[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wszystkie te niekształtne masy, klęczące po zaciemnionych kątach, chyliły się coraz więcejku ziemi pod wrażeniami tego uroczystego spokoju, jaki zbolałe dusze kołysał.Gdyby nie to cicheschronienie, gdzie można było przepędzić całe popołudnie niedzielne, gdzieżby poszły te istotysmutne i osamotnione? Jakiż szynk przyjąłby w swe gościnne wrota smutek i łzę gorącą, która nakościelną posadzkę spada? Gdyby nagle drzwi kościoła zamknięto, gdzież wypędzono by tę całągromadę istot, które ślepą wiarą utrzymują się w swej uczciwości, czerpiąc w swej ślepej, fana-tycznej wierze siłę do przetrwania nędzy i uniknięcia pokus? Są to najczęściej ludzie nerwowi, peł-ni fantazji i rwącego, burzliwego temperamentu; tym ludziom nie wystarcza kufelek piwa lub kieli-szek koniaku oni znajdują ochłodę w wilgotnych murach kościoła, uspokajając swe nerwy śpie-wem lub modlitwą.Gdzież wreszcie poszłoby tak biedne stworzenie, jak Kaśka, która tak rzewnie,tak gorąco płacze, skulona na stopniach ołtarza.O, tak! ona wie, że tu płakać może bezpiecznie.Całą nędzę swego życia, wczesne sieroctwo,nadmierną pracę, złe pożywienie, tęsknotę do świata, szyderstwa ludzi, wreszcie obojętność Jana wszystko to opłakać teraz może, nie wstydząc się łez swoich.Koło niej klęczą kobiety tak smutne,jak ona, w mroku wieczornym giną ich twarze, ale widać głowy schylone, ręce splecione na pier-siach i słychać westchnienie, serdeczne słówko: o Mario!Kaśka klęczy ciągle, skarżąc się po swojemu Najświętszej Panience, bo pięknych słów nie umie,a wie, że Matka Boska uczonego gadania nie potrzebuje.Zresztą, Ona wie dobrze, że Kaśka jesttylko biedną służącą, i przyjmuje jej modlitwę łaskawie.Jeszcze dziś ta Rózia napadła na nią bezprzyczyny, to doprawdy za wiele przykrości.Utrapienie za utrapieniem Najświętsza Panienka towidzi zresztą sama.Ona, to jest Kaśka, ma najlepszą wolę, rada by wszystko robić do ładu, ale ja-koś jej nie idzie.Ciągle robi szkody i przez to nic nie dostanie przy końcu miesiąca, a tu trzewikikupić trzeba, bo podeszwa odłazi, szewc już drugi raz zelować nie chce.Przy tym pani ją przymu-sza do kłamstwa; ona, prawdziwie, nie chciałaby grzeszyć, ale pani grozi i mówi do niej tak po-czciwie.Potem znów z tym Janem.Ot, po prostu uwziął się na nią; może się gniewa, że wtedy naschodach nie pozwoliła się pocałować.Ależ Najświętsza Panienka nie lubi nieskromnych dziew-czyn i gniewa się na te, które się zle prowadzą.Zresztą, to jeszcze nie racja, aby z powodu odmó-wionego całusa drwić z niej wobec innych dziewczyn.Ona nigdy nie śmiałaby się z niego, nawetgdyby rzeczywiście zrobił coś głupiego.Drwić z bliznich się nie godzi.a Jan jest przecież jejbliznim Nawet gdyby mu się jakieś nieszczęście przytrafiło, to ona oddałaby całe swoje mienie,pensję kwartalną, ażeby tylko go dzwignąć z biedy.Sama wtedy chodziłaby boso, ale Jan wiedział-by, że ma do czynienia z poczciwą dziewczyną, z której drwić się nie godzi.I klęcząc tak w wilgotnym mroku kościoła, Kaśka rozpościera przed Matką Bożą, kryjącą się wcieniu, wszystkie swoje żale i utrapienia serdeczne.Zwiecąca blacha błyska tylko srebrnym świa-tełkiem, odbijając promienie lampki płonącej u stóp obrazu.Kaśka płacze rzewnie, obcierając łzyręką i pociągając nosem z powodu braku koniecznej w takim wypadku chustki do nosa.Dokoła niejinne kobiety rozkładają swą drobną, powszednią nędzę, licząc wśród ciężkich westchnień utrapie-nia nędznego i trywialnego życia.Niedostatek materialny i dziwnie chwilami poziome moralnetroski dzwięczą w tych skargach, szeptanych półgłosem i niknących wśród wilgoci, wyziewanej ze57sczerniałych murów świątyni.Nawet wielki ołtarz ze swymi złoconymi kolumnami ginie w cieniu itylko jeszcze krzyż szarzeje w niepewnym świetle, wznosząc tryumfalnie swe proste, równe linie.Kaśka ocknęła się z zadumy i obejrzała się dokoła.Zapadłe cienie przeraziły ją.Ukołysana spokojem panującym wewnątrz budynku, przeklęczałatak kilka godzin, nie troszcząc się o obowiązki służbowe.Musi być już pózno, państwo czekać bę-dą na samowar, a ona zapomniała powrócić na czas.Wybiegła więc szybko, potrącając skurczone koło ławek dewotki.Na ulicy jest o wiele jaśniejniż w kościele i to ją trochę uspokaja.Ale do domu jeszcze daleko.Budowscy mieszkają prawiena przedmieściu trzeba się śpieszyć, a może zdoła uniknąć gniewu i wymówek
[ Pobierz całość w formacie PDF ]