[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wreszcie James, zaspokojony widokiem czerwonej koszulimarkiza, nasiąkniętej krwią z cięcia na policzku, znudził siędręczeniem wroga.Pozwolił mu wykonać jeszcze jednorozpaczliwe pchnięcie, po czym błyskawicznie wyprowadziłpotężny cios płazem w wierzch prawej dłoni przeciwnika,obejmującej rękojeść.Rapier wyfrunął Patonowi z dłoni i zeszczękiem upadł na posadzkę.Markiz, krzywiąc się z bólu,ściskał drugą dłonią chwilowo sparaliżowane palce.James podszedł i szybko ściągnął mu pierścień, zanim Patonzdążył ochłonąć.- Należy do mojej pani, jak sądzę - rzekł.Raleigh szybko stanął pomiędzy Jamesem a pozostałymiPatonami, którzy wyraznie mieli ochotę podjąć walkę wmomencie, w którym ich brat ją zakończył.- Ogłaszam zwycięzcą pana Laceya.Ze względu na honor obuwaszych rodów musicie wypełnić przyjęte zobowiązania iopuścić to miejsce w pokoju - oznajmił.-Jeszcze cię dopadnę, Lacey! - warknął markiz.- Zdaje się, że nie dosłyszałeś, panie - powiedział lodowatoRaleigh.- Jeśli będziesz nadal szukał zemsty poza murami tejsali, ściągniesz na siebie dyshonor i nie będziesz przyjmowanyna dworze.Sądzę zresztą, że tego ostatniego zaszczytu sam sięostatnio pozbawiłeś, więc radzę ci, abyś wrócił do swoichpółnocnych posiadłości i siedział tam, dopóki królowa samacię nie wezwie.Jeśli oczy Patona potrafiłyby ciskać gromy, w miejscu, gdziestał Raleigh, powinny zostać tylko dymiące buty.Wreszciemarkiz krótko skinął głową.- Niech Lacey się nią cieszy - warknął.Zanim zdążył zrobić ruch, by odejść, ostrze ukłuło go w pierś.Tym razem broń należała do Raleigha.- Uważaj, co mówisz, panie.Ubliżyłeś bez powodu jednej zdam dworu królowej, na co absolutnie nie mogę pozwolić,gdyż obelga uderza zbyt blisko Jej Wysokości.Nie wyjdzieszstąd, dopóki nie cofniesz tych słów.Markiz sprawiał wrażenie bliskiego apopleksji.Raleigh nieżartował, twierdząc, że obraza Jane może zostać uznana zaobrazę majestatu.Wielu panów, którzy stanęli mu na drodze,trafiło za kraty za pomniejsze sprawy.- Cofam moje słowa - wydusił Paton.- Nie chciałem obrazićJej Wysokości.- Brzmiał, jakby wypluwał kamienie.Raleigh opuścił broń.- Dobrze.Cieszę się, że dostrzegasz swoje błędy.Patonkrótkim ruchem głowy wezwał braci do odejścia.-Terazrządzisz, Raleigh, lecz jak długo to potrwa? -rzucił na odchodnym, z wściekłością przepychając się przeztłum.Raleigh pokręcił głową.-Ale mi się odciął, co, panowie?Panowie roześmiali się, a potem pospieszyli, abyrozprowadzić po korytarzach i komnatach najnowsze wieści oupokorzeniu markiza.- Wystarczy ci? - spytał krótko Raleigh.James wytarł rapier iwsunął go do pochwy.-Musi wystarczyć.Zrobiłbym jej krzywdę, gdybym ciągnął todalej.Raleigh rzucił mu kubrak.- Chodzmy.Rozumiem, że winienem ofiarować markizieschronienie w Durham House.Jane obudziła się i zobaczyła śpiącego Jamesa skulonego przykrawędzi łoża.Uśmiechnęła się do siebie.Naprawdę tu był!Przepaść, która oddzieliła ich jeszcze przed jego wyprawą doAmeryki, znikła wczorajszej nocy i teraz znów był z nią.Ale na jak długo? Jak tylko odzyska siły i wstanie z łóżka,będzie musiała znów zmierzyć się z koszmarem związku zFrancuzem, który sama sobie zgotowała.Gdyby istniałanagroda dla osoby, która od czasu niezapomnianegoHenryka VIII potrafi najskuteczniej zaprzepaścić swoje mi-łości, z pewnością przypadłaby jej w udziale.Jane zacisnęłapięści, tłumiąc przypływ paniki.Nie, nie podda się histerii;musi być jakieś wyjście! Teraz przynajmniej miała u bokuprzyjaciół.I Jamesa.Noga zsunęła się Jamesowi z łóżka i drgnął, budząc się nagle.Otworzył oczy i napotkał spojrzenie Jane rozbawione jegozaspaną, zakłopotaną miną.Kiedy uniósł głowę, zobaczyła, żema płytkie zadrapanie na szczęce - krwawą linię skrywanąprzez brodę.- Zaciąłeś się, kiedy przystrzygałeś brodę? James potarłdłonią podbródek.- O, tak, przystrzygałem - ale nie siebie, tylko markiza.-Obrócił coś w palcach i podał jej.- Mój pierścień! - Jane chciwie sięgnęła po klejnot.James zuśmiechem wsunął jej pierścień na palec.- Proszę, kochana, znów jest na swoim miejscu.Mam jednaknadzieję, że nie zabawi tam długo.Marzę, żebyś jaknajszybciej nosiła mój.Jane próbowała szybko cofnąć rękę, lecz przytrzymał jąmocno.-Jamie, a co z moją rodziną i z Montfleurym? Tkwię w takimbagnie!-A ja jestem mistrzem w osuszaniu bagien - roześmiał się.-Niech będzie to moim ślubnym prezentem dla ciebie, bo nicinnego nie mogę ci ofiarować.-Ależ Jamie.Potrząsnął głową.- Cicho, kochana.Po prostu zaufaj mi.Przecież odzyskałemdla ciebie pierścień, prawda?Jane nie bardzo pojmowała, jakim cudem to zrobił, leczuświadomiła sobie, że Richard z pewnością nie oddałbyklejnotu po dobroci.-Czy.czy go zabiłeś?James ujął w dłonie jej zimne palce.- Nie, choć przyznam, że mnie kusiło.Wyzwałem go napojedynek i posłałem do diabła.Raleigh stanął po mojej stroniei to pomogło.- Raleigh? - wykrztusiła, zaskoczona.Ten typ był ostatnim człowiekiem, od którego oczekiwałabywsparcia.- Zaiste, dziwne, ale na swój sposób mnie polubił, a ciebiedarzy szacunkiem - takiego dokładnie użył słowa.- Aha.- Jane zupełnie nie wiedziała, co powiedzieć.- Zrobił nawet więcej.Uzyskał od swojej pani pozwolenie naumieszczenie cię w Durham House do czasu, ażwy-dobrzejesz.Musimy przechować cię tam, gdzie twój ojciectak łatwo się nie dostanie.Pałac jest dla niego zbyt dostępny iboję się, że mógłby znów coś wymyślić.Upokorzenie ogarnęło Jane na samą myśl o przebywaniu poddachem Raleigha.-Nie mogę pojechać do Durham House!-Jane, wiem, że twój brat się z nim przyjazni, ale w tej sprawieRaleigh trzyma twoją stronę.Obiecał mi, że nie dopuści dociebie Henry'ego.James nie miał pojęcia, co proponuje Jane, dopóki mu niewyjaśniła.Zanim zaczęła mówić, zamknęła oczy, aby niewidzieć wyrazu twarzy ukochanego.-Nie, James, nie o to chodzi.Po prostu Raleigh i ja.coś naskiedyś łączyło.- Przełknęła z wysiłkiem, a sercezaczęło łomotać jej tak jak w tamtej chwili, kiedy połknęłatruciznę.Milczenie Jamesa było przerażające.-To.zdarzyło się dwa lata temu.- Jane czuła, jak łzywyciekają spod zamkniętych powiek.Czy go straci? Czy przezresztę życia będzie pokutowała za tamten głupi błąd? Myślałam, że go kocham i że on kocha mnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]