[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ney misję tę przyjął.Rosjanie zaatakowali 14 grudnia o świcie.Podczas gdyjedna z kolumn rosyjskich ukazała się znienacka natrakcie wileńskim, druga przeszła po lodzie Niemenpowyżej miasta i, dumna, że pierwsza stanęła na tery-torium pruskim, zwróciła się ponownie w stronę Kowna imostu na rzece, ażeby tym sposobem zagrodzić Neyowijedyną drogę odwrotu.Pierwsze strzały huknęły z bramy Wileńskiej.Lecz nimNey bramy dopadł, ażeby zorganizować obronę iodeprzeć armaty Płatowa, już własne jego działa byłyzagwożdżone, a kanonierzy rozbici.Rozjuszony, rzuciłsię z obnażoną szablą na oficera, który tam dowodził, iniewątpliwie byłby go zabił, gdyby nie adiutant mar-szałka, który cios odparował i ułatwił nieszczęsnemuoficerowi ucieczkę.Ney przywołał wówczas piechotę, lecz z dwóch nie-licznych batalionów, z których się składała, jeden tylkostanął pod bronią: była to załoga miasta, trzystu Niem-ców.Marszałek wyznaczył im pozycję, dodał otuchy,lecz w chwili gdy zakomenderować miał  ognia!" kartacz rosyjski zerwał górną część palisady i strzaskałbiodro niemieckiemu dowódcy.Oficer zachwiał się i ru-nął, a wiedząc, iż nie ma dlań ratunku, najspokojniejwyjął zza pasa pistolet i wobec wszystkich odebrał sobieżycie.Przerażeni śmiercią swojego dowódcy, żołnierze wpopłochu rzucili broń i uszli czym prędzej.Przez wszystkich opuszczony, Ney nie opuścił jednakposterunku, nie zwątpił o sobie.A gdy próżnymi okazałysię wszelkie usiłowania, ażeby powstrzymać uciekają-cych, chwycił za nabitą jeszcze broń i walczył jak prostyżołnierz wraz z czterema oficerami, stawiając czoło za-stępom Rosjan.Równocześnie jęli powracać zawstydzenikanonierzy; adiutanci Heymes i Grard zdołali tymcza-sem skrzyknąć trzydziestu żołnierzy i wytoczyć kilka lekkich polowych armatek, a generałowie Ledru i Mar-chand  zmobilizować pozostały, ostatni batalion.Lecz w tejże samej chwili poza Niemnem, od stronykowieńskiego mostu, ryknęły działa rosyjskie.Docho-dziło wpół do trzeciej.Ney wysłał tam wówczas obugenerałów z ich czterystu ludzmi, nakazując im odbić iobsadzić to przejście, sam zaś, nie ustępując, nie trosz-cząc się dłużej o to, co los przygotowuje mu poza nim,na czele trzydziestu ludzi utrzymał się aż do wieczora ubramy zwanej Wileńską.O zmierzchu dopiero opuściłKowno i przeszedł przez Niemen, walcząc bez wytchnie-nia, cofając się w największym porządku, broniąc doostatniej chwili honoru naszego oręża, narażając po razsetny chyba życie swoje i wolność, ażeby ocalić garstkęrodaków, wbrew wszystkim i wszystkiemu! Po czterdzie-stu dniach i czterdziestu nocach bohaterskiej walkiopuszczał ostatni to tragiczne dla nas terytorium rosyjs-kie, wykazując światu bezsilność zawistnej Fortunywobec wielkiego męstwa, stwierdzając własnym przy-kładem, iż największe nawet klęski przysporzyć mogąbohaterom nieśmiertelnej chwały!O ósmej wieczór dotarł nareszcie do przeciwległegobrzegu.Widząc wtedy, że przewidywana klęska jest jużfaktem dokonanym, że Marchand odparty został aż domostu i że trakt wiłkowyski, którym uszedł był Murat,całkowicie zajęty jest przez pułki nieprzyjacielskie,zwrócił się na prawo i zniknął niebawem w leśnejgęstwinie.Gdy Murat wszedł do Gąbina, zdziwił się niepomierniezarówno widokiem Neya, jak wieścią, że począwszy odKowna armia pozbawiona była osłony tylnych straży.Zchwilą jednak gdyśmy ostatecznie opuścili granicę im-perium, Rosjanie nie mieli powodu do równie natar-czywej pogoni.Murat skorzystał z tego, ażeby zatrzymaćsię kilka dni w Gąbinie i skierować szczątki posz-czególnych korpusów do miast położonych nad Wisłą.Doprowadzając do skutku dyslokację armii, zwołał nanaradę wszystkich dowódców.Nie wiadomo, jaki złyduch opętał go w owej chwili.Chciałoby się wierzyć, iżto, co mówił wtedy, było jedynie wynikiem wstydu,spowodowanego sromotną ucieczką, i urazy do cesarza,który obarczył go tak wielką odpowiedzialnością, lub teżwreszcie mimowiednym odruchem wodza, zwyciężo-nego w oczach narodu, który jeden z pierwszych uznał niegdyś przewagę francuskiego oręża.Ponieważ jednakodmiennym było istotne znaczenie jego słów, a pózniej-sze czyny potwierdziły je w zupełności, ponieważ byłyone pierwszym symptomem zdrady i przeniewierstwa,nie należy przeto pominąć ich milczeniem.%7łołnierz, który wzniósł się do wyżyn tronu tylko drogązwycięstw, wracał oto zwyciężony! Zaledwie przestąpiłgranicę podbitej niegdyś krainy, wydało mu się, iż ziemiacała drży w posadach, a korona chwieje się na jegogłowie.Po tysiąckroć w ciągu tej kampanii narażał siędobrowolnie na największe niebezpieczeństwa: jak-kolwiek jednak gotów był wówczas zginąć każdej chwiliw awangardzie jak prosty żołnierz, nie mógł pogodzić sięteraz z myślą o ewentualnej utracie korony.I aby siebieusprawiedliwić, począł wobec tych samych wodzów,którymi kierować miał z rozkazu i woli cesarza, oskarżaćNapoleona o zuchwałe ambicje, które sam przecieżpodzielał [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •