[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I znów tworzyła się skorupa.Co kilka stuleci nowa erupcja dostarczała świeżej lawy.Tak właśnie powstało Wielkie Jezioro Słone w Ameryce.- Ale te jeziora są sztuczne.- Naturalne słone jezioro też tu jest.Właściwie jest ich jedenaście.W warstwach, pod naszymi stopami.Usunęliśmy tylko glinę, tworząc odkryte stawy.Pompujemy solankę do stawów, żeby odparowała - wskazała na stojące po drugiej stronie doliny trzy małe budki, z których rozchodziła się sieć rur.- Całą pracę wykonują trzy pompy.- Ale gdzie jest wasza kopalnia?- W stawach.Przy właściwym stężeniu możemy wytrącać cząsteczki boru.Każdy zbiornik okresowo osuszamy i zbieramy osad z dna.Cała sztuka polega na utrzymaniu odpowiedniego stężenia.Jeśli nie wyjdzie, dostaniemy zwykłą sól kuchenną.Albo metaliczną zupę, której rozdzielenie zbyt wiele by kosztowało.Poprowadziła ich groblą do miejsca, gdzie przecinała ona wąwóz Smoczej Gardzieli.- Ale powiedziała pani, że to osuwisko zablokowało dolinę - wspomniał Shan.- Usunęliśmy je.Nie było dość stabilne.Grobla musi być z ubitej gliny.Właśnie skończyliśmy nad nią pracować.To już ostatnia.- Shan zauważył, że do stawu, przy którym stali, o lustrze wyraźnie niższym od pozostałych, wciąż jeszcze tłoczona jest woda.Amerykanka podała mu lornetkę, wskazując na drugi koniec niecki.- Z najdalszego stawu właśnie wybieramy osad.W pobliżu stawu piętrzyła się lśniąco biała hałda.- Mamy prostą jednostkę przetwórczą do wstępnego oczyszczania surowca.Kiedy zaczniemy produkcję, popakujemy go w jednotonowe worki i roześlemy w świat.- Shan uświadomił sobie, że mówiąc, Fowler patrzy gdzie indziej, w stronę gromady robotników na środku zespołu stawów.Zwróciwszy tam lornetkę, stwierdził, że są to dwie grupki.Obie stały bezczynnie.- W świat? - zapytał.- Część do fabryk w Chinach - odparła w roztargnieniu.- Większość do Hongkongu, skąd popłynie do Europy i do Ameryki.Shan przyglądał się ponurej szarej maszynie, przy której zebrała się druga grupka.- Dlaczego Tan ich przysłał, skoro pani koncesja została zawieszona?- To Ministerstwo Geologii zawiesiło koncesję.- Kto podpisał decyzję?Fowler zawahała się, jak gdyby zastanawiając się, czy odpowiedzieć.- Dyrektor Hu.- Z lokalnego biura ministerstwa?- Właśnie.Ale wytłumaczyłam Tanowi, że jeśli teraz zamkniemy kopalnię, stracimy cały materiał w stawach.Opracowaliśmy proces tak, że nasz produkt komercyjny wytrąca się pierwszy.Jeżeli zaczekamy, zostanie zanieczyszczony.Pół roku pracy może pójść na marne.Zgodził się, że powinniśmy utrzymać działalność do wypuszczenia próbnej partii, na tej zasadzie, że koncesja odnosi się tylko do produkcji na sprzedaż.- Ale potem wszystko staje?- Jeśli nie uda nam się rozgryźć, o co chodzi.- Mówi pani, że Hu nie podał żadnych powodów tej decyzji?Fowler nie odpowiedziała.Odeszła na dwa kroki i utkwiła wzrok w skalnej ścianie u końca stawu.Shan przyglądał jej się przez chwilę, próbując odgadnąć, czy wytrącił ją z równowagi prokurator Jao, dyrektor kopalnictwa Hu, czy może on sam.Wreszcie skierował wzrok na skałę.Stroma, niemal pionowa ściana wznosiła się przed nimi na blisko sto metrów.Nagle dostrzegł na skałach jakiś ruch: ze szczytu urwiska zwisały, kołysząc się, dwie białe liny.Fowler odwróciła się w stronę Gardzieli.- Widać stąd całą dolinę - powiedziała.Ale Shan nie zareagował.Liny poruszały się.Na szczycie widać było dwie postacie w jaskrawoczerwonych kamizelkach i białych kaskach.Nagle Yeshe wykrzyknął zaskoczony.Patrzył na drugi koniec wąwozu.- Czterysta Czwarta! Tam jest.- Zreflektował się i zakłopotany spojrzał na Shana.Shan obrócił lornetkę.Wystarczyła mu chwila, by przebiec wzrokiem Smoczą Gardziel aż do podnóża góry.Dzieliło ich od niej trzydzieści kilometrów krętej górskiej drogi, a jednak przed nimi, nie dalej niż pięć kilometrów w linii prostej, leżał widoczny jak na dłoni teren robót Czterysta Czwartej.Regulując ostrość, wypatrzył most Tana, czołgi pałkarzy i długi szereg więziennych ciężarówek.Poczuł na sobie wzrok Amerykanki i opuścił szkła.- Mój główny inżynier pokazał mi to - powiedziała oskarżycielskim tonem.- To jedno z waszych więziennych przedsięwzięć.Niewolnicza praca.- Rząd często przydziela przymusowe brygady robocze do budowy dróg - odezwał się z niespodziewaną wyższością w głosie Yeshe.- Pekin twierdzi, że w ten sposób kształtuje się socjalistyczną świadomość.- Rozmawiałam o tym z ludźmi z ONZ.- Jestem zwolennikiem dialogu międzynarodowego.- wtrącił Shan.Nagle poczuł ostre dziabnięcie w plecy.To sierżant Feng zaszedł go od tyłu.Shan odwrócił się i ujrzał wycelowany w siebie kciuk.W oczach Fenga tlił się ogień.Ruch ten nie umknął uwagi Fowler.Wydawało się, że zamierza coś powiedzieć, gdy nagle od urwiska dobiegł ich niosący się echem zawadiacki okrzyk.Odwrócili się.Po ścianie, odbijając się stopami od skały, zsuwały się na linach dwie postacie.- Szalony głupiec - mruknęła Fowler.- To Kincaid.Trenuje młodych inżynierów.Ma zamiar zdobyć Everest, zanim stąd odjedzie.Chce się wspinać z ekipą Tybetańczyków.- Everest? - zdziwił się Yeshe.- Przepraszam - odparła Fowler.- Wy nazywacie ją Czomolungmą.Górą Matką.- Boginią Matką Świata - poprawił Yeshe.Postacie zjechały do stóp urwiska i objęły się, podskakując radośnie.Parę chwil później ruszyły w stronę długiej grobli.Byli to szczupły mężczyzna o błyszczących oczach, z końskim ogonem, którego Shan widział przy jaskini, i siedzący wtedy za kierownicą dżipa młody Tybetańczyk, który później wpadł do biura Tana.- Jestem Tyler - przedstawił się Amerykanin.- Tyler Kincaid.Wystarczy samo Kincaid.- Jego uśmiech przygasł na widok Fenga.Spojrzał na pistolet sierżanta.- A to - dodał, wskazując kciukiem - jest Luntok, jeden z naszych inżynierów.- To właśnie Kincaid dokonuje cudów w stawach - wyjaśniła Fowler.- Natura dokonuje cudów - stwierdził obojętnie Kincaid.Mówił, lekko zaciągając, co przywodziło Shanowi na myśl postaci z amerykańskich westernów.- Ja tylko daję jej okazję.- Przyglądał się chwilę Shanowi, po czym powiedział już ciszej, choć oskarżycielskim tonem: - Byłeś przy jaskini.Z Tanem.Chcemy usłyszeć coś o tej jaskini.- Ja też.Muszę wiedzieć, dlaczego wy tam byliście.- Dlatego, że dzieje się tam coś złego.Dlatego, że to święte miejsce.- Czemu tak uważasz?- To jedno z tych miejsc, które buddyści nazywają siedliskami mocy.Na końcu doliny.Zwrócone na południe.Ze źródłem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •