wiedziała, że Eterneli sypiała z Owenem i na pewno znajdowała się w pobliżu.Kora szczerze i serdecznie nienawidziła pogrzebów.Szczególnie, że nawet przed sobą nie chciała przyznać, iż wcale się nie smuciła z powodu śmierci Owena.Wręcz przeciwnie, była tak zadowolona, że pogrzebała go z całą pobożną pompą, choć był ateistą.Braciszek straszliwie przynudzał; Siostrzyczka czekała w pobliżu, aby zająć jego miejsce, gdyby głos odmówił mu posłuszeństwa.Godziny minęły, zanim trumna wreszcie spoczęła w grobie wykopanym na wielkim cmentarzu na brzegu Chromu.Kora uroniła aż trzy łzy, które spadły na gorset jej czarnej sukni.Cyprysy, wierzby i leszczyna pieniły się między nagrobkami, uzurpując sobie prawo do opuszczonego cmentarza.W jej głowie zaczęło rodzić się zwątpienie.Nie mogła pocieszyć Eterneli.Trzynastolatka pobiegła najpierw do Pami, płacząc za swym kochankiem.Dopiero wtedy Pami zaczęła szukać Kory.Kiedy łzy obeschły, Eterneli wróciła do Algii, do Melthirru.Teraz stały się nierozłączne.Dla Kory było to nielogiczne, ale podejrzewała, że obie rozpaczały w równej mierze.Algia stwierdziła, że Eterneli zostanie jej uczennicą.Jaką różnicę sprawiała teraz jedna pogwałcona zasada? Kora, Uro, Pami i Ziniquel zgodzili się, że Algia powinna albo zostać mistrzynią, albo odejść z Zaułka jak Hem, albo oszaleć.Miała trzydzieści pięć lat.- Ja mam tylko dwadzieścia osiem - mruknęła Pami - a jednak jestem najbardziej doświadczona z nas wszystkich.Wydaje się, że dopiero wczoraj byłam nową mistrzynią, walczącą o miejsce w Elipsie.- Pamiętam, kiedy zabiłaś Isena.Uczyłem się wtedy u Konstancji.- Ziniquel potrząsnął głową.- To nienaturalne.Pięcioro z nas, jeden po drugim.Kto by pomyślał, Koro, żejesteś jedyną, która objęła krzesło w Elipsie bez popełniania morderstwa?- Zapominasz o Kacie - warknęła Kora.- Mówił mi, że jest szczęśliwy w domku na brzegu Chromu.- Hoduje pszczoły! - Niedowierzanie przebijało ze słów Ziniquela.- Jak można hodować pszczoły, będąc twórcą?- Jesteś ciągle młody, Zin - stwierdziła Uro, jakby zapomniała, że sama jeszcze nie przekroczyła dwudziestki.- Może zrozumiesz wybór Kata, gdy przyjdzie twoja kolej, aby się wycofać w odpowiedniej chwili.- Pocałowała go.Uniósł brwi, ale oddał pocałunek.Uro popychała go na sofę, kładąc się na nim.Ich związek był jeszcze na etapie, kiedy namiętność atakowała bez ostrzeżenia.Pami mrugnęła do Kory, rozbawiona.„Ciągle jest młody”.Kora poczuła panikę dziecka, które stawia pierwsze kroki, rozgląda się za rodzicami i widzi, że machają na pożegnanie i znikają w wielkiej, ciemnej, niezgłębionej jaskini.„Co ze mnie za mistrzyni? Gdzie się podziali mądrzy, dobrzy imrchim, którzy mnie przyjęli cztery lata temu? Czy to z mojej winy wszystko się zmieniło?”- W Niebiosach! - skończył flamen, przekrzykując płaczki.Deszcz przemoczył chustkę Eterneli i spływał po jej policzkach, przyklcpując futro.Wyglądała jak dorosła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]