[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Płomienie natychmiast zgasły, pozostawiając dym i odór palonego mięsa.Paliła się tylko pościel na łóżku, która zajęła się ogniem, gdy lokaj skoczył na Daimona.Frey zbadał bark, naznaczony palcami stwora.Oparzenie wyglądało paskudnie, ale nie było groźne.Na szczęście sztylet spisał się dobrze.Razjel miał rację, ostrzegając, że zabicie istoty tkniętej zaklęciem złej nowiny nie należy do łatwych.Daimon zawiesił sztylet na szyi i ubierał się właśnie pospiesznie, gdy przez drzwi wpadło dwóch strażników.- Nic ci nie jest, panie? — wysapał pierwszy.— Czy nic?! — ryknął.— Jakiś potwór mnie napadł! Z trudem uszedłem z życiem! Na was, bydlaki, nie miałem co liczyć! Poradziłem sobie sam! Co to ma znaczyć?! Może to zamach na moją głowę?— Ach nie, panie! — jęknął drugi strażnik, zajęty gorączkowym gaszeniem pościeli.— To klątwa jakaś! Wdarli się do pałacu! Pozabijają nas!— Kto, do cholery?!— Nie wiadomo! — Pierwszy w panice przewracał oczami.— Czarni magowie! Wszyscy poszaleli, są opętani! Wybuchają, płoną albo zamieniają się w węże! Nie ma bezpiecznego miejsca! Mówią- zniżył drżący głos — że to on, sam Archanioł Zemsty.Boicie się Gabrysia, skurwysyny, pomyślał Daimon z satysfakcją.I wiecie co? Macie powody.— Gdzie jest cenzor? — potrząsnął przerażonym żołnierzem.— Gdzie Nisroch? Żyje?— Tak, panie.Wzywa cię pilnie.— No, to na co czekasz?! Do niego! Prędzej!Wypchnął strażnika z komnaty.Żołnierz ciężkim kłusem puścił się korytarzem.Na szczęście był zbyt wystraszony, żeby się zastanawiać, czemu Atanael, prawa ręka Nisrocha, nie zna drogi do jego prywatnych apartamentów.Rozdygotany Nisroch, ubrany w kosztowną szatę wciągniętą tyłem na przód, stał boso przed swoim gabinetem.Wokół kręciło się paru żołnierzy z twarzami ściągniętymi strachem, obok stał szczękający zębami, pobladły Moafiel, osobisty sekretarz cenzora.Śmierdziało dymem i spalenizną.— Nareszcie! — krzyknął Nisroch na widok Daimona.— Czemu tak długo?— Co tu się stało? — zapytał Frey, rozglądając się dokoła.— Przed chwilą napadł mnie jeden z twoich służących z łbem płonącym jak pochodnia.O mało mnie nie zabił!Cenzor machnął ręką.— Wiem, wiem.Mamy jakiś cholerny czarnomagiczny atak! — warknął.— Mój kanclerz, Gozjus, wdarł się do mojej sypialni i eksplodował.Tapety i obrazy diabli wzięli.Na szczęście, mnie nic się nie stało.Służący i żołnierze wybuchają albo płoną, z kątów wyskakują wielkie jadowite gady, a ty mnie pytasz, co się stało? Sam powinieneś wiedzieć! W końcu jesteś magiem! Po co cię utrzymuję? Zrób coś z tym!Nisroch starał się trzymać twardo, ale rozbiegane oczy i czoło, pokryte kroplami potu, zdradzały, że jest przerażony.— Ktoś wpuścił nam klątwę czarnomagiczną — powiedział Daimon stanowczo.— Zaraz spróbuję odkazić chociaż cześć pomieszczeń.Urwał, bo Moafiel wydał wysoki, zduszony pisk.Na twarzy sekretarza pojawił się wyraz panicznego lęku i zaskoczenia.Ramiona zadrgały, a ciało poczęło się nienaturalnie wyginać.Nagle skóra na policzkach i czole pękła, czaszka zaczęła się spłaszczać, oczy rozjeżdżać na boki.Moafiel wrzeszczał przejmująco i piskliwie, nie wiadomo, ze strachu, czy z bólu.Spod spękanej warstwy skóry wyłaniały się lśniące łuski gada.W otwartych do krzyku ustach rosły jadowe zęby.Na ten widok dziki ryk przestrachu wydobył się z gardeł dwóch żołnierzy i strażnika, który przyprowadził Daimona.Wszyscy trzej z obłędem w oczach rzucili się do ucieczki.Nisroch stał jak przymurowany, z rozdziawionymi ustami, i tępym, przerażonym wzrokiem wpatrywał się w przemianę.Ostatni żołnierz, mamrocząc niezrozumiale, próbował wcisnąć się w ścianę.Daimon poczekał, aż Moafiel niemal całkowicie zamieni się w węża, wykrzyknął jakieś banalne zaklęcie i skoczył na gada ze sztyletem.Ciął głęboko, poniżej kołyszącego się, płaskiego łba.Trysnęła gęsta, czarna posoką.Nieszczęsny Moafiel, którego oszalałe ze strachu oczy sugerowały, że zachował jeszcze resztki świadomości, padł w konwulsjach na podłogę.Prędko znieruchomiał [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •