[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Nie jestem pewien powiedział Don Denny. Dlaczego tak sądzisz? Te,jak je nazywasz, pieniądze Runcitera. postukał palcem w trzymany w rękubanknot. Czy istnieje jakiś powód, dla którego banki miałyby je przyjmować?Nie zostały legalnie wydane: to nie rząd wprowadził je do obiegu.To sztuczne,nieprawdziwe pieniądze.89 Okay powiedział trzezwo Al. Może nie są prawdziwe, może bankiodmówią ich przyjmowania.Ale nie o to chodzi. Chodzi o to stwierdziła Pat Conley na czym polega ten drugi proces,to pojawianie się Runcitera. Otóż to kiwnął głową Don Denny. Pojawianie się Runcitera todrugi proces, równoległy do procesu rozkładu.Niektóre monety starzeją się, nainnych pojawia się portret czy popiersie Runcitera.Wiecie, co myślę? Sądzę, żete procesy posuwają się w przeciwnych kierunkach.Jeden polega jak gdyby na od-chodzeniu.Znikaniu ze świata rzeczy istniejących.To proces numer jeden.Drugizaś to pojawianie się w świecie rzeczy istniejących czegoś, co nigdy dawniej nieistniało. Spełnienie życzeń powiedziała cicho Edie Dorn. Słucham? zwrócił się do niej Al. Może są to spełnione życzenia Runcitera wyjaśniła Edie. %7łeby je-go portret umieszczony był na oficjalnych środkach płatniczych, na wszystkichnaszych pieniądzach, z monetami włącznie.To byłoby imponujące. Ale na pudełkach od zapałek? zapytał Tito Apostos. Chyba nie przyznała Edie. To niezbyt imponujące. Firma i tak ogłasza się na pudełkach z zapałkami mówił Don Den-ny. Także w telewizji, gazetach dostarczanych do domu i w ilustrowanychmagazynach.Rozsyłamy też nasze reklamy za pomocą poczty.Zajmuje się tymwszystkim dział kontaktów z klientami.Runciter nie interesował się w zasadzietą dziedziną działalności firmy, a już z pewnością nic go nie obchodziły pudeł-ka od zapałek.Gdyby była to jakaś forma urzeczywistnienia się jego ukrytychmarzeń, należałoby się spodziewać, że twarz jego pojawi się w telewizji, nie napieniądzach czy pudełkach z zapałkami. Może pojawiła się w telewizji stwierdził Al. To prawda przyznała Pat Conley. Nie sprawdzaliśmy tego.Nikt z nasnie miał czasu na oglądanie telewizji. Sammy powiedział Al, wręczając mu na nowo pięćdziesieciocentówkę idz i włącz ten telewizor. Nie jestem pewna, czy mam ochotę to oglądać powiedziała Edie, gdySammy wrzucił już monetę do otworu i stanąwszy z boku manipulował gałkami.Drzwi sali konferencyjnej otwarły się i stanął w nich Joe Chip. Zgaś telewizor powiedział Al, ujrzawszy twarz Joego.Wstał i podszedłdo niego; pozostali przyglądali mu się z uwagą. Co się stało, Joe? zapytał.Oczekiwał chwilę na odpowiedz, ale Joe nadal milczał. O co chodzi? Wynająłem statek, którym tu przyleciałem powiedział Joe ochrypłymgłosem. Razem z Wendy?90 Wypiszcie czek, żeby zapłacić za statek polecił Joe. Stoi na dachu.Ja nie mam tyle pieniędzy. Czy może pan dysponować funduszami firmy? spytał Al WalteraW.Waylesa. Na taki cel mogę.Pójdę i załatwię sprawę statku. Walter W.Wayleswyszedł z pokoju, zabierając ze sobą swą teczkę.Joe stał ciągle w drzwiach, nadalzachowując milczenie.Od czasu, kiedy Al widział go po raz ostatni, postarzał sięo sto lat. W moim gabinecie. Joe odwrócił się od stołu i zamrugał oczami,wahając się wyraznie. Ja.sądzę, że nie powinniście tego oglądać.Gdy jąznalazłem, był ze mną ten człowiek z moratorium.Powiedział, że nie jest w stanienic zrobić, że upłynęło wiele czasu.Lata. Lata? zapytał Al, czując zimne dotknięcie lęku.Pójdziemy do mojego gabinetu postanowił Joe.Razem z Alem wyszli z salikonferencyjnej i ruszyli korytarzem w stronę windy. Wracając tu otrzymałemna statku środki uspokajające; ich koszt wliczony jest w cenę biletu.W gruncierzeczy czuję się o wiele lepiej.W pewnym sensie nie czuję po prostu nic.To napewno wpływ tych środków.Kiedy przestaną działać, z pewnością, znów będę sięczuł tak jak przedtem.Nadjechała winda.Nie odzywając się po drodze zjechali nią aż na trzecie pię-tro, gdzie znajdował się gabinet Joego. Nie radzę ci na to patrzeć Joe otworzył drzwi i wszedł pierwszy dośrodka. Zresztą jak chcesz.Skoro ja się po tym pozbierałem, zapewne i tobienic nie będzie. Zapalił umieszczoną pod sufitem lampę. Rany boskie odezwał się po chwili Al. Nie otwieraj torby powiedział Joe. Nie mam zamiaru.Dziś rano czy wczoraj wieczorem? Najwyrazniej stało się to wcześniej, zanim w ogóle dotarła do mojego po-koju.Znalezliśmy.właściciel moratorium i ja.kawałki materiału na korytarzuprzed moimi drzwiami.Ale kiedy przechodziła przez hall, wszystko musiało byćjeszcze w porządku, w każdym razie prawie wszystko.Tak czy owak nikt niczegonie zauważył.W takim hotelu zawsze mają kogoś, kto przygląda się wchodzącym.Sam fakt, że udało jej się dojść do mego pokoju. Taa, wskazuje na to, że w każdym razie była w stanie chodzić.Tak sięprzynajmniej wydaje. Myślę o nas, o pozostałych powiedział Joe. W jakim sensie? Czy i nam przytrafi się to samo? Jak mogłoby do tego dojść? A jak mogło do tego dojść w jej wypadku? Z powodu wybuchu.Będzie-my kolejno umierać w taki sam sposób.Jedno po drugim.Aż nikt nie zostanie91przy życiu.Aż po każdym z nas zostanie tylko dziesięć funtów skóry i włosóww plastykowej torbie.I jeszcze kilka wysuszonych kości. No dobrze powiedział Al. Działa jakaś siła wywołująca gwałtownyrozkład.Funkcjonuje ona od momentu tego wybuchu na Lunie albo została przezten wybuch wywołana.To już wiemy.Wiemy też.tak nam się przynajmniejwydaje, że istnieje jakaś przeciwsiła, działająca w kierunku odwrotnym.Ma tojakiś związek z Runciterem.Na naszych pieniądzach zaczyna się pojawiać jegoportret.Pudełko od zapałek. Runciter pojawił się w moim wideofonie. W wideofonie? Jak to? Nie wiem; po prostu tam był.Nie na ekranie: nie widziałem go.Słyszałemtylko jego głos. Co mówił? Nic konkretnego.Al przyglądał mu się z uwagą. Czy on słyszał ciebie? spytał w końcu. Nie.Próbowałem mu coś powiedzieć.Połączenie działało wyłącznie w jed-ną stronę; ja mogłem tylko słuchać, to wszystko. A więc dlatego nie mogłem się do ciebie dodzwonić. No właśnie Joe kiwnął głową. Kiedy zjawiłeś się, próbowaliśmy właśnie włączyć telewizor.Wiesz, żeo jego śmierci nie ma nic w gazetach? Co za afera!Nie podobał mu się wygląd Joego.Uświadomił sobie, że Chip wydaje się sta-ry, drobny i zmęczony.Czy tak się to zaczyna? Musimy nawiązać kontakt z Run-citerem, pomyślał.Nie wystarczy usłyszeć jego głos; najwyrazniej usiłuje on po-rozumieć się z nami, ale. Jeżeli mamy to przeżyć, musimy do niego dotrzeć. Ujrzenie go w telewizorze nic nam nie da powiedział Joe. Znowubędzie tak, jak w tym wideofonie.Chyba że on powie, jak możemy przemówić doniego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]