[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale w gromadzie zagotowało się z nagła kieby w tym kotle, wszyscy naraz zaczęli prawić, krzyczeć isprzeczać się zajadle, że już nie dosłyszał nikogo, a jeno pojedyncze słowa klątw, pogróz i przekpiwańlatały nad głowami kiej kamienie.Jakby ich zły opętał, tak się wydzierali zapalczywie, a nikto nieporedził wyrozumieć, skąd to przyszło i laczego?Spierali się o szkołę, o Antka, o wczorajszy deszcz, kto zeszłoroczne szkody przypominał sąsiadowi, ktofolgę jeno dawał wątrobie, kto zaś la samego sprzeciwu się kłyznił, że powstał taki męt, taki wrzask izamieszanie, co się już widziało, jako leda chwila wezmą się za łby i orzydla.Próbował spokoić Grzela,próbowali drugie, nie przemogli jednak opętania.Wójt dzwonił, jaże mu drętwiały kulasy, przywołującdo porządku, i takoż na darmo.Kiej te rozjuszone indory skakały sobie do oczów, ślepe już i głuche nawszystko.Dopiero któryś ze sołtysów jął walić kijem w pustą beczkę, stojącą pod okapem, jaże zahuczała kiejbęben, wtedy ludzie oprzytomnieli nieco, ściszając się nawzajem.Naczelnik nie mogąc się doczekać cichości, zakrzyczał zgniewany:- Cicho tam! Dosyć tej narady! Milczeć, kiedy ja mówię, i słuchać.Szkołę uchwalcie.Zcichło, jakby makiem posiał, strach padł na wszystkie, mróz przeszedł kości, że stali jakby podrętwielispozierając po sobie niemo i bezradnie, ani w myślach postały sprzeciwy, gdyż on stał groznie, toczącoczami po wylękłych twarzach.Przysiadł znowu, a wójt, młynarz i drugie rzucili się między ludzi przyniewalać do posłuszeństwa istrachać.- Głosować za szkołą, głosować.- Może być zle.Słyszeliśta?Pisarz tymczasem sprawdzał obecnych, że ci trochę ktoś odkrzykiwał:- Jest! Jest!Zaś po sprawdzeniu wójt wlazł na stołek i zakomenderował:- Kto za szkołą, niech przejdzie na prawą stronę i podniesie rękę.Sporo przeszło, ale dużo więcej narodu ostało na miejscu, naczelnik się zmarszczył i przykazał, aby lasprawiedliwości głosowali imiennie.Strapił się tym Grzela, dobrze rozumiejąc, że skoro każden z osobna pójdzie głosować; to nie będzieśmiał się przeciwić.Ale już nie było nijakiej zarady.Pomocnik zaczął wywoływać i każden szedł koleją, posobnie, a pisarzprzy nazwisku znaczył kreskę, jeśli był za szkołą, lub robił krzyżyk, gdy się jej przeciwił.Długo się wlekło, gdyż ludzi było chmara, lecz w końcu ogłosili:- Dwieście głosów za szkołą, osiemdziesiąt przeciw.Grzelowi podnieśli wrzask.- Na nowo głosować! oszukali!- Ja mówiłem: nie, a postawił mi kreskę! - wydzierał się któryś, a za nim wielu świarczyło to samo; zaśgorętsi jęli się skrzykiwać.- Nie dać, podrzeć papiery, podrzeć!Szczęściem, co dworski powóz zajeżdżał przed kancelarię, więc ludzie, chcąc nie chcąc, musieli siępoodsuwać na boki, zaś naczelnik przeczytawszy list, jaki mu podał lokaj, oznajmił uroczyście:- Tak, bardzo dobrze, szkoła w Lipcach będzie.Juści, co nikto i pary z gęby nie puścił, stali kiej mur patrząc w niego spokojnie.Podpisał jakieś papiery, wsiadł do powozu i ruszył.Kłaniali mu się pokornie, ani spojrzał na kogo, ni kiwnął głową, a pogadawszy jeszcze ze strażnikami,skręcił na boczną drogę ku modlickiemu dworowi.Patrzyli za nim czas jakiś w milczeniu, aż któryś z Grzelowych rzekł:- Jagniątko, do rany go przyłóż, a nie spodziejesz się, jak udrze cię kłami gorzej wilka i wezmie podkopyta.- A czymże by to głupich trzymali, jak nie pogrozą?Grzela jeno westchnął, spojrzał po gromadzie i szepnął cicho:- Przegralim dzisia, trudno, naród jeszcze nie wezwyczajony do oporu.- Boja się bele czego, to i niełatwo się wezwyczai.- Moiściewy, a jaki to człowiek, nawet prawo ma se za nic.- Juści, przeciek prawo pisali la nas, a nie la siebie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]