[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jej małe piersi już prawie wyglądały na zewnątrz, różowe w świetle ogniska.Widziałem, że nic ją to nie obchodzi.Widziałem też, że obchodzi za to Brada.I ani Annie, ani ja nie mogliśmy nic na to poradzić.- Enklawa Carnegie-Mellon ani razu nie wyłączyła pola - odezwała się Lizzie.- Ani razu w ciągu dziewięciu miesięcy.Z pewnością muszą być całkowicie pozbawieni żywności, a to oznacza, że musieli skorzystać ze strzykawek.Już nawet nie mówi tak jak my.Teraz gada jak ten jej terminal.- No i co? - rzuciła się Annie.- Woły też mogą korzystać ze strzykawek.Tak mówiła Miranda.Tylko niech siedzą sobie za tymi swoimi polami i zostawią nas w spokoju.Teraz rzuciła się Vicki.- Jakoś nie chciałaś, żeby zostawili cię w spokoju, kiedy dostarczali ci wszystkiego, co potrzebne.Prawdę mówiąc, to właśnie ty miałaś zawsze najwięcej szacunku dla władzy.„Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj.”- Nie bluźnij mi tu!- Daj spokój, Annie - wtrąciłem się.- Vicki nie miała nic złego na myśli.Ona tylko chce.- Żebyś przestał za nią wciąż przepraszać, Billy - przerwała mi zimno.- Sama mogę przepraszać za siebie i swoją przeżytą kastę.Wstała i odeszła w mrok.- Nie mogłabyś wreszcie przestać się jej czepiać? - Lizzie z furią naskoczyła na matkę.- Po tym wszystkim, co dla nas zrobiła!Zerwała się i pobiegła za Vicki.Brad popatrzył za nią bezradnie.Wstał, usiadł, potem znowu zaczął wstawać.Zrobiło mi się go żal.- Nie rób tego, synu.Lepiej zostawić je na chwilę same.Chłopak popatrzył na mnie z wdzięcznością i wrócił do swojego terminalu.- Annie.- zacząłem najłagodniej, jak umiałem, ale nie dała mi skończyć.- Coś się dzieje niedobrego z tą kobietą.Ciska się jak wściekła kotka.Tak samo jak Annie.Ale tego już jej nie powiedziałem.Obie ciskają się zupełnie inaczej.Annie martwi się o Lizzie, jak to ona.Vicki martwi się o cały kraj.Jak to Wół.Bo jeśli nie oni, to kto?Pomyślałem o Amatorach, którzy nie potrzebują już Wołów.O Wołach, co kryją się przed Amatorami za swoimi polami.Pomyślałem o tych wszystkich walkach i zabójstwach, które tego popołudnia widzieliśmy w holowizji.O człowieku, który nazywał Wołów „abominacjami” i mówił, że strzykawki są od Boga.Tym, który mówił, że ma Wolę i Ideę.Podniosłem się i ruszyłem poszukać Vicki, żeby sprawdzić, czy wszystko z nią w porządku.21Victoria Turner: Zachodnia WirginiaONI NIC NIE ROZUMIEJĄ.ŻADEN Z NICH.AMATORZY to wciąż tylko Amatorzy, mimo tych wszystkich oszałamiających zmian, jakie nastąpiły - no i w końcu są jakieś granice tego, czego można się po nich spodziewać.Szłam w kierunku Zachodniej Wirginii, niosąc moje nowe oficjalne nazwisko i gwałtownie niszczejącą sukienkę, w pełni zdrowia i pełna złych przeczuć.Jaka w tym wszystkim jest rola Huevos Verdes? Mirandę Sharifi sądzono przy wykorzystaniu najbardziej spektakularnych środków ostrożności, jakie znane są człowiekowi, a prasa z trzydziestu czterech krajów z zapartym tchem czekała na jakąś ultranowoczesną odsiecz w arturiańskim stylu, jakieś wyrwanie z płomieni prawniczego ognia, które jednak nigdy nie nastąpiło.Sama Miranda zaś podczas całego procesu nie odezwała się ani słowem.Ani jednym - nawet na miejscu dla świadka, pod przysięgą.Otaczała ją, rzecz jasna, powszechna pogarda, a przed budynkiem sądu Amatorzy - co do jednego pozaszczepiani - wzniecili taki piekielny, nieamatorski hałas, że starczyłby za milczenie dziesięciu baranków ofiarnych.Ale przecież nie za milczenie Huevos Verdes.Żadnej pomocy.Żadnej obrony, o której warto byłoby wspomnieć.Nul.Tylko strzykawki, które deszczem spadały z nieba, kiełkowały spod ziemi, rodziły się na kamieniach jak wytwór czystej alchemii - na chodnikach i polach tego kraju, który Superbezsenni właśnie tak dogłębnie, cicho i niewidocznie przeobrażali.Zeznawał Dan Arlen.Opisał nielegalne genomodyfikacyjne eksperymenty Huevos Verdes w East Oleancie, w Kolorado, na Florydzie.Dwa ostatnie laboratoria spełniały najwyraźniej tylko rolę pomocniczą wobec East Oleanty i Huevos Verdes, ale na Boga, było ich tylko dwadzieścioro siedmioro! Jak, do cholery, zdołali obsadzić laboratoria w czterech różnych miejscach?Oni nie są jak my.W miarę jak proces posuwał się naprzód, stawało się to coraz bardziej jasne.Stało się także jasne, że Dan Arlen jest zupełnie taki sam jak my: tak samo brnie i potyka się w bagnie dobrych intencji, moralnych niepokojów, ograniczonego pojmowania, osobistych odczuć i rządowych dyspozycji w sprawie tego, co mógł, a czego nie mógł powiedzieć.- To informacja ściśle tajna - brzmiała jego monotonna odpowiedź na większość pytań obrońcy Mirandy Sharifi, który z pewnością był wtedy najbardziej sfrustrowanym człowie­kiem na całej planecie.Arlen siedział w wózku, a jego starzejąca się twarz Amatora pozosta­wała kompletnie bez wyrazu.„Gdzie pan przebywał, panie Arlen, między dwudziestym ósmym sierpnia a trzecim listopada?” „To informacja ściśle tajna”.„Z kim omawiał pan domniemaną działalność pani Sharifi na północy stanu Nowy Jork?” „To informacja ściśle tajna”.„Proszę opisać okoliczności, jakie doprowadziły pana do decyzji, iż powiadomi pan ANSG o działalności Huevos Verdes”.„To informacja ściśle tajna”.Tak jakby trwała jakaś wojna.Ale to nie była moja wojna.Ogłoszono mnie niezdolną do czynnej służby, usunięto wraz z przyległościami i odbitką siatkówkową ze wszelkich oprócz najbardziej publicznych baz danych, już na wieczność.W ciągu ostatniego roku trzykrotnie porywano mnie, przewo­żono do Albany, pozbawiano przytomności, a wtedy biomonitory wydawały wszystkie moje sekrety naukowcom, którzy najprawdopodobniej byli już zaszczepieni tym samym.Nie dzielono się ze mną uzyskanymi w ten sposób informacjami.Byłam rządowym wyrzutkiem.Więc cóż mnie może obchodzić fakt, iż Stany Zjednoczone jako takie znalazły się na granicy nieistnienia - w tym dziwnym nacjonalistycznym posunięciu, które sprawiło, że sam rząd stał się dziś pojęciem przestarzałym? Co mnie to może obchodzić?Nie wiem.Ale obchodzi.Możecie mówić, że jestem idiotką.Romantyczką.Uparciu­cha.Rozmyślnym, autokreowanym anachronizmem.Możecie mówić, że jestem patriotką.- Billy - odezwałam się jednego razu, kiedy dreptaliśmy wzdłuż nie kończących się torów kolejowych - czy ty jeszcze jesteś Amerykaninem?Rzucił mi typowe spojrzenie Billy’ego, to jest: inteligentne, lecz bez krzty werbalnego zrozumienia.- Ja? Pewnie.- Czy nadal będziesz Amerykaninem, kiedy będzie cię zabijał jakiś fanatyczny Wół z ostatniego okopu legalistów w Oak Mountain?Potrzebował chwili, żeby to sobie rozważyć.- Tak.- A czy nadal będziesz Amerykaninem, jeśli zginiesz zaatakowany przez purystyczny amatorski rząd z podziemia, który stwierdzi, że zaprzedałeś się genetycznemu wrogowi?- Mnie nie zabije żaden inny Amator.- No, ale gdyby - czy nadal będziesz Amerykaninem?Tracił cierpliwość.Jego stare, pełne młodzieńczego blasku oczy poczęły błądzić po twarzach w poszukiwaniu Annie.- Tak.- Czy nadal będziesz Amerykaninem, kiedy nie będzie już Ameryki, nie będzie cen­tralnego rządu i administracji, kiedy zapomną o konstytucji, a Woły wyginą, wybite do nogi przez jakichś rewolucyjnych fanatyków z podziemia, a Miranda Sharifi zgnije w więzieniu obsługiwanym wyłącznie przez roboty?- Vicki, za dużo myślisz - oznajmił Billy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •