[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zrozumiał, że podobnie jak nie ma na świecie położenia, wktórym by człowiek był szczęśliwy i zupełnie wolny, nie ma tez i stanu, w którym by byłcałkowicie nieszczęśliwy i pozbawiony wolności.Zrozumiał, że jest granica cierpień i granicawolności i że granica ta jest bardzo bliska; że człowiek cierpiący z tego powodu, iż w jegopościeli z płatków róż zwinął się listek, cierpi tak samo, jak cierpiał teraz on zasypiając na gołej,mokrej ziemi i ziębnąc z jednej strony, a ogrzewając drugą; że kiedy czasem wkładał swe wąskiebalowe pantofle, cierpiał tak samo jak teraz, gdy szedł już zupełnie bosy (obuwie jego dawno jużsię rozleciało), z pokaleczonymi stopami.Zrozumiał, że kiedy z własnej, jak mu się zdawało,woli ożenił się ze swą żoną, nie był bardziej wolny niż teraz, gdy go zamykano na noc w stajni.Z tego wszystkiego, co pózniej sam nazywał cierpieniem, ale czego wtedy prawie nie odczuwał,najważniejsze były nogi bose, poobcierane, pokryte strupami.(Końskie mięso było smaczne ipożywne, saletrzany osad prochu, używany zamiast soli, był nawet przyjemny; nie było bardzozimno, w dzień podczas marszu zawsze było gorąco, a w nocy paliły się ogniska, wszy, gryzącego, ogrzewały mu ciało.) Jedno było ciężkie z początku  nogi.W drugim dniu marszu, obejrzawszy przy ognisku swe rany, Pierre sądził, że nie będzie mógłzrobić kroku, ale gdy wszyscy się podnieśli, poszedł i on kulejąc, a potem, gdy się rozgrzał szedł bez bólu, chociaż ku wieczorowi jeszcze boleśniej było patrzeć na nogi.Ale nie patrzał nanie i myślał o czym innym.Dopiero teraz Pierre zrozumiał całą żywotność człowieka i zbawczą siłę odwracania uwagi,którą człowiek posiada na podobieństwo klapy bezpieczeństwa w maszynach parowych, przezktóre ulatnia się zbyteczna para, gdy tylko jej ciśnienie przewyższa zwykłą normę.Nie widział i nie słyszał, jak strzelano do jeńców, którzy nie nadążali, chociaż więcej niż stuzginęło w ten sposób.Nie myślał o Karatajewie, który słabł nieustannie i widać niedługo jużpowinien był ulec podobnemu losowi.Jeszcze mniej myślał Pierre o sobie.Im trudniejszestawało się jego położenie, im cięższa przyszłość, tym bardziej niezależnie od tego położenia, wktórym się znajdował, nawiedzały go radosne i uspokajające myśli, wspomnienia i obrazy.430 XIIIDwudziestego drugiego w południe Pierre szedł pod górę błotnistą, śliską drogą, patrząc naswe nogi i na nierówności gruntu.Od czasu do czasu spoglądał na znajomy otaczający go tłum iznowu na swe nogi.I jedno, i drugie było jednakowo swojskie i znane.Liliowy krzywonogiSzarek radośnie biegł skrajem drogi, z rzadka, w dowód sprawności i zadowolenia, podkurczająctylną łapę i skacząc na trzech, a potem znowu na wszystkich czterech i rzucając się zeszczekaniem na wrony siedzące na padlinie.Szarek był weselszy i gładszy niż w Moskwie.Wszędzie leżało mięso różnych stworzeń  od ludzkiego do końskiego  w różnym stopniurozkładu, a że wilków nie dopuszczali idący ludzie, Szarek mógł najadać się do woli.Od rana padał deszczyk i wydawało się, że jeszcze chwila, a przejdzie i niebo się rozjaśni, atymczasem po krótkiej przerwie zaczął kropić mocniej.Droga, przesycona deszczem, niepochłaniała więcej wody i koleinami ciekły strumyki.Pierre szedł spoglądając na wszystkie strony, a licząc kroki, po każdych trzech zaginał palec uręki.Zwracając się do deszczu dogadywał w myśli:  No, ruszaj, no, jeszcze, jeszcze lepiej.Wydawało mu się, że o niczym nie myśli, ale gdzieś daleko i głęboko o czymś ważnym ipocieszającym myślała jego dusza.To coś było najdelikatniejszym wnioskiem duszy zwczorajszej rozmowy z Karatajewem.Wczoraj na noclegu, zziębnąwszy przy zagasłym ognisku, Pierre wstał i podszedł donajbliższego, lepiej palącego się ognia.Przy ognisku, do którego podszedł, siedział Platon,okryty całkowicie z głową płaszczem, niby ryzą, i opowiadał żołnierzom swym dobrym,przyjemnym, lecz słabym, chorowitym głosem znaną Pierre'owi historię.Było już po północy.Była to pora, kiedy Karatajew ożywiał się zwykle pod wpływem gorączki i był szczególniepodniecony.Podszedłszy do ogniska, usłyszawszy słaby, chorowity głos Platona i zobaczywszyjego mizerną twarz, oświetloną jasno ogniem, Pierre uczuł, że coś przykro ukłuło go w serce [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •