[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dreszcz przebiegł całą, ale nie raczy zniżyć spojrzenia kuniemu.Trędowaty wciąż błaga; doprawdy, litość była słuchać; wlecze się za nią. Królowo, jeśli śmiem zbliżyć się do ciebie, nie gniewaj się; ulituj się nade mną, zasłużyłem na to wielce!Ale królowa woła swoich sług i strażników: Pędzcie precz trędowatego!  rzekła.Słudzy odpychają go, biją.Opiera się i krzyczy: Królowo, miej litość!Wówczas Izolda wybuchnęła śmiechem.Zmiech jej brzmiał jeszcze, kiedy wchodziła do kościoła.Skorotrędowaty usłyszał jej śmiech, odszedł.Królowa uczyniła kilka kroków w nawie kościoła; potem członki jejugięły się  upadła na kolana, głową o ziemię, z rozkrzyżowanymi ramionami.Tegoż samego dnia Tristan pożegnał Dynasa z taką rozpaczą, iż zdawało się, że postradał zmysły.Wnet okrętjego rozwinął żagle ku Bretanii.Niestety! Niebawem królowa pożałowała tego.Skoro dowiedziała się przez Dynasa z Lidanu, iż Tristan odjechałw takiej żałobie, zaczęła wierzyć, iż Perynis powiedział prawdę; iż Tristan nie uciekł, zaklęty na jej imię; iżwygnała go precz bardzo niesłusznie. Jak to  myślała  ja ciebie wygnałam, ciebie, Tristanie, przyjacielu!Będziesz mnie nienawidził odtąd i nigdy cię już nie ujrzę! Nigdy nie dowiesz się nawet o mym żalu ani o tym,jaką karę chcę sobie nałożyć i ofiarować ci jako drobny zakład mej skruchy.Od tego dnia, aby się ukarać za swój błąd i szaleństwo, Izold Jasnowłosa przywdziała włosiennicę i nosiła ją naciele.47 XVIIISZALECSTWO TRISTANAEl beivre fu la nostre mort.17ThomasTristan ujrzał z powrotem Bretanię, Karheń, diuka Hoela i żonę swą, Izoldę o BiałychDłoniach.Wszyscy przyjęli go wdzięcznie, ale Izold Jasnowłosa wygnała go: nic mu już nieważyło.Długo usychał z dala od niej; wreszcie jednego dnia pomyślał, że chce ją widzieć,chociażby miał jeszcze raz być szpetnie obitym przez sługi i strażników.Z dala od niej czuł,iż śmierć jego jest pewna i bliska; raczej umrzeć od jednego razu niż konać dzień po dniu.Kto żyje w męczarni, jest jakby umarły.Tristan pragnie śmierci, żąda śmierci; ale niechkrólowa dowie się bodaj, że zginął z miłości dla niej; niech się dowie, a lżej mu będzieumrzeć.Wyrusza z Karhenia nie uprzedzając nikogo, ani krewnych, ani przyjaciół, ani Kaherdyna, drogiego towarzysza.Ruszył nędznie odziany, pieszo; nikt bowiem nie zwraca uwagi na biednych łazików wędrujących pogościńcach.Szedł póty, aż doszedł do brzegu morza.W porcie wielki statek kupiecki gotował się do odjazdu; już majtkowie naciągali żagiel i podnosili kotwicę, abypomknąć na pełne morze. Boże was chroń, panowie, obyście mogli żeglować szczęśliwie! Ku jakiej ziemi płyniecie? Do Tyntagielu. Do Tyntagielu? Ach, panowie, wezcie mnie z sobą!Dopada statku.Wiatr pomyślny wzdyma żagle, statek pomyka przez fale.Pięć nocy i pięć dni żeglował prostodo Kornwalii, zasię szóstego dnia zarzucił kotwicę w porcie Tyntagielu.Poza portem zamek wznosił się nad morzem, dobrze zamknięty ze wszystkich stron; można doń było wejść tylkoprzez jedną bramę z żelaza, a dwóch czujnych strażników strzegło jej dzień i noc.Jak dostać się do wnętrza?Tristan zeszedł ze statku i usiadł na wybrzeżu.Dowiedział się od przechodzącego człowieka, że Marek jest wzamku i właśnie podejmuje w nim całe baroństwo. Ale gdzie królowa i Brangien, jej piękna służebnica? Są takoż w Tyntagielu, niedawno je widziałem; królowa Izolda zdawała się smutna, jak zwyczajnie.Na imię Izoldy Tristan westchnął i pomyślał, iż ani chytrością, ani siłą nie zdoła ujrzeć przyjaciółki: kroi Marekzabiłby go. I cóż, że mnie zabije? Izold, nie przystałoż mi umrzeć dla twej miłości?! I cóż czynię każdego dnia, jeśli nieumieram? Ale ty, Izoldo, gdybyś wiedziała, że jestem tutaj, żali raczyłabyś bodaj przemówić do przyjaciela? Niedałabyś mnie wygnać strażnikom? Tak, chcę ważyć się na podstęp.Przebiorę się za szalonego, a w tymszaleństwie będzie wielka mądrość.Niejeden będzie mnie miał za głupka, który będzie mniej mądry ode mnie,niejeden będzie mnie miał za szalonego, który hoduje szaleństwo pod swym dachem.Przechodził mimo rybak odziany w sukmanę z kosmatego samodziału z wielkim kapturem, Tristan widzi go,czyni znak, bierze go na ubocze. Przyjacielu, chcesz zamienić się ze mną na suknie? Daj mi swój płaszcz; udał mi się wielce.Rybak spojrzał na suknię Tristana, wydały mu się lepsze niż własne, wziął bez wahania i odszedł szybko,szczęśliwy z zamiany.Wówczas Tristan wystrzygł piękne jasne kędziory tuż przy głowie, jakoby w znak krzyża.Pociągnął twarzpłynem z magicznego ziela, które miał ze swego kraju, i natychmiast kolor i wygląd twarzy odmieniły się takosobliwie, iż żaden człowiek w świecie nie zdołałby go poznać.Wyrwał z żywopłotu gałąz kasztana, uczynił zniej maczugę i zawiesił ją na szyi; po czym boso ruszył prosto do zamku.Odzwierny myślał, iż pewnie to jest szalony, i rzekł: Zbliż się; gdzieżeś to przebywał tak długo? Tristan zmienił głos i odparł: Na weselu opata z Mont, mego kmotra.Ożenił się z przeoryszą, tłustą damulką w kwefie.Z Besancon aż doMont wszyscy księża, opaci, mnichy i klerycy zjechali się, zaproszeni na weselisko; wszystko, co tylko nosikostur i pastorał, skacze, igra i tańczy w cieniu wielkich drzew na równinie.Ale opuściłem ich, aby przybyćtutaj; mam bo dziś usługiwać u stołu króla jegomości.Odzwierny rzekł: Wejdz tedy, panie, synu Urgana Włochatego; jesteś wielki i kosmaty jak on i dość podobny do ojca.17W czarodziejskim napoju była dla nas śmierć.(Przeł.Z.Czerny)48 Skoro wszedł do ogrodu igrając maczugą, słudzy i giermkowie zastępowali mu drogę szczując jak wilka: Widzicie szalonego! Hu, hu, a hu! Rzucając kamienie, nacierają kijami; ale on wymyka się podskakując izgoła się nie broni; kiedy go przypierają z lewej, on odwraca się i wali w prawo.Pośród śmiechu i krzyków, wlokąc za sobą rozigraną ciżbę ludu, przybył na próg komnaty, gdzie podbaldakinem, u boku królowej, zasiadał król Marek [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •