[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tą drogą wysyłano wieści w razie potrzeby.Nadawano przesyłkę podświetlną do punktu przekaźnikowego, który wysyłał kapsułę, a kapsuła niosła standardową wiadomość z nadawczym kodem przekaźnikowym.Lunzie zmarszczyła nos, starając się wyliczyć, kiedy mogłaby nadejść odpowiedź na taką przesyłkę.- Dwa miesiące.A jak długo zajmował lot do centrali Floty?- Całą operacja nie powinna przekroczyć czterech miesięcy.Odpowiedź dotycząca pomocy mogłaby nadejść w ciągu dwóch, trzech kolejnych.A już na pewno za rok czasu standardowego, wliczając w to margines na dodatkowe manewry.Koloniści z trudem przeżyliby tak długo.Musieliby zjeść wszystkie zapasy i zboże przeznaczone na siew.Lecz z pewnością udałoby im się przetrwać.Niestety.- Znów westchnął, rozkładając wielkie, sękate dłonie.- Nie mogę uwierzyć w to, by Flota zignorowała podobny sygnał.- Chyba że ktoś go przechwycił, pomyślała nagle.Jakiś pracownik Floty, któremu zależało na zniszczeniu kolonii.- Flota nie zignorowała sygnału.- Zebara ścisnął jej dłoń i wstał.- Pozwól, że zaproponuję ci coś do picia.Ostatnio wciąż jestem spragniony.- Wskazał na barek stojący obok biurka.- Sok? Coś mocniejszego?- Poproszę o sok.Nalał dwie szklanki soku i poczekał, aż Lunzie wybierze jedną z nich.Czy naprawdę sądził, iż ona obawia się otrucia? A jeśli tak, to czy rzeczywiście powinna się tego bać? Wypiła jednak pierwszy łyk smacznego napoju.Zebarą znów przysiadł się do niej.On też pociągnął ze szklanki i mówił dalej.- Z tego co wiemy, to nie była wina Floty.A przynaj­mniej Flota nie zignorowała kapsuły.Po prostu żadnej kapsuły nie było.- Co!?- Gdzieś w stertach papierów odnaleźliśmy notatkę informującą, że wydatki na taką kapsułę nie są uzasadnione, ponieważ Diplo położona jest w odległości zaledwie dwunastu miesięcy świetlnych czasu standardowego od dużego węzła telekomunika­cyjnego, który może przekazać wszystkie niezbędne wiadomości.Raport twierdził, iż koloniści nie raz już trwonili nader cenne środki na drobne potrzeby, które nie uzasadniały ich użycia.Jeśli koloniści nie potrafią zadbać o siebie przez dwanaście miesięcy, i w tym momencie jakbym słyszał parsknięcie jakiegoś przyroś­niętego do biurka urzędasa, to żadni z nich koloniści.- Ponownie napił się soku.- Sama wiesz, jak to jest.- Jasne.Wasza wiadomość nie została odebrana w ciągu czterech miesięcy.Po roku dotarła do jakiejś komercyjnej stacji przekaźnikowej, ale wówczas koloniści spodziewali się już przybycia wyprawy ratunkowej.- A na tej stacji - dokończył Zebara - może przekazano wiadomość dalej, lecz nigdy nie dotarła ona do Floty.- Ależ to naprawdę.- Cóż, sprawa stała się śliska.Kontrakt, na mocy którego sprowadzili się tu koloniści, obejmował zainstalowanie kapsuły.Gdy wreszcie wiadomość dotarła do stacji, stanowiła dowód na nieistnienie jakiejkolwiek kapsuły.A skoro minęło już dwanaście miesięcy.? Przypuśćmy nawet, że wysłano by ekipę ratunkową.Cóż by zastała? Nie mamy na to żadnych dowodów, lecz możemy przypuszczać, iż ktoś postanowił odłożyć sprawę na później, do czasu następnej planowanej dostawy maszyn i urzą­dzeń.Ta miała nastąpić za kolejne dwa lata czasu standardowego, więc ten ktoś myślał, że wszyscy i tak wyginą.To smutne, ale zdarza się czasem w odległych koloniach.Tak, kolonie to niebezpieczny interes!Lunzie zmartwiała ze zgrozy, która po chwili ustąpiła prawdziwie szewskiej pasji.- Toż to zbrodnia, zaplanowane morderstwo!- Ale nie według ówczesnych praw Federacji.Ani nawet na mocy dzisiejszych przepisów.Niczego nie można było udowodnić.Mówiąc “my", mam na myśli ówczesny rząd Diplo.W każdym razie, kiedy wreszcie przybył kolejny statek, odkrył tych, którzy przeżyli: kobiety, dzieci i paru młodych mężczyzn, w czasach wielkiej zimy będących jeszcze dziećmi.Przybysze udawali, że o niczym nie wiedzą, że są zaskoczeni! Ale któryś z pracowników Kompanii z drugiego statku, gdy się upił, puścił farbę.Żadne odpowiednie do sytuacji słowa nie przychodziły jej do głowy.Na szczęście Zebara nie czekał na nie.Po chwili wrócił do opowiadania o swej rodzinie i wiązanych z nią nadziejach.Stopniowo Lunzie uspokoiła się.Gdy się wreszcie rozstawali, zabierała ze sobą nieco inne wspomnienie Zebary, choć tak samo słodkie, jak to sprzed lat.Dotyk dłoni starego mężczyzny już nie wydawał jej się perwersją.Po tylu długich latach jego miłość nadal była prawdziwa.ROZDZIAŁ DZIESIĄTYDupaynil pierwszy ruszył na mostek, stąpając wolnym, lecz pewnym krokiem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •