[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.%7łeby tak na przykładzbałamucić tego przystojnego młodego durnia? Jakie to byłoby w gruncie rzeczy śmieszne,dzikie, bezsensowne! I nagle zapragnęła rozkochać go w sobie, obrabować, porzucić, a potemzobaczyć, co z tego wyniknie. Pozwolę sobie udzielić pani pewnej rady powiedział Aczmijanow nieśmiało. Proszę,niech pani wystrzega się Kirilina.Wszędzie opowiada o pani okropne rzeczy. Nie jestem ciekawa, co o mnie mówi byle idiota odparła zimno Nadieżda, ale ogarnąłją niepokój, a śmieszna myśl o pobawieniu się młodziutkim, ładnym Aczmijanowem naglestraciła swój powab. Musimy iść na dół powiedziała Nadieżda. Wołają.23Na dole rybna zupa już była gotowa.Nalewano ją na talerze i jedzono z tym namaszcze-niem, z jakim to się robi tylko na wycieczkach; wszyscy twierdzili, że zupa jest wyborna i żew domu nigdy nie ma czegoś równie smacznego.Jak zwykle bywa na wycieczkach, wszyscygubili się w masie serwetek, zawiniątek, niepotrzebnych ruszających się od wiatru zatłusz-czonych papierów, chwytali cudze szklanki i cudze kromki chleba, wylewali wino na dywan ina własne kolana, rozsypywali sól, a wokół było mroczno i ognisko już nie paliło się tak ja-snym płomieniem, bo nikomu nie chciało się wstać i podłożyć chrustu.Wszyscy pili wino,nawet Kosti i Kati dano po pół szklanki.Nadieżda wychyliła jedną szklankę, potem drugą,upiła się i zapomniała o Kirilinie. Rozkoszna wycieczka, czarujący wieczór mówił Aajewski rozweselony winem alewolę zimę niż to wszystko. Srebrzystym szronem opylony bobrowy jego kołnierz lśni. Gusty są różne zauważył von Koren.Aajewski poczuł się nieswojo: w plecy buchał mu żar z ogniska, w twarz i pierś niena-wiść von Korena; ta nienawiść uczciwego, mądrego człowieka, kryjąca chyba w sobie jakiśzasadniczy powód, poniżała go, ścinała z nóg, nie czując się więc na siłach stawić jej czoła,powiedział przymilnym głosem. Namiętnie kocham naturę i żałuję, że nie jestem przyrodnikiem.Zazdroszczę panu. A ja nie żałuję i nie zazdroszczę oświadczyła Nadieżda. Nie rozumiem, jak możnazajmować się serio owadami i robaczkami, kiedy lud cierpi.Aajewski podzielał jej zdanie.Absolutnie nie był zorientowany w naukach przyrodniczychi dlatego nigdy nie mógł się pogodzić z autorytatywnym tonem i uroczystą powagą ludzi, któ-rzy badają wąsiki mrówek i łapki karaluchów, zawsze go irytowało, że ci ludzie na podstawiewąsików, łapek i jakiejś protoplazmy (nie wiadomo czemu wyobrażał ją sobie w postaciostrygi) rozstrzygają problemy, obejmujące pochodzenie i życie człowieka.Ale w słowachNadieżdy wyczuł jakiś fałsz, więc tylko po to, żeby jej zaprzeczyć, powiedział: Tu nie chodzi o robaczki, lecz o wnioski.VIIIDość pózno, bo już po dziesiątej, zaczęto wsiadać do powozów, żeby wyruszyć do domu.Wszyscy wsiedli, brakowało tylko Nadieżdy i Aczmijanowa, którzy ścigali się po drugiejstronie rzeki z głośnymi wybuchami śmiechu. Proszę państwa, już czas! zawołał do nich Samojlenko. Nie trzeba było dawać paniom wina rzekł po cichu von Koren.Aajewski, znużony wycieczką, nienawiścią von Korena i własnymi myślami, wyszedł kuNadieżdzie, a kiedy ona wesoła, uradowana, we własnym mniemaniu lekka jak piórko schwyciła go dysząc i śmiejąc się za obie ręce i przytuliła głowę do jego piersi, cofnął się okrok i powiedział ostro: Zachowujesz się jak.kokota.To brzmiało tak brutalnie, że nawet zrobiło mu się jej żal.W jego gniewnej, zmęczonejtwarzy wyraznie wyczytała nienawiść, litość, irytację i natychmiast upadła na duchu.Zrozu-miała, że przesadziła, zachowując się zbyt swobodnie, i zasmucona, z niemiłym uczuciem, żejest ciężka, gruba, wulgarna i pijana, usiadła w pierwszym z brzegu pustym powozie razem zAczmijanowem.Aajewski usiadł z Kirilinem, zoolog z Samojlenką, diakon z paniami i orszakruszył. A mówiłem, że to makaki. zawołał von Koren, okrywając się peleryną i mrużąc oczy. Słyszałeś: ona nie mogłaby zajmować się owadami i robakami, bo lud cierpi.Tak sądzą oludziach naszego pokroju wszystkie makaki.To niewolnicze, obłudne plemię, od dziesięciupokoleń straszone batem i pięścią, drży, czuli się i przypochlebia tylko w obliczu przemocy,24ale wpuść makakę do jakiejkolwiek wolnej dziedziny, gdzie nikt jej nie trzyma za kark, a za-raz rozeprze się i da się poznać.Spójrz, jak czelna jest makaka na wystawach obrazów, wmuzeach, w teatrze albo wtedy, gdy rozprawia o nauce: nadyma się, staje dęba, urąga, kryty-kuje.Zawsze krytykuje to cecha niewolnictwa.Zauważ: częściej odsądza się od czci i wia-ry ludzi o wolnych zawodach aniżeli łotrów to dlatego, że społeczeństwo w trzech czwar-tych składa się z niewolników, z takich właśnie makak.Nie zdarza się, żeby niewolnik podałci rękę i szczerze podziękował za to, że pracujesz. Nie wiem, o co ci chodzi odparł Samojlenko ziewając. Bidulka w prostocie duchachciała porozmawiać z tobą o czymś mądrym, a ty zaraz wyciągasz wnioski.Gniewasz się zacoś na niego, ale co ci ona zawiniła! Przecież to zacna kobieta. E, daj spokój.Zwyczajna utrzymanka, rozpustna i wulgarna.Słuchaj, Aleksandrze Da-widyczu, jeżeli spotkasz prostą babę, która nie żyje z mężem, nic nie robi, tylko wciąż cha-cha-cha, to jej powiesz: wez się do roboty.Dlaczego więc teraz boisz się powiedzieć prawdę?Czy dlatego, że Nadieżda Fiodorowna jest utrzymanką urzędnika, a nie zwykłego marynarza? A co mam z nią zrobić? rozzłościł się Samojlenko. Zbić czy co? Nie pobłażać rozpuście.My wszyscy wyklinamy rozpustę tylko za oczy, a to przypominakiwanie palcem w bucie.Jestem zoologiem czy socjologiem, bo to właściwie wszystko jedno,ty lekarzem; społeczeństwo nam ufa; powinniśmy zwrócić jego uwagę na ogromne szkody,jakimi zagrażają i jemu, i przyszłym pokoleniom tego rodzaju damulki jak Nadieżda Iwa-nowna. Fiodorowna poprawił go Samojlenko. A co ma zrobić społeczeństwo? Społeczeństwo? To jego sprawa.Moim zdaniem, najprostszy i najpewniejszy sposób toprzymus.Manu militari należy ją wyprawić do męża, a jeżeli mąż jej nie przyjmie, to na ka-torgę lub do jakiegokolwiek zakładu poprawnego. Och! westchnął Samojlenko; chwilę milczał, potem zapytał cicho: Mówiłeś któregośdnia, że takich ludzi jak Aajewski należałoby zgładzić.Powiedz mi, gdyby.dajmy na to,państwo czy społeczeństwo powierzyło ci tę funkcję, czy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]