[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Szczeliny powiększyły się z hukiem.Czarny dym oślepił Elryka, koń zacząłsię cofać.Z sypiącej się skarpy wyłaniał się masywny różowy stwór na tuzinienóg szczękający żuchwą w pogoni za szczurowatymi, które były najwyrazniejjego naturalnym pożywieniem.Elryk puścił koniowi wodze, i odwróciwszy siępatrzył na stworzenie, które podobno wyginęło kiedyś, w mrokach starożytno-ści.Czytał o takich bestiach, ale nie wierzył, by mogły przetrwać.Nazywano je32żukami ognistymi.Za sprawą jakiegoś żartu natury te gigantyczne chrząszcze gro-madziły w szczelinach ciężkiego pancerza spore ilości płynnego tłuszczu, któryłatwo zapalał się od słońca.Czasem zdarzało się, na grzbiecie takiego stworzeniażarzyło się aż ze dwadzieścia ognisk, a jedynym sposobem ugaszenia płomienibyło dlań zagrzebanie się głęboko w piasku, co działo się podczas pory godowej.Tę właśnie Elryk widział z daleka.Teraz jednak ogniste żuki polowały.Poruszały się niesamowicie szybko.Przynajmniej tuzin olbrzymich owadówzbliżał się do drogi i Elryk z przerażeniem zauważył, że najpewniej przyjdzie muwpaść wraz z koniem w pułapkę zastawioną szczurowate.Wiedział, że ogniste żu-ki nie przebierają w potrawach i że może zostać pożarty przez czysty przypadek,a bestia nie zorientuje się nawet, że połknęła człowieka.Koń cofał się wciąż i par-skał, ale gdy Elryk skłonił go do posłuszeństwa, wparł wszystkie kopyta w ziemię.Książę wyciągnął miecz nie wiedząc, na ile użyteczny będzie magiczny oręż prze-ciwko tym szaroróżowym, ociekającym płomieniami pancerzom.Zwiastun Burzynie zyskiwał z tak prymitywnych stworzeń wiele energii.Można było liczyć jedy-nie na szczęśliwe cięcie, rozłupanie grzbietu i wydostanie się z coraz ciaśniejszegokręgu, zanim pułapka zatrzaśnie się całkowicie.Szerokim zamachem Elryk odciął wijący się czułek, lecz żuk niemal tego niezauważył i nawet się nie zatrzymał.Książę krzyknął, ciął raz jeszcze, ogień przy-gasł, w powietrze prysnął gorący tłuszcz, a pancerz pozostał najwyrazniej nie na-ruszony.Rżenie konia mieszało się z odgłosami uderzeń miecza, aż Elryk z krzy-kiem zawrócił wierzchowca, szukając ucieczki.Pod kopytami migały przerażo-ne szczurowate, niezdolne do szybkiego zagrzebania się w twardej nawierzchnidrogi.Krew tryskała na nogi i ramiona Elryka, okrywające konia białe płótnozabarwiło się czerwienią.Krople płonącego tłuszczu wypalały w materii dziury.Owady ucztowały, poruszając się już dużo wolniej.W ich kręgu nie było luki natyle dużej, by przepuścić rumaka i jezdzca.Elryk pomyślał, że może udałoby się przejechać po grzbietach gigantycznychżuków, chociaż te wydawały się nieco za śliskie, by się na nie wspiąć.Nie by-ło jednak alternatywy.Miał już zmusić konia do skoku, gdy wokół rozległ sięosobliwy poszum i w powietrzu zaroiło się od much-padlinożerców, które zawszetowarzyszyły ognistym żukom żywiąc się resztkami i odchodami pozostawianymina szlaku przemarszu.Zaczęły siadać na człowieku i koniu, pogarszając jeszczei tak kiepską sytuację.Elryk usiłował się oganiać, ale muchy utworzyły już grubykożuch, ogłuszając swym brzęczeniem, przyprawiając o mdłości i na wpół ośle-piając.Koń zarżał boleśnie i potknął się.Elryk usiłował dojrzeć cokolwiek, lecz mu-chy i dym nie dawały szans ani jemu, ani wierzchowcowi.Wypełniały nos i usta.Krztusząc się, książę próbował je zgarnąć z twarzy, spluwał nimi w dół, gdziepiszczały i umierały szczurowate.33Niewyrazny i przytłumiony dotarł doń jeszcze jeden odgłos i niewytłumaczo-nym zrządzeniem losu muchy zaczęły odlatywać.Załzawionymi oczami ujrzał, żewszystkie żuki ruszyły nagle w jednym kierunku tworząc lukę, przez którą dało-by się przejechać.Bez dalszego namysłu wypuścił konia ku przerwie, wciągającjednocześnie głębokimi haustami powietrze do płuc
[ Pobierz całość w formacie PDF ]