[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.jak andyna czymorfina.Ale wolałbym nie mieć tego przy sobie.John poczuł gwałtowną suchość w ustach - na dłoni Coultera leżał półprzejrzystykawałek wydrążonej łodygi drongalskiej rośliny.Nie musiał patrzeć do środka, by wiedzieć,że jest tam osiem kulek wielkości ziarnka grochu.Osiem porcji spokoju i zapomnienia, osiemniebiańskich, kolorowych snów.Wyciągnął dłoń, mając nadzieje, że Coulter.nie dostrzeże leciutkiego drżenia jegopalców.- Ja.- starał się jak najciszej przełknąć ślinę - ja zamknę to natychmiast - schowałpudełeczko w skrytce na broń ręczną pod pulpitem kontrolnym, wrzucił do kieszenimagnetyczny klucz.Marzył teraz o wyjściu Coultera - gdzieś powinno się na statku znalezćtrochę etanolu.- Zmieszać to z niewielką ilością wody.myślał.- Nie zabije to pragnienia,ale chociażby zmniejszy je trochę.VIJohn pochylił się nad głównym pulpitem w sterowni Luny i powiedział do mikrofonu:- 30 sekund do wyjścia! - Jego oczy śledziły skaczącą wskazówkę pokładowegochronometru.20 sekund.15.Ręce miał spocone - to zawsze było pewne ryzyko, kiedy grupa statków w określonymszyku przebywa wielkie dystanse w hipersferze.Drobna niedokładność wskazań podanych nawejście komputera lub słaba stabilizacja zasilania mogły w efekcie spowodować wyjściedwóch lub więcej statków w tym samym punkcie normalnej przestrzeni.A trzeba było przytym uwzględniać także drobne anomalie w nie do końca poznanej naturze hipersfery.Dwaciała mogą zajmować to samo miejsce w przestrzeni przez jedną nanosekundę, potem ulegajągwałtownemu rozpadowi.Była to wprawdzie już czwarta wspólna podróż całej floty i trzypoprzednie wyjścia były udane, lecz wziąwszy pod uwagę ostateczny cel.Dręczyła go niepewność - czy w jakiejś naprawdę trudnej sytuacji, w której trzebapodejmować decyzje zanim jeszcze oczy zdążą odczytać wskazania przyrządów, zanim zdołaspojrzeniem ogarnąć ekrany, będzie umiał stanąć tak jak dawniej na wysokości zadania?Czuł, że jego umysł nie jest już tak sprawny, jak kiedyś.Na początku udawało im śle wszystko dzięki dobremu planowaniu i brakowi pecha.Wczasie pierwszego wypadu nie stracili nikogo.W drugim stracili czterech ludzi, a czterechleżało w łóżkach na Akielu.Podczas trzeciego lotu stracili jeden z Uzbrojonych StatkówZwiadowczych z Donem Bunstilem i sześcioma innymi ludzmi.Udało im się zdobyć dwa statki Bizh (klasy średniego krążownika), ale terazznajdowały się one na Akielu, gdzie reperowano je i dostosowywano do potrzebhumanoidów.Z tym, że wszystkie prace miały potrwać jeszcze co najmniej tysiąc godzin.4 sekundy do wyjścia.Krótkie, przenikliwe buczenie klaksonu.John poczuł chwilową dezorientacje, potem pola gwiezdne wykwitły na ekranach.Teraz rozpocznie się przede wszystkim wymiana informacji międzykomputerowej - trzebacałą flotę ustawić we właściwym szyku.Na razie wszystko jeszcze było w porządku.Przeniósł wzrok z ekranu na wizjer i na detektor masy, aby upewnić się, że manewr przebiegaprawidłowo.Znów zawył klakson.- Wyrzutnie w pogotowiu! - krzyknął zanim jeszcze zdążył zrozumieć, że to co widzijest nieprzyjacielską formacją.Zerknął szybko na dwu poruczników po swoich bokach,którzy programowali przygotowanie pocisków i zgrupowanie statków w zasięgu kontroliLuny przez połączenie sensorów.Klakson ścichł.John jednym uchem chwytał niewyrazne rozmowy w obwodzie ogólnym: nikt niewydawał się podniecony, nie było raportów o złym przygotowaniu czy o nieprzygotowaniu.Jednocześnie wpatrywał się uważnie w niewyrazną plamę na ekranie radaru.To był conajmniej tuzin dużych statków! Jakim cudem udało im się tak dokładnie trafić miedzynapastników a wybrany przez nich cel?John zaklął pod nosem - to była jego wina.Zbyt logiczne były jego poprzedniezmyłki, uniki w jedną, potem w drugą stronę podczas ostatnich wypadów.A potem jeszcze tapróba zaatakowania stanowiska dowodzenia Bizh.Za jakieś dwie minuty będą mogli ponownie uciec w hipersferę.Zwyczajnie odlecieć,nie marnując nawet jednej salwy, która i tak zostałaby z całą pewnością przez Bizhprzechwycona.Lecz John zbyt wiele pracy włożył w przygotowanie tego ataku - znowuzaczął myśleć spokojnie, zimno analizować szansę i możliwości.Tymczasem formacjanieprzyjaciół powiększała się z chwili na chwile w miarę zbliżania się do celu - Bazy Bizh.Mieli tak żałośnie małą sile uderzenia.Mimo tej świadomości John zdecydowanie nacisnął guziki.- Hipersfera za 80 sekund - warkną! do mikrofonu.- Najpierw przeskok na drugąstronę, potem rozejść się na boki jak tylko osiągniemy gotowość do ponownej ucieczki whiper.Pociski tylko w czasie pierwszego wyjścia.Podczas drugiego uderzać salwami laserówile się da.Zapomnijcie o celu! Potem spotkanie D.Wariant Duch"!Wskazówka chronometru sunęła po tarczy w drobnych skokach.Program bytustalony.Szyprowie małych statków nie będą teraz mieli nic do roboty aż do chwili, w którejdojdzie do drugiego skoku.Potem, o ile wszystko się powiedzie, będą za to mieli cholerniedużo roboty.Braysen uśmiechnął się zaciśniętymi, suchymi wargami, kiedy wskazówkaprzebiegała ostatnie sekundy.Jeśli los obróci się przeciw nim.Niektóre z ich pociskówmogą przedostać się przez obronne zapory wroga i trafić w ludzkie statki.Hipersfera! Wyjście! - czas tak krótkiego skoku nie daje się zmierzyć.John przebiegł oczyma przyrządy i ekrany - flota Bizh przestała być rozmazaną plamą,stała się olbrzymim skupiskiem wielokolorowych błysków.Tym razem już w zasięgu pocis-ków i laserów.Gdyby Bizh zaryzykowali - John mocno wciągnął powietrze w płuca - to przyzużyciu maksimum energii mogliby już użyć wyrzutni przeciw napastnikom
[ Pobierz całość w formacie PDF ]