[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wyznawcy Carlozziego byli na całym półwyspie wyłapywani, sądzeni i traceni w sposób, w jaki w owym czasie wykonywano wyroki śmierci w poszczególnych prowincjach.Był to czas krwi i przemocy.Przed dwustu laty.A teraz Beard stał tu ze skórzanym woreczkiem zawierają­cym czepek, w którym się urodził, i rozmawiał z trzema osoba­mi, które właśnie zadeklarowały się jako carlozzianie.A także jako ktoś więcej.Jednonogi starzec powiedział, że są Nocnymi Wędrowcami.Forpocztą, tajną armią sekty.Wy­branymi w jakiś nikomu nie znany sposób.Teraz jednak już go znał, bo mu pokazali.Pomyślał, że z powodu tej wiedzy może znalazł się w niebezpieczeństwie.Rzeczywiście, roślejszy brodacz zdawał się zachowywać czujnie, jakby był gotów do ataku.Jednak kobieta, która stała na straży, szlochała.Była bar­dzo piękna, chociaż nie tak jak Alienor, w każdym jej kocim ruchu, w każdym wypowiedzianym słowie mogło się kryć nie­bezpieczeństwo.Ta kobieta była zbyt młoda, zbyt nieśmiała - nie potrafił uwierzyć, że coś mu z jej strony grozi.Przynaj­mniej nie wtedy, kiedy szlocha.Zresztą wszyscy troje wypowiedzieli słowa wdzięczności.Nerwy miał napięte, ale nie w sposób oznaczający bezpośrednie niebezpieczeństwo.Baerd świadomie rozluźnił mięśnie i powiedział:- Cóż zatem macie mi do powiedzenia?Elena wytarła z twarzy łzy.Znów spojrzała na obcego, chło­nąc jego solidną, spokojną realność, nieprawdopodobny fakt jego obecności.A potem długo stali naprzeciwko siebie w bla­sku księżyca, zanim impulsywnie wyciągnęła rękę, żeby go dotknąć, żeby się upewnić, że jest rzeczywisty.Dopiero wtedy zawołała Mattia i Donara.Działo się z nią coś dziwnego.Zmu­siła się do skupienia uwagi na słowach Donara.- To, co ci teraz powiem, da ci władzę życia i śmierci nad wieloma ludźmi - powiedział cicho.- Duchowieństwo nadal chce nas zniszczyć, a w takich sprawach tyran w Astibarze bardzo liczy się z ich zdaniem.Chyba o tym wiesz.-Wiem - rzekł ciemnowłosy równie cicho.- Powiesz mi, dlaczego mi zawierzyłeś?- Ponieważ dzisiejsza noc jest nocą bitwy - odparł Donar.- Dzisiaj poprowadzę Nocnych Wędrowców do walki, a wczoraj o zachodzie słońca zasnąłem i śnił mi się obcy, który do nas przyszedł.Nauczyłem się ufać moim snom, chociaż nie potrafię przewidzieć, kiedy nadejdą.Elena zobaczyła, że obcy kiwa ze spokojem głową, nieporuszenie przyjmując to do wiadomości z taką samą łatwością, z jaką przyjął jej obecność na swej drodze.Spostrzegła, że na jego ramionach prężą się pod koszulą mięśnie i że ma wygląd i człowieka, który wie, co to walka.Wydawało jej się, że na jego twarzy rysuje się smutek, ale było zbyt ciemno, żeby móc to stwierdzić na pewno i Elena skarciła się za folgowanie wyo­braźni w takiej chwili.Z drugiej strony wypuścił się sam w Noc Żaru.Ludzie nie mający własnych nieszczęść nigdy by nie zrobili czegoś takie­go, tego była pewna.Zastanawiała się, skąd pochodzi.Bała się go o to zapytać.- A zatem jesteś przywódcą tych ludzi? - zapytał Donara.- Owszem - wtrącił ostro Mattio.- I lepiej, żebyś się nie rozwodził nad jego ułomnością.- Zaczepność w tonie głosu dowodziła, że źle zrozumiał pytanie.Elena wiedziała, jak bar­dzo stara się ochraniać Donara, i to ceniła w nim najbardziej.Była to jednak chwila zbyt wielka, zbyt ważna na nieporo­zumienia.Odwróciła się do Mattia i potrząsnęła energicznie głową.- Mattio! - zaczęła, lecz Donar już położył dłoń na ręce ko­wala i w tej chwili obcy po raz pierwszy się uśmiechnął.-Wietrzysz afront tam, gdzie go nie ma - powiedział.- Znam ludzi podobnie lub nawet bardziej okaleczonych, którzy dowodzili całymi armiami i sprawowali rządy.Chcę się jedynie zorientować w sytuacji.Jest tu dla mnie ciemniej niż dla was.Mattio otworzył i zamknął usta.Poruszył niezręcznie ręko­ma w geście przeproszenia.Odezwał się Donar.- Tak, jestem Starszym Wędrowców i z pomocą Mattia do­wodzę nimi w walce.Trzeba ci jednak wiedzieć, że bitwa, którą mamy dzisiaj stoczyć, nie będzie podobna do żadnej znanej ci walki.Kiedy wyjdziemy z tego domu, znajdziemy się pod zu­pełnie innym niebem; w odmienionym świecie duchów i cieni, niewielu z nas będzie się jawić takimi, jak tutaj.Ciemnowłosy mężczyzna po raz pierwszy poruszył się nie­pewnie.Niemal z niechęcią spojrzał w dół, na ręce Donara.Ten uśmiechnął się i wyciągnął lewą dłoń z rozpostartymi szeroko pięcioma palcami.- Nie jestem czarodziejem - rzekł cicho.- Jest tu magia, my w nią wstępujemy i jesteśmy nią naznaczeni, lecz jej nie kształ­tujemy.To nie polega na czarach.Obcy w końcu skinął głową, a następnie powiedział z wywa­żoną uprzejmością:- To widzę.Nie rozumiem tego, lecz mogę jedynie przyjąć, że mówisz mi to w jakimś celu.Zechcesz mi teraz powiedzieć w jakim?Wtedy Donar w końcu powiedział:- Chcemy cię prosić o pomoc w naszej dzisiejszej bitwie.W zapadłej ciszy odezwał się Mattio, a Elena domyśliła się, ile dumy kosztowały go te słowa:- Jesteśmy w potrzebie.W wielkiej potrzebie.- Z kim walczycie? - zapytał mężczyzna.- Nazywamy ich Innymi - powiedziała Elena, bo obaj jej towarzysze milczeli.- Przychodzą do nas rok w rok, pokolenie za pokoleniem.- Przychodzą, by zniszczyć pola i rzucić zły urok na zasie­wy, pozbawiając nas plonów - rzekł Donar.- Od dwustu lat my, Nocni Wędrowcy Certando, ścieramy się z nimi w pierwszą Noc Żaru i przez cały ten czas udawało nam się powstrzy­mać ich przybywające z zachodu zastępy.Wyjaśnianie przejął Mattio.- Ale od prawie dwudziestu lat wiedzie się nam coraz go­rzej.A podczas ostatnich trzech Nocy Żaru ponieśliśmy dru­zgocące klęski.Zginęło wielu z nas.Susze w Certando są coraz gorsze - zapewne o tym wiesz, a także o zarazach.Przez nie.Obcy niespodziewanym gestem wyrzucił nagle w górę dłoń.- Od prawie dwudziestu lat? I z zachodu? - rzekł ochryple.Postąpił krok do przodu i zwrócił się do Donara: - Tyrani na­deszli prawie dwadzieścia lat temu, a na zachodzie wylądował Brandin z Ygrathu.Donar oparł się na kulach i utkwił wzrok w obcym.- Prawda - powiedział - i myśl owa przyszła do głowy nie­którym z nas, ale nie sądzę, żeby to miało jakieś zraczenie.Nasze bitwy toczone co roku tej nocy wychodzą poza codzienne zmartwienia dotyczące tego, kto w danym pokoleniu rządzi Dłonią, jak rządzi i skąd przybył.- Ale przecież.- zaczął obcy.- Ale przecież - rzekł Donar, kiwając głową - są z tym zwią­zane tajemnice, których nie potrafię pojąć.Jeśli widzisz jakieś prawidłowości, których nie dostrzegam.kimże ja jestem, żeby je kwestionować lub utrzymywać, że nie mogą istnieć?Sięgnął ręką do szyi i dotknął skórzanego woreczka.- Masz przy sobie znak, który my wszyscy nosimy; a ja wy­śniłem twoją dzisiejszą obecność.Mimo wszystko nie możemy od ciebie niczego żądać, zupełnie niczego, a muszę ci powie­dzieć, że kiedy nadejdą Inni, na polach wyjdzie nam na spo­tkanie śmierć.Mogę ci jednak też powiedzieć, że nasza potrze­ba wykracza poza te pola, poza Certando, a nawet, jak sądzę, poza ten Półwysep Dłoni.Czy będziesz z nami walczył dzisiej­szej nocy?Obcy milczał przez dłuższy czas.Odwrócił się od nich i spoj­rzał w górę, na cienki sierp księżyca i gwiazdy, lecz Elena mia­ła wrażenie, że tak naprawdę spogląda do wewnątrz, że wcale nie patrzy na światło.- Proszę cię - usłyszała własny głos [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •