[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Właśnie w tym filmie była scena wewnątrz ogromnej maszynerii zbudowanej przez Krellów, chyba tak się nazywali.Zupełnie jak ta tutaj.Rozumiesz, to były fikcyjne istoty wymyślone na użytek filmu.– przerwała, widząc wyraz jego twarzy.Westchnął.– Byliśmy wśród ludzi zbyt długo – stwierdził.– Przesiąknęliśmy ich szaleństwem.– Myślałam, że wychowałeś się na Ziemi.Podobno z prawnego punktu widzenia jesteś człowiekiem?– Moje dokumenty są tam w górze, na statku.Też coś.– W takim razie uważaj się za kosmopolitę – mruknęła.– A cóż to tak naprawdę oznacza, droga przyjaciółko?– Dobrowolne postrzeganie rasowej świadomości w świetle pryncypialnej jedności istot rozumnych.Prychnął.– Wcale nie.Oznacza tyle, że to my uczymy się języków tych małp i dopasowujemy do ich świata.Widziałaś kiedyś człowieka zachowującego się jak Kung czy Shandyjka?– Nie – przyznała.– Lecz z drugiej strony, to Kin Arad jest wolna, a my byliśmy uwięzieni.Oni zawsze obejmują przywództwo.Zawsze dostają, czego chcą.Lubię ich tak samo jak cała rasa.W przeciwnym razie może już by nas nie było.Co to jest?Poszedł za jej spojrzeniem.Pół kilometra dalej, ponad metropolią maszyn wznosiła się wieża.Była zbudowana jakby z gigantycznych kul, ułożonych jedna na drugiej.Jaśniała mętną czerwienią.Srebrna widziała roboty stłoczone na otaczających ją pomostach, lecz Kung musiał się zadowolić niewyraźnym, załzawiającym oczy widokiem czegoś ogromnego i złowieszczego.– Gigantyczna maszynka do kawy? – stwierdził.Shandyjka krzyknęła do małego, toczącego się przed nimi dziwaka.Posłusznie zawrócił.Wskazała na sznur kul znikający gdzieś w górze.– To proste urządzenie do topienia skały i wyrzucania w górę pod ciśnieniem – odparł robot głosem Kin.– Po co? – spytał Marco.– Wulkany.– To coś jest po to, żeby na dysku mogły istnieć wulkany? Idiotyzm!– Kung osłupiał.Maszynka potoczyła się dalej.– To jeszcze nie wszystko.Poczekaj, aż zobaczysz urządzenia do trzęsień ziemi.* * *Podróż pod dyskiem zabrała im dwa dni.Przeważnie szli piechotą.Czasem jechali skuleni na płaskich platformach, które wlokły się tunelami w ślimaczym tempie, wspinali gdzieś albo przesuwali cal za calem wzdłuż wąskich półek nad przepaściami.Niekiedy pędzili jak wiatr przez skrzyżowania, mijając grzmiące maszyny, które toczyły się gdzieś w swoich sprawach.Widywali także autokuchnie, bezsensownie ulokowane w tym rozedrganym, podziemnym świecie.Wyglądały na nowe, w odróżnieniu od zdezelowanych urządzeń dookoła, wprawdzie naprawianych, ale całkiem zużytych.Marco wspomniał o tym, kiedy siedzieli oparci o jedną.– Gdyby mieszkańcy dysku przeszli rewolucję przemysłową a potem zajrzeli tutaj, umarliby ze strachu – stwierdził.Srebrna żuła coś, co według przypuszczeń Marco było lekko podgotowanym Shandem.– Wygląda to na straszne niedbalstwo twórców.Jak mogli doprowadzić je do takiego stanu? Zauważyłam bardzo dużo zepsutych urządzeń, które przecież można by naprawić.– A kto zreperuje te, które wykonują naprawy? Przez sto lat taka maszyneria musi spalić mnóstwo bezpieczników.Co byś zrobiła, gdyby w robocie naprawiającym maszyny wykonujące części dla fabryki montującej roboty obsługujące urządzenia produkujące bezpieczniki złamał się trybik? Jeśli od czasu do czasu ktoś nie dokona generalnego przeglądu, dysk się stopniowo zużyje.– Zapytajmy robota.To był niestety żart.Automat mógł odpowiedzieć tylko na pytania dotyczące bezpośrednio działania mechanizmów.Potraktował ich dziesięciominutowym wykładem na temat maszyny do regulacji pływów, zaś inne tematy zignorował.Marco zabawiał się myślami o podważeniu mu pokrywy, ale w końcu zdobył się na rozsądek.– To miejsce z czerwonymi światełkami musiało być niedaleko krawędzi dysku – stwierdziła Srebrna.– Mam wrażenie, że znów zbliżamy się do osi.Może Kin coś będzie wiedziała.Robot stojący w milczeniu kilka metrów dalej potoczył się do przodu.– Odpoczęliśmy? – spytał pogodnie.– Możemy ruszać dalej?Wstali sztywno.Kanciasty automat poprowadził ich wąskim pomostem.Wyszli na obszerną, okrągłą, jaskrawo oświetloną galerię.Trochę blasku dawała jasna mgła nad ich głowami, lecz większa jego część pochodziła z małego, aktynowego słoneczka.Sunęło może ze sto metrów ponad dokładnym, kilkusetmetrowym modelem powierzchni dysku.Tyle że normalne modele nie mają maleńkich chmur rzucających cień, ani aktywnych wulkanów.Galeria nie miała barierki, zaś ruchoma mapa znajdowała się metr pod nią.Promienie słońca błyszczały na morskich falach niepokojąco realnie.Marco patrzył na dół dość długo.– Dość – powiedział w końcu.– To jest piękne.Tylko czemu służy?– Może to model wykonany przez jakiegoś architekta – mruknęła Srebrna.– Spójrz na skazę, zaraz za tym wewnętrznym morzem.Kung zmrużył oczy, ale poddał się.– Nie widzę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •