[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Miał zaciśnięte usta, ale zdawało mu się, że krzyczy do drzew, w półmrok ukryty pod łapami świerków: “Nie wolno żyć bez żadnej nadziei, a jedyną nadzieją człowieka pozostaje miłość".Z kobietą, której się jedynie pożąda, może być lepiej lub gorzej, lecz zawsze bywa podobnie i zawsze się z nią więcej traci, niż zyskuje.Za każdym razem człowiek pozostaje jeszcze bardziej samotny i dlatego ogarnia go jeszcze większy smutek.Jest bowiem tylko zwierzęciem spełniającym polecenie natury, aby zachować gatunek.Zbliża się do kobiety ze świadomością, że jeszcze raz zostanie oszukany, i odchodzi z poczuciem oszustwa.Tylko miłość może wyprowadzić nas na wyżyny nie znane innym istotom żywym, uskrzydlić, uczynić z człowieka anioła.Co z tego, że on, Maryn, noc w noc rżnął Erykę, jeśli mu potem rzuciła w twarz, że niedobrze jej się od tego robiło.Co z tego, że leśniczy Kulesza noc w noc męczył swoją młodą żonę.Czy nie doprowadził do tego, że od niego odeszła? I czy on, Maryn, nie pojął istnienia prawdziwej miłości, gdy w ich leśniczówce noc w noc słuchał skrzypienia łóżka nad swoją głową? Cóż mu dała ta dziewczyna z Gaud? Co z nią przeżył takiego, czego nie przeżył z innymi kobietami? Czym różnił się jej spazm rozkoszy od spazmów innych kobiet? Czym różniła się jego rozkosz od tej, jaką miał z innymi kobietami.Być człowiekiem to znaczyło kochać i być kochanym.Jeśli komuś wystarcza spełnienie pożądania - niech żyje jak zwierzę bez świadomości, że istnieją jakieś inne wspaniałe światy.On, Maryn, przeczuwa, że w takie światy dane jest człowiekowi wzlecieć.Wie też, że znowu potrafi posiąść kobietę, kiedy zechce i ile razy zechce.Teraz może decydować się na wybór - miłość czy samo pożądanie.Teraz też może znaleźć drogę do przezwyciężenia swojej samotności poprzez miłość czystą i prawdziwą, ogromną, wszechwypełniającą.Być może teraz poprzez miłość zdoła przełamać w sobie strach przed samotnością, która towarzyszyła mu przez tyle długich lat.Czyż nie był straszliwie samotny na Dapperstraat przy boku Beraadetty? Czy nie był jak samotne dzikie zwierzę przy boku Eryki? I czy choć przez chwilę zdjął z siebie ciężar samotności, gdy leżał obok dziewczyny z Gaud?Jechał przez las i niemal z miłością patrzył na zieleń pokrywającą gałęzie drzew liściastych.Nie czuł jak Horst Sobota nienawiści do lasu, ale przecież coś z gadania Horsta Soboty przesączyło się do jego świadomości.Las był chyba żywą istotą.Gdyby nie te długie godziny w leśniczówce Kuleszy, przenigdy nie odkryłby, że czegoś mu nie było dane przeżyć, ominęło go coś ważnego i niepowtarzalnego.Być może, aby spotkać miłość, trzeba było mieć w sobie także i zdolność do kochania, które uczłowieczało istotę ludzką.Jeśli nawet Maryn nie ma owej zdolności, to przecież jednak zawsze pozostaje nadzieja, że kiedyś ją w sobie odnajdzie.Znalazł się na asfaltowej szosie, która prowadziła w głąb lasu, gdzie stały dwie wille otoczone wysoką siatką.Na tej drodze był kiedyś szlaban pomalowany kolorami flagi państwowej, ale już chyba dawno został złamany przez jakiś wielki samochód wywożący pnie do tartaku.Asfalt położono pośpiesznie (to była taka epoka pośpiechu, Maryn wtedy otrzymywał ciągle nowe i niekiedy sprzeczne ze sobą polecenia, które musiały być wykonywane natychmiast, bez względu na ryzyko).Nie zadbano o wykonanie twardego podłoża i wystarczyły dwie zimy, aby nawierzchnia drogi popękała, wykruszyła się, powstały w niej szerokie wyrwy, w które natychmiast wkroczył las.Gdy kopyta klaczy zastukały na spękanym asfalcie, Maryn pomyślał, ile prawdy kryło się w ostrzeżeniach starego Soboty, że las wszystko pragnie ogarnąć i pochłonąć.W każdej szczelinie asfaltu już zieleniła się trawa, z wyrw i pęknięć wyglądały młode sosenki, tu i ówdzie z poboczy pochylały się młode brzózki.Nad drogą rozlewał się czerwcowy upał i Maryn ziewnął.Poczuł zmęczenie spowodowane nocą spędzoną z dziewczyną, zachciało mu się spać.Był głodny, nie miał jednak ochoty wracać do domu Horsta.Czuł się głupio, że Horst przyprowadził mu dziewczynę do łóżka, a on z tego skorzystał.Weronika uczyniła słusznie, że się nie pokazała, bo co innego mógłby wyczytać z wyrazu jej twarzy jak nie wzgardę.Do diabła, był przecież mężczyzną, który sam mógł sprowadzić sobie dziewczynę.Postawiono go jednak przed faktem dokonanym, usiadł przy stole z Horstem i dziewczyną, a potem wszystko nastąpiło o wiele lepiej, niż się spodziewał, gdyż dziewczyna mu się podobała.Choć tak naprawdę podobała mu się nie tutaj, ale tam w knajpie, ubrana i krążąca między stolikami.W łóżku, naga i od razu oczekująca na spełnienie, obudziła w nim nawet coś w rodzaju niechęci i był taki moment, kiedy chciał się wykręcić, powiedzieć jej: “Ubierz się, ja nie przyjmuję od nikogo takich darów" [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •