[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Drzwi trzasnęły;telefon zadzwonił.Siedziałam na sofie i przerwałam pisanie w połowie linijki o uciechach, które wsercach nam zabłysną, gdy nas razem z homarami wprost na pełne morze cisną.Telefon zadzwoniłco najmniej dwadzieścia razy, nim wstałam, przeszłam przez bawialnię do kuchni i odebrałam.Może to mój szef dzwoniący z informacją, że mnie wylał.Może ciotka Elaine, albo nawet doktorOgilvy, choć obie zawsze dzwoniły na komórkę.Podniosłam słuchawkę, ale przez całą minutę niczego nie usłyszałam.Czasami wierzę, żejednak usłyszałam ten sam dzwięk, który słyszy się, przykładając do ucha spiralną muszlę.Wsłuchawce rozbrzmiała zatem albo cisza, albo też odgłos naśladujący szum morza i wiatru.KiedyEva Canning przemówiła, nie zdziwiłam się ani trochę.Nie wiem, co powiedziała.Jestem prawiepewna, że zapomniałam, gdy tylko umilkła i odwiesiłam słuchawkę.Ale mam wrażenie, że mówiłabardzo długo.Wrażenie, że zdradzała mi wielkie i cudowne sekrety, a także inne, paskudne iwstrętne.Gdy skończyła, w zabudowanej przestrzeni pomiędzy moimi oczami nadal wibrował Kadryl z homarami ; wciąż pulsował mi w skroniach i wił się w uszach.Ale nie potrzebowałamjuż go zapisywać i była to chyba największa ulga, jakiej kiedykolwiek doświadczyłam(przynajmniej w lipcowej wersji mojego nawiedzenia).Wróciłam do bawialni, podeszłam do okna i stanęłam, kontemplując Willow Street.Naddachami nisko śmigały jeżyki ganiające komary.Kilku nastoletnich Latynosów rozstawiło sobiestolik po drugiej stronie i grało w domino w blasku latarni, słuchając głośnego meksykańskiegopopu.Nie wiał nawet najlżejszy wietrzyk.Daleko na północy rozległ się gwizd pociągu.To mogłabyć niemal każda letnia noc w Zbrojowni.Może czekałam, aż Abalyn wróci do domu.Może stałamtam i wypatrywałam jej.Pod wodami morza mrowieTłum homarów co się zowie.Kiedy Abalyn nie wróciła, zamknęłam okno i przekręciłam zamek.Nie poszłam do innychokien, by zrobić to samo.Ważne było tylko, żeby zamknąć to jedno.Gest ten miał w sobie cośsymbolicznego.Zamykając okno, zatrzaskiwałam drzwi.Otwarte Drzwi Nocy.To była Carolinewłączająca gaz i Rosemary Anne zmęczona walką z więżącymi ją pasami i znajdująca rozwiązaniew połknięciu własnego języka. Na ogonach i na głowieMkną w tan, Aososiu!Pamiętam wszystkie te drobne szczegóły dotyczące tego, co widziałam za oknem, ale niemogę sobie przypomnieć, kiedy poszłam do łazienki.Nie pamiętam niczego pomiędzy oknem itym, że byłam w łazience, pstrykałam włącznikiem światła (siedem włączeń, siedem wyłączeń) iodkręcałam zimną wodę (siedem odkręceń, siedem zakręceń).Pamiętam, że w łazience pachniałomiętowym mydłem Abalyn i że wciąż słyszałam dobiegającą z ulicy muzykę, pomimo śpiewnegobuczenia  Kadryla z homarami.Usiadłam na krawędzi żeliwnej wanny, patrząc, jak napełnia siępowoli.Upał był nieznośny i wiedziałam, że w wodzie poczuję się rajsko.Nie potrafiłam pojąć,czemu wcześniej nie wpadłam na pomysł zimnej kąpieli.Winiłam za to notatnik, długopis izdenerwowanie Abalyn.Wsunęłam rękę pod kran: zupełnie jakbym zanurzyła palce w płynnym lodzie.Niemal zazimnym.Rozebrałam się, zrzucając ubranie tam, gdzie stałam, na błękitno-białe kafelki.Kiedywanna napełniła się tak bardzo, że lada moment mogła się przelać, zakręciłam kran i weszłam dowody.Była tak zimna, że aż zapiekło.Ale wiedziałam, że to minie, a potem odrętwieję i nie będęjuż musiała znosić upału, nigdy więcej.Stałam w palącej wodzie, myśląc o tym, że przypłynęła tuaż ze zbiornika Scituate, siedem czy osiem mil na zachodzie.W zimie zbiornik czasami zamarza iwtedy ściągają tam łyżwiarze.Latem ma barwę najciemniejszego błękitu.Myślałam o wielustrumieniach wpadających do zbiornika i wodzie wypływającej spod ziemi, o deszczach i o tym, jakw ostatecznym rozrachunku wszystko pochodzi z morza.I jak w ostatecznym rozrachunkuwszystko do morza powraca, w taki czy inny sposób.Nie przeczuwasz nawet uciech, które w sercach nam rozbłysną,Gdy nas razem z homarami wprost na pełne morze cisną.Położyłam się w wodzie i sapnęłam, kurczowo zaciskając dłonie na krawędziach, pókipierwszy szok nie minął.Spójrz na żółwie i homary, które tłumami całymiZbiegły się na skraju plaży.Włosy pływały mi wokół ramion, po piersiach i brzuchu, jak wodorosty w kałuży poprzypływie.Zanurzałam się coraz głębiej i głębiej i woda zaczęła się przelewać, ściekając napodłogę.Za daleko? A to czemu?Nie zamknęłam oczu.Nie chciałam zamykać oczu i wiedziałam, że Eva by tego nie chciała.Zatonęłam w płyciznie wanny.Wsunęłam głowę pod wodę, podziwiając srebrzyste lustro nade mną.Wyglądało jak rtęć rozlana po niebie, bo tak migotało.Przecież morze ma dwa brzegi; czeka na nas drugi brzeg.Pierwszy oddech był łatwy.Po prostu otworzyłam usta i odetchnęłam.Ale potem zaczęłamsię krztusić, całe moje ciało walczyło z kaskadą wlewającą się w głąb gardła, do płuc i brzucha.Jatakże walczyłam, lecz z najwyższym trudem zdołałam odetchnąć po raz drugi.Czemu bledniesz mój ślimaku? Pójdz i zatańcz razem z nimi.Wchłaniałam w siebie morze, choć nie czułam smaku soli.Wchłaniałam w siebie morze igdy moje płuca zajęły się ogniem, a ciało walczyło ze mną, skorek w mojej głowie umarł.Umarł,albo może jedynie odpłynął i nie słyszałam już niczego prócz pluskania wody i uporczywego,namolnego bicia własnego serca.Rtęciowe morze falujące nade mną zaczynało czernieć. Zamknęłam oczy i zacisnęłam zęby. ROZWIZANIE AKCJIAKT CZWARTY:PR�BUJ NIE ODDYCHAA potem silne ręce Abalyn chwyciły mnie za ramiona, szarpiąc w górę, wyrywając z lodu,unosząc z wanny [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •