[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeszcze dalej mgła była równie gęsta jak dotąd. Sam, zatwoimi plecami zbliża się do nas pole lodowe.Zbliża się szybko i ze wschodu. To oznacza kłopoty. Owszem, to oznacza kłopoty.Psy są już gotowe, wygląda na to, że będzie-my musieli szybko przeskoczyć na lód.Ty na razie zostań tutaj.Tak na wszelkiwypadek, gdyby się coś działo.Kiedy cię zawołam, biegnij, jakby cię sto diabłówgoniło.Na wszelki wypadek.Nie trzeba było nic wyjaśniać.Beaumont obawiał się,że cały kanał ulega teraz zamknięciu, że szczęki lodu dotrą do nich z obu stron,ze wschodu i zachodu.Obawy te spowodował nowy ruch kry.Obracała się terazpowoli, co wskazywało na oddziaływanie więcej niż jednego prądu.Zatrzymał sięna chwilę przy psach i wrócił do Langera, patrzącego uporczywie na wschód. Popatrz na fale  powiedział Niemiec.Zmarszczki czarnej wody przeszły w fale, jeszcze niewielkie, ale dające wy-obrażenie o ogromie płaszczyzny tworzącej je przed sobą, zbliżającej się do nich,pchanej siłą milionów ton polarnego paku.Mgła przerzedziła się jeszcze bardziej,mimo że za nimi, na polu lodowym była cały czas tak samo gęsta, a nadpływa-jąca w ich stronę platforma robiła wrażenie całego wybrzeża.Niskiego brzeguz kruszonego lodu z wielkimi torosami poza nim. Keith.!Beaumont słysząc wołanie odwrócił się w stronę Graysona i przez kilka se-kund czuł, jak w jego żyły wkrada się chłód bardziej lodowaty niż ten, który mro-ził ciało.Niemal na środek kry dotarła fala pędząca z przeciwnej strony.Za nią su-nęła w ich kierunku druga lodowa szczęka, wysyłając wodę na zwiady.Krzyknąłna Graysona i Amerykanin ruszył w jego kierunku, a Beaumont odwrócił się, byjeszcze raz sprawdzić, jak wygląda sytuacja na wschodzie.W jednej chwili zdałsobie sprawę, że zbliża się katastrofa.Zachodnia szczęka dosięgnie ich wcześniejniż wschodnia.A oni przecież musieli iść na wschód!  Zajmij się psami, Horst! usłyszał za sobą hałas i obejrzał się niespokojnie.Fala dotarła do kry i wysłaław głąb lodu czarną wodę.Dotarła do Graysona i obmyła mu buty.Dosięgła psów,wirując między łapami zwierząt, które w szaleńczym przerażeniu rwały uprząż. Może nas zepchnąć.ten lód za nami. krzyknął Beaumont.Gdy Horst borykał się ze swoimi psami, Beaumont walczył z drugim zaprzę-81 giem.Jedną dłonią uchwycił sanie, w drugiej trzymał bat.Woda wirowała pomię-dzy nimi.Na kilka sekund zalała całą wyspę, tak że zdawało się, iż stoją na środkumorza.Psy wpadły w panikę, przekonane, że toną.Wszyscy mogli utonąć w cią-gu kilku sekund.Ich życie zależało od grubości i wytrzymałości niewidocznegolodu, na którym stali.Jeżeli zbliżający się masywny blok uderzy w słaby punkti złamie krę, znajdą się w wodzie, bez żadnego oparcia, walcząc z morzem mię-dzy dwiema szczękami, które zetrą ich na proch lub zrobią z nich płaskie plasterkimięsa.Wschodnia szczęka ciągle jeszcze znajdowała się około stu jardów od nich,jej fala jeszcze nie dotarła do kry, kiedy przyszło uderzenie, miażdżący cios, podktórym zadrgała cała ich wyspa.Psy przestały się rzucać i szaleć, stały spokoj-nie, znieruchomiały z przerażenia.Morze zalało lodową tratwę, zostawiając najej powierzchni ciemne sadzawki we wgłębieniach, lecz kra oparła się uderzeniu.Wówczas poczuli wyraznie, że lodowa wyspa porusza się, popchnięta w stronędrugiej białej płaszczyzny, płynącej prosto na nich.Beaumont spojrzał do tyłu,ujrzał nadpływającą płaszczyznę, wyższą o stopę niż kra, jak wielki stopień scho-dów. Na drugi koniec, szybko!  krzyknął.Używając batów zmusili nieposłuszne psy do pokonania krótkiego dystansu,jaki dzielił ich od przeciwległej krawędzi i stanęli niemal na samym jej brzegu.Nawet prawdziwy optymista nie dałby im dużych szans.Beaumont miał terazochotę zrobić w tył zwrot, zabrać zaprzęgi na drugi koniec i próbować przedostaćsię na lód za nimi, ale było już za pózno.Fala ze wschodu zakryła krę, rzuciła sięwirami pod ich nogi, psy znowu oszalały ze strachu.Beaumont wzmocnił chwyti przygotował bat do jednego ostrego smagnięcia.Woda ciągle zalewała im nogi,kiedy luka zamknęła się.Na kilka sekund przed uderzeniem świsnęły baty i ludzierzucili zwierzętom rozkaz.Sanie skoczyły do przodu porwane przez psy.Pod nimimorze zalało lodową tratwę, zatapiając ją całkowicie.Psy skoczyły naprzód ciągnąc sanie nad luką, zanim lód zamknął sięw grzmiącym zderzeniu.Coś zachrzęściło i obsunęło się pod prawą nogą Be-aumonta, ale pęd sań porwał go naprzód przy akompaniamencie ogłuszającegohuku [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •