[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Wlezliście do cudzegodomu, barany.Mojego.Wypad stąd, chyba że zamierzacie przeprosić moją przyjaciółkę.W takimwypadku i tak stąd zjeżdżajcie, bo nie mamy zamiaru tego słuchać.- Drzwi nie były zamknięte - oświadczył Jon.- Czyli to nie włamanie z wtargnięciem - powiedział lekarz z szerokim uśmiechem.- Samowtargnięcie.Jego żart pozwolił nam się nieco odprężyć, ale kobieta pozostała niewzruszona.- Wynoście się stąd - powtórzyła, a w jej głosie zadzwięczało ostrzeżenie.- Policzę do trzech.Potemnabiję strzelbę.Potem napełnię pistolet wodny kwasem.Potem spuszczę psy z łańcucha.Potem.- Jessica Watkins? - spytałem całkowicie zaskoczony.Zamrugała równie zaskoczona.- Taa.A co? - Jestem ojciec Markus.Przekazałaś mojemu kościołowi pół miliona dolarów.- Nareszcie mi sięprzypomniało! Nie rozpoznałem jej w wypłowiałych dżinsach i koszulce z GAP, bo zazwyczajwidywałem ją jako elegancko ubraną kwestorkę.- A to niespodzianka.Miło cię widzieć.Zaskoczona pozwoliła mi uścisnąć dłoń.- A tak.Ojca też miło widzieć.Hm.Co ojciec robi z tymi idiotami?- To moje dzieci - poprawiłem ją stanowczo.Znacząco łypnęła okiem.- Aa, to ojciec jest jednym z tych księży, co? Choć reputacja Kościoła poważnie ucierpiaław ostatnich latach, nie złapałem się na tę przynętę.- Opiekuję się nimi - wyjaśniłem cierpliwie -a one opiekują się mną na starość.Wypełniamy boskąwolę.- Nie dziś, ojcze! Betsy nigdy nic złego wam nie zrobiła.Dajcie jej spokój!- Jesteśmy tu, aby rozwiązać zagadkę - powiedziałem.- Nie jesteśmy pewni, czy twoja.twojaprzyjaciółka.jest tym, za kogo ją uważamy.- I dlatego przyszliście do mojego domu nocą uzbrojeni po zęby? Dziwię się, że nie przyszliście wpołudnie jak prawdziwi tchórze - powiedziała, a jej władczy głos ociekał pogardą.Wykapana córka tatusia.Mówiło się o nim, że potrafił doprowa-dzić innych dyrektorów do płaczu, zanim przejął ich firmy.- Nie zrobilibyśmy tego - stwierdziłem urażony.- Nawet nieumarli zasługują na honorowy koniec.- Otoczeni pięć na jednego, przyparci do muru i zadzgani na śmierć? Ojcze Markusie, nigdy bym niepodejrzewała, że ojciec jest takim dupkiem.Ależ to zabolało! Byłem dobrym człowiekiem, dobrym księdzem.Pomagałem w polowaniu nanieumarłych.Ocalałem życia.Nie byłem dupkiem.Zgodnie ze swym zwyczajem, Ani zareagowała, gdy czuła, że ktoś nie okazywał mi szacunku.- Nie mów do ojca Markusa w ten sposób -powiedziała ostrzegawczo.Była wysoka - mojego wzrostu - miała kruczoczarne włosy sięgające końca uszu i urocze skośne oczyw kształcie migdałów.Jej matka była Japonką.Nie znała ojca, ale sądząc po jej posturze i karnacji,sądziliśmy, że był Skandynawem.Miała długie, szczupłe nogi i ręce i była jedną z najlepszych bie-gaczek, jakie w życiu widziałem.Gdy ją znalazłem, rozważała udział w olimpiadzie.- Chyba że chcesz zęby zbierać z podłogi.- Ani - mruknąłem.- Teraz masz zamiar zadzgać człowieka, laska?! - warknęła Jessica.- Włazisz mi do domu, szukającmojej przyjaciółki, nawet nie zapukasz, przynosisz broń i noże, a teraz jeszcze mi grozisz?Dziewczyno, trzeba było dziś nie wstawać lewą nogą.Dzieci niespokojnie przestępowały z nogi na nogę i nie mogłem ich za to winić.Polowanie nanieumarłych to jedno, ale rozniecanie gniewu najbogatszej mieszkanki miasta - całego stanu! - to coś całkiem innego.Nawet bez pieniędzy Jessica Watkins potrafiła napędzić stracha.Jak mówiłem,wykapana córka tatusia.- Słuchajcie, pójdzmy na kompromis - zaproponował lekarz, zgrabnie przerywając krępującą ciszę.-Ojcze, może poszedłbyś do pokoju Betsy.- Betsy? - powtórzyłem.-.i pryśniesz ją swoją wodą święconą.To powinno wystarczyć, nie?- Marc - zaczęła Jessica, ale on pokręcił głową.- Cóż.- Kaszlnąłem.- Prawdopodobnie poważnie ją to poparzy.Może nawet zabije.Albo oślepi.Waszą przyjaciółkę.- Jesteśmy gotowi zaryzykować - powiedział lekarz.- Idziemy z nim - odezwał się Jon.- Dobrze, ale wasze zabawki zostają tutaj.Tylko woda święcona.Powinna wystarczyć takimwypa-sionym zabójcom wampirów jak wy, nie?Jego słowa były niegrzeczne, ale wciąż uśmiechał się do nas przyjaznie.Usiłowałem wyśledzićzasadzkę, ale nie mogłem jej dostrzec.- Dobrze.- W taki razie na górę.Poczekamy.Niepokoiła mnie jego beztroska, ale jak powiedziałem, niewidziałem, o co chodzi. Dzieci posłusznie odpięły broń i wyjęły noże.Gdy skończyły się rozbrajać, na pięknym wiśniowymstole leżała spora sterta.Mnie zawsze wystarczał jedynie krzyż i woda święcona.Nieumarli zawszeatakowali któreś z dzieci - ode mnie trzymali się z daleka.- No dobrze.- Wziąłem głęboki oddech.-Chodzmy.Ale najpierw.Dzieci posłusznie pochyliły głowy, a ja zamknąłem oczy.- Ojcze nasz, proszę, prowadz moją dłoń i chroń naszą rodzinę.W imię Twoje, amen.- Amen - powtórzyły.Co ciekawe, lekarz i Jessica także powiedzieli  amen".- Drugie piętro - powiedział uprzejmie mężczyzna.- Piąte drzwi po lewej stronie.Uwaga na siódmyschodek - skrzypi.Nie mogłem powstrzymać się przed wbiciem w niego nierozumiejącego wzroku, co musiało od-malować się na mojej twarzy.Robiło się coraz dziwniej.Ale mieliśmy obowiązek, a nawetpozwolenie na jego wypełnienie.Odciągnąłem korek z butelki z wodą święconą i ruszyłem po schodach w górę. Rozdział 14Otworzyłam drzwi i ku mojemu bezbrzeżnemu zdziwieniu fiolka wody święconej wylądowała namojej twarzy.Przez chwilę plułam na boki.A potem zaczęłam kichać.Zwietnie.Woda święcona! Była gorsza niż ostra papryka.Kichałam, kaszlałam i z trudem łapałampowietrze.W końcu przejaśniło mi się w oczach.Na korytarzu zgromadziło się kilka osób, ale skupiłam się na gapiącym się na mnie wysokim starcu wczerni, który trzymał w wyciągniętej dłoni krzyż.- Wielkie dzięki! - warknęłam.- Coś ty narobił, durniu? Stoję sobie, nikomu nie wadzę, a ty mi lejeszświęconą wodę na twarz! Spójrz na moje włosy! I koszulkę! Cholera, dopiero ją włożyłam!Strząsnęłam wodę ze stóp - mieli szczęście, że założyłam sandały z zeszłego sezonu - i przepchnęłamsię obok niego i innych dziwolągów.- Tego cię nauczyli w szkole dla przygłupów? Czy ja przychodzę do twojego domu i oblewam ciebiewodą?- My.yyy. - No nie mogę.- Głośno tupiąc, pokonałam dwa piętra.Słyszałam, jak wleką się za mną [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •