[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- A jednak musiał pan mieć jakąś teorię.Niechże pan przyzna, miał pan jakąś teorię?- Ma pan rację, owszem.Zawsze snuje się jakieś teorie.Spodziewając się, że przynajmniej jedna okaże się słuszna.Ale to się zwykle nie sprawdza.Moja końcowa teoria brzmiała chyba, że nie można rozwiązać sprawy, ponieważ brakuje informacji.Co ja wiedziałem o Ravenscroftach? Generał zbliżał się do sześćdziesiątki, jego żona miała trzydzieści pięć lat.Ja znałem tylko, mówiąc ściśle, ostatnie pięć czy sześć lat ich życia.Generał przeszedł na emeryturę.Powrócili z zagranicy do Anglii.Wszystkie zebrane przeze mnie dowody, cała moja wiedza dotyczyła krótkiego okresu, kiedy kupili dom w Bournemouth.a potem przeprowadzili się do domu, w którym doszło do tragedii.Mieszkali tam spokojnie, szczęśliwie, dzieci przyjeżdżały do nich na wakacje.Powiedziałbym, że był to spokojny okres na koniec najwyraźniej spokojnego życia.Znałem szczegóły ich pobytu w Anglii, znalem ich rodzinę.Motywem nie były pieniądze, nienawiść, zaangażowanie seksualne, afera miłosna.Nic.Ale przecież był jeszcze okres wcześniejszy.Co o nim wiedziałem? Wiedziałem, że mieszkali przeważnie za granicą, przyjeżdżali czasem do Anglii, mężczyzna cieszył się dobrą opinią, przyjaciółki żony wspominały ją ciepło.Nie słyszano o żadnej awanturze.Być może to ja nie wiedziałem.Pewnych rzeczy się nie wie.Należało zbadać okres powiedzmy dwudziestu, trzydziestu lat: od ich dzieciństwa do chwili ślubu, lata spędzone na Malajach i za granicą.Może tam leżały korzenie wypadku.Moja babka zwykła powtarzać pewne przysłowie.Brzmi ono: Stare grzechy rzucają długie cienie.Czy przyczyną ich śmierci był jakiś długi cień, cień z przeszłości? Niełatwo coś takiego odkryć.Można zbadać czyjąś przeszłość, poznać opinie przyjaciół i znajomych, ale pewne intymne sprawy pozostaną w ukryciu.Powoli zbudowałem teorię, że istniało pewne miejsce, w które powinienem zajrzeć, gdybym tylko mógł.Coś, co wydarzyło się dawno, może w innym kraju.Coś, co uznano za sprawę zapomnianą, minioną, która jednak wciąż istniała.Zadawniona uraza, wydarzenie, o którym nikt nie wiedział, które miało miejsce gdzie indziej, nie podczas ich pobytu w Anglii, choć tego nie należało wykluczać.Gdybym tylko wiedział, gdzie szukać!- Chodzi panu o coś - podsumował Poirot - czego nikt nie pamiętał.Czego nikt nie pamięta dzisiaj.Coś, o czym nie wiedzieli ich przyjaciele z Anglii.- Ich przyjaźnie zawarte w Anglii datują się głównie z okresu, kiedy generał był już na emeryturze, choć przypuszczam, że czasem odwiedzali ich starzy znajomi.Niestety, rzadko kiedy wspomina się wydarzenia z przeszłości.Ludzie zapominają.- Tak - przyznał Poirot, zamyślony.- Ludzie zapominają.- Nie są jak słonie - powiedział nadinspektor Garroway z nikłym uśmiechem.- Mówi się, że słonie pamiętają wszystko.- Dziwne, że akurat to pan powiedział - zauważył Poirot.- O długich cieniach?- Niezupełnie.Zainteresowała mnie pańska wzmianka o słoniach.Nadinspektor Garroway rzucił Poirotowi zaintrygowane spojrzenie.Najwyraźniej czekał na wyjaśnienia.Również Spence zerknął szybko na starego przyjaciela.- Może chodzi o coś, co wydarzyło się na Wschodzie - podsunął.- To znaczy.przecież stamtąd pochodzą słonie? Albo z Afryki.A w ogóle, to kto rozmawiał z panem o słoniach?- Wspomniała o nich moja przyjaciółka - odparł Poirot.- Zna ją pan - zwrócił się do inspektora Spence'a.- Pani Oliver.- Ach, pani Ariadna Oliver.A więc.- umilkł.- Co a więc? - zapytał Poirot.- Czy ona coś wie? - spytał Spence.- Na razie, jak sądzę, jeszcze nie - powiedział Poirot - ale wkrótce może się czegoś dowiedzieć.- Uzupełnił z namysłem:- Należy do takich ludzi.Sporo się kręci, jeśli wie pan, o co mi chodzi.- Tak - przyznał Spence.- Rzeczywiście.Ma już jakieś pomysły?- Mówicie o pani Ariadnie Oliver, tej pisarce? - spytał z pewnym zainteresowaniem Garroway.- Tej samej - odrzekł Spence.- Czy ona wie sporo o zbrodni? Wiem, że pisze powieści detektywistyczne.Nigdy nie wiedziałem, skąd czerpie pomysły i fakty.- Pomysły - wyjaśnił Poirot - pochodzą z jej głowy.Co do faktów.z tym jest trudniej.- Umilkł na chwilę.- Nad czym się pan zastanawia, Poirot? Nad czymś szczególnym?- Tak - przyznał Herkules Poirot.- Kiedyś zniszczyłem jej powieść, tak przynajmniej utrzymuje.Właśnie wpadła na wspaniały pomysł osnuty wokół pewnego faktu, coś z wełnianym podkoszulkiem z długimi rękawami.A ja zadzwoniłem z jakimś pytaniem i cały pomysł wyleciał jej z głowy.Jeszcze teraz mi to wypomina.- O rany - powiedział Spence.- Brzmi jak pietruszka zatopiona w maśle w upalny dzień.Wie pan.Sherlock Holmes i pies, który nie szczekał w nocy.- Czy oni mieli psa? - spytał Poirot.- Słucham?- Spytałem, czy mieli psa? Generał i lady Ravenscroft.Czy wzięli na spacer psa tego dnia, kiedy zostali zastrzeleni?- Mieli psa, rzeczywiście - powiedział Garroway.- Sądzę.sądzę, że przeważnie zabierali go ze sobą na spacer.- Gdyby to była jedna z historii pani Oliver - zauważył Spence - pies powinien był wyć nad ciałami.Ale tak się nie stało.Garroway potrząsnął głową.- Ciekawe, gdzie teraz jest pies? - spytał Poirot.- Pewnie pochowany w czyimś ogrodzie - odparł Garroway.- Minęło czternaście lat.- Więc nie możemy pójść zapytać psa? - spytał Poirot.I dodał z namysłem: - A szkoda.To zdumiewające, co wiedzą psy.Kto dokładnie był w domu? W dniu, kiedy doszło do zbrodni?- Przyniosłem panu listę - powiedział nadinspektor Garroway - na wypadek, gdyby chciał pan sprawdzić.Pani Whittaker, starsza gospodyni i kucharka.Miała dzień wolny, więc nie wydostaliśmy z niej nic, co mogłoby pomóc.Dalej gość Ravenscroftów, dawna guwernantka ich dziecka, jak sądzę.Pani Whittaker była przygłucha i miała słaby wzrok.Nie mogła powiedzieć nam nic interesującego poza tym.że lady Ravenscroft przebywała w szpitalu albo w prywatnej klinice, najwyraźniej z powodu nerwów, nie jakiejś choroby.Był jeszcze ogrodnik.- Mógł też zjawić się ktoś obcy.Ktoś z przeszłości.Tak brzmiał pański pomyśl, nadinspekiorze?- Nie tyle pomysł.Raczej po prostu teoria.Poirot nie odezwał się.Myślał o sprawie, w której poprosił świadków o sięgnięcie pamięcią wstecz; musiał zbadać przeszłość pięciu osób, co przypomniało mu dziecięcą rymowankę o pięciu małych świnkach.Było to interesujące i w końcu opłaciło się, ponieważ odkrył prawdę.ROZDZIAŁ SZÓSTYStary przyjaciel pamiętaKiedy następnego ranka Ariadna Oliver wróciła do domu, panna Livingstone czekała już na mą.- Były dwa telefony, pani Oliver.- Tak?- Pierwszy od Crichtona i Smitha.Pytali, czy wybrała pani brokat cytrynowo-zielony, czy jasnoniebieski.- Jeszcze się nie zdecydowałam - odparła pani Oliver.- Proszę przypomnieć mi o tym jutro rano, dobrze? Chciałabym obejrzeć je przy wieczornym świetle.- Potem dzwonił jakiś cudzoziemiec, pan Herkules Poirot.- A tak
[ Pobierz całość w formacie PDF ]