[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Usiłowali ze wszystkich sił dostać się na wyspę, ale na próżno.- Niech pan się da nieść fali, doktorze - sapał Jip - niech pan nie traci sił i nie walczy z prądem! Niech się m nie opiera! Nawet jeśli woda uniesie nas poza wyspę, będziemy mogli w miejscu, gdzie prąd nie będzie już tak silny, zawrócić i dostać się z powrotem a ląd.Ale doktor nie odpowiadał i Jip stwierdził, że jego siły i oddech są na wyczerpaniu.Zaczął więc ze wszystkich sił szczekać, gdyż miał nadzieję, że Dab-Dab usłyszy go z wybrzeża i sprowadzi pomoc.Ale znajdowali się zbyt daleko od Fantippo, aby ktoś ich mógł usłyszeć.- Zawróć, Jip! - sapnął doktor.- Nie troszcz się o mnie.Dam sobie jakoś radę.Zawróć i spróbuj dostać się na ląd.Ale Jip nie miał ochoty zawrócić i dać doktorowi utonąć samemu, chociaż i on nie widział żadnej możliwości ratunku.Wkrótce usta doktora napełniły się wodą, zaczął się zachłystywać, spluwać i Jip przeraził się na dobre.Ale gdy doktor zamknął już oczy i siły zdawały się go zupełnie opuszczać, zdarzyło się coś bardzo dziwnego.Jip uczuł pod sobą w wodzie jakieś obce ciało i on, doktor zostali uniesieni w górę jakby na pokładzie jakiejś łodzi podwodnej.Unoszeni byli coraz wyżej, wyżej i wreszcie znaleźli się nad wodą.Leżeli obok siebie i chwytali oddech, a w oczach ich malowało się najwyższe zdumienie.- Doktorze, co to jest? - zawołał Jip i wytrzeszczył oczy na to dziwne ciało, które już teraz nie podnosiło ich w górę, lecz niosło jak w łodzi w kierunku wyspy poprzez silny prąd.- N-n-n-ie mam pojęcia! - dyszał doktor.- Może to wieloryb.Nie, to jednak nie wieloryb.Ma przecież futro - powiedział i skubnął to coś, na czym siedział.- Ale w każdym razie jest to jakieś zwierzę, prawda? - zapytał Jip.- Tylko gdzie ma głowę? - I spoglądał na długi, wygięty grzbiet, który ciągnął się przed nimi na jakieś trzydzieści jardów długości.- Głowa jest pogrążona w wodzie - powiedział doktor Dolittle.- Ale patrz, za nami znajduje się jego ogon.I gdy Jip się odwrócił, ujrzał największy ogon, jaki mu się kiedykolwiek zdarzyło widzieć.Ten ogon pruł fale i kierował ich w stronę wyspy.- Teraz wiem! - zawołał Jip.- To jest smok.Siedzimy na teściowej króla Kakabuki!- W każdym razie dobrze się stało, że przyszła nam z pomocą w ostatniej chwili - powiedział doktor i wytrząsnął wodę z uszu.- Nigdy w życiu nie byłem tak bliski utonięcia.Będę teraz musiał się trochę oporządzić, zanim ona wysunie głowę z wody.Wyjął ubranie z węzełka, wygładził cylinder i ubrał się, gdy tymczasem dziwne stworzenie, które im uratowało życie, stale i niezmordowanie płynęło w kierunku wyspy.ROZDZIAŁ VIIRAJ ZWIERZĄTWreszcie niezwykłe stworzenie dotarło do wyspy i doktor Dolittle z Jipem, trzymając się wciąż jeszcze szerokiego grzbietu smoka, wyleźli z wody na wybrzeże.Gdy doktor zobaczył po raz pierwszy głowę zwierzęcia, zawołał w najwyższym podnieceniu:- Jip, słowo honoru, przecież to jest Quiffenodochus!- Co za Quiffeno - i jak dalej? - zapytał Jip.- Quiffenodochus - rzekł doktor - zwierzę przedhistoryczne.Wszyscy przyrodnicy twierdzą, że wymarło całkowicie, że nigdzie na świecie się już nie pojawia.Wielki to dzień dzisiaj, Jip.Jestem strasznie rad, że tutaj przybyłem!Olbrzymie stworzenie, które mieszkańcy Fantippo nazwali smokiem, wdrapało się tymczasem na piasek i doktor mógł je dokładnie obejrzeć.Na pierwszy rzut oka wyglądało jak dziwaczne pomieszanie krokodyla z żyrafą.Miało krótkie, zgięte nogi, olbrzymi, długi ogon i szyję, a na głowie sterczały mu dwa małe rogi.Gdy tylko doktor Dolittle i Jip zleźli z jego grzbietu, zwierzę obróciło głowę na ogromnie długiej szyi i zapytało doktora:- Jak się pan teraz czuje?- Dobrze, dziękuję - zapewnił je doktor.- Już się bałem - powiedziało zwierzę - że nie zdążę na czas, aby uratować panu życie.Mój brat mianowicie spostrzegł pana pierwszy.Z początku wzięliśmy pana za tubylca i już czyniliśmy przygotowania, aby go przyjąć w nasz zwykły, odstraszający sposób [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •