[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie potrafiliśmy sobie wyobrazić, że stoimy w obliczu groźnego, logicznie rozumującego przeciwnika, który w krótkim czasie zdążył uszczuplić nasze siły o jedną czwartą”.Najwięcej kłopotów ze zrozumieniem tego faktu miał Munro.Z jego dawnych doświadczeń na polu walki wynikało, że zachowanie zwierząt w niczym nie przypomina postępowania człowieka.- Małpy zostały wytresowane przez ludzi, więc muszę myśleć o nich, jak o ludziach - stwierdził w końcu.- Powstaje pytanie: co bym zrobił, gdybym naprawdę miał do czynienia z ludźmi?Niemal natychmiast znalazł odpowiedź.Należało przejąć inicjatywę.Amy zgodziła się wskazać im miejsce, gdzie żerowało stado szarych goryli.O dziesiątej przed południem, uzbrojeni w pistolety maszynowe, zagłębili się w gąszcz porastający pagórkowaty teren na północ od ruin miasta.Dość szybko odnaleźli pierwsze ślady - sterty odchodów i kilkanaście legowisk.Munro zaniepokojony rozglądał się po okolicy.Na jednym z drzew naliczył ponad dwadzieścia gniazd, co świadczyło, że populacja zwierząt jest znacznie większa, niż przypuszczał.Kilka minut później zauważyli dziesięć olbrzymich małp buszujących wśród zwisających pnączy.Były tam cztery samce, trzy samice, podrostek i dwójka młodych.Starsze goryle poruszały się ociężale, często przysiadały w nasłonecznionych miejscach i leniwie napychały usta pokarmem.Niektóre pochrapywały leżąc na plecach.Munro uniósł dłoń; szczęknęły bezpieczniki pistoletów.Nim zdążył wydać rozkaz otwarcia ognia, Amy pociągnęła go za nogawkę.Spojrzał w górę zbocza.„Przeżyłem największy szok w całym swym cholernym życiu.Wśród drzew żerowała kolejna grupa goryli.Było ich dziesięć.może dwanaście.Potem zobaczyłem następną grupę.i następną.i jeszcze jedną.Na wzgórzu przebywało ponad trzysta zwierząt.Cała okolica zdawała się pełzać”, mówił później.Największe stado goryli, zauważone w Kabarze w 1971 roku, liczyło trzydzieści jeden osobników, choć niektórzy badacze wątpili w dokładność obserwacji.Dominował pogląd, że było to przypadkowe spotkanie dwóch grup zwierząt.Przeciętna liczebność stada goryli wynosiła pięć do trzydziestu osobników.Elliot uznał widok trzystu małp za „coś przerażającego”, choć z wielkim zainteresowaniem obserwował ich zachowanie.Żerujące w promieniach słońca zwierzęta przypominały „zwykłe” goryle, lecz wprawne oko naukowca bez trudu dostrzegło szereg różnic.- Nie miałem najmniejszej wątpliwości, że porozumiewają się za pomocą dźwięków.Posapywanie miało wszelkie cechy artykulacji.Niektóre z małp posługiwały się dodatkowo mową znaków, niepodobną jednak do jakiegokolwiek ze znanych mi języków migowych.Szeroko rozpostarte ramiona i delikatne ruchy dłoni przywodziły na myśl tajskich tancerzy.Większość symboli stanowiła jakby dopełnienie dźwięków.Pozostawało rzeczą sporną, czy goryle zostały wyuczone tej formy mowy, czy była to część postępującego procesu ewolucji, lecz stopień komplikacji języka daleko wykraczał poza wyniki uzyskiwane w naszych laboratoriach.Radość z niezwykłego odkrycia tłumiło poczucie czyhającego zewsząd niebezpieczeństwa.Uczestnicy wyprawy kulili się wśród gęstych zarośli.Nikt nie śmiał zbyt głośno oddychać.Małpy zachowywały się całkiem spokojnie, lecz sama liczebność stada wywoływała przerażenie graniczące z paniką.Po dłuższej chwili Munro dał sygnał do odwrotu.Odnaleźli szlak i powrócili do obozu.Tragarze zajęli się pochówkiem zabitych towarzyszy.Stuk łopat ponuro przypominał o zagrożeniu.- Nie zauważyłem oznak agresji w zachowaniu goryli - powiedział Munro.- To prawda - odparł Peter.- W dzień przypominają zwykłe małpy.Są nieco bardziej ociężałe.Prawdopodobnie większość samców traktuje ten czas jako porę wypoczynku.- Ile samców może znajdować się na wzgórzu?Samice z młodymi nie brały udziału w nocnych atakach.Munro chciał poznać siłę zastępów przeciwnika.- Badania wskazują, że liczebność samców w pojedynczym stadzie osiąga około piętnastu procent.Należy przy tym pamiętać, że błąd w ocenie ogólnej liczby zwierząt wynosi dwadzieścia pięć procent.W obserwowanej grupie znajduje się zawsze więcej osobników, niż to widać.Wynik obliczeń był przygnębiający.Na wzgórzu przebywało niemal czterysta małp, w tym piętnaście procent dorosłych samców.Sześćdziesięciu groźnych wojowników przeciwko dziewięcioosobowej wyprawie.- Kiepska sprawa - pokręcił głową Munro.Amy znała tylko jedno rozwiązanie.Wracamy.Karen spytała, o co jej chodzi.- Chce wracać - wyjaśnił Peter.- Myślę, że ma rację.- Nie bądź śmieszny.Jeszcze nie znaleźliśmy diamentów.Nie możemy przerwać poszukiwań.Wracamy - powtórzyła Amy.Spojrzeli na Munro.Niemal jednocześnie uznali, że to on powinien podjąć ostateczną decyzję.- Chciałbym położyć rękę na tych cholernych diamentach - mruknął - ale w grobie nie będę miał z nich żadnego pożytku.Powinniśmy wracać, póki to jeszcze możliwe.Karen rzuciła kilka soczystych teksaskich przekleństw.- Co masz na myśli mówiąc „póki to jeszcze możliwe”? - spytał Peter.- Nie wiem, czy małpy pozwolą nam odejść.2.OdwrótZgodnie z poleceniem Munro zabrali minimalną ilość pożywienia i amunicji.Porzucili niemal wszystko: namioty, sieć ochronną i sprzęt telekomunikacyjny.W południe opuścili obóz.Munro obejrzał się przez ramię.Miał nadzieję, że postępuje słusznie.W latach sześćdziesiątych wśród najemników walczących w Kongo krążyło ironiczne przykazanie: „Nie opuszczaj domu”
[ Pobierz całość w formacie PDF ]