[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czuł, jak witalne ciepło uchodzi zeń w przestrzeń przez bez-władny metalowy korpus umierającego statku.Jednakże silniki wciąż dudniły.Statek nadal przemieszczał się w przestrzeni i w cza-sie, zmierzając na spotkanie z nieskończonym. Poddaj się!! Za chwilę nie będziesz żył.Zrezygnuj z tej szaleńczej ucieczki i umrzyj w spokoju.Statek Holmana zatrząsł się gwałtownie. Co oni mi teraz zrobią?  pomyślał. Poddaj się!  zabrzmiało znowu w jego mózgu. Niech was piekło pochłonie!  wykrzyknął. Będę z wami walczył do ostat-niego tchu! Nie uciekniesz nam!W tej samej chwili Holman poczuł, że do wnętrza statku znów przenika ciepło, aletym razem już ciepło kurczącego się wszechświata.Na zewnątrz miliardy galaktyk zbie-gały się ku jednemu, apokaliptycznemu punktowi w czasoprzestrzeni. Już prawie koniec  zawołał. A wy przegraliście! Ludzkość wciąż żyje mimotego, co jej uczyniliście.Cała ludzkość  dobrzy i zli, mordercy i muzyka, wojny i mia-sta, wszystko, co kiedykolwiek stworzyliśmy, cała rasa od początku do końca  wszystkozamknięte jest tu, w mojej czaszce.A ja wciąż jestem tutaj.Słyszycie mnie? Wciąż jestemtutaj.172 Inni milczeli.Holman usłyszał, jak na zewnątrz statku narasta potężne dudnienie, niby odgłos da-lekiego grzmotu. Koniec świata  wyszeptał. Koniec wszystkich i wszystkiego.Nasza gra skoń-czyła się remisem.Ludzkość przetrwała do ostatniej sekundy.I jeśli kiedyś powstanieinny wszechświat, być może znajdzie się w nim znowu miejsce dla nas wszystkich.Zwiat dobiegł kresu.Nie w szlochu, lecz w ryku triumfu.Tłumaczył Cezary Lipski Diamentowy SamWstępA więc są i tacy, którzy omijają prawo, przepychając się, wścibiając nos w nie swojesprawy, manipulując  bądz dla zysku, bądz w celu zdobycia władzy.Wszelkiego rodzajuoszuści, defraudanci, naciągacze.Wydaje się, że w miarę, jak coraz więcej Ziemian będzie mieszkało i pracowało w ko-smosie, można będzie tam również znalezć coraz więcej takich manipulantów.Kosmiczny Dziki Zachód otworzy przecież przed ziemskimi kolonistami nowe możliwości, a ponadtobędzie tak bardzo odległy od obszarów kontrolowanych przez stróżów prawa.I choć prawnicy zbierają się co roku z poważnymi minami na uroczyste konklawe, usi-łując stworzyć kodeks Prawa Kosmicznego, jest faktem, że oczajdusze, tacy jak Sam Gunn,niewiele sobie z tego robią.Najspokojniej w świecie obchodzą przepisy prawa lub przy-najmniej próbują to uczynić.łodziej  rzekł Grigorij Aleksandrowicz Prokow. Złodziej i szantażysta.ZPowiedział to obojętnie, bez śladu emocji, zupełnie jakby stwierdził, że niebojest niebieskie, a trawa zielona, jakby odniósł się do jakiegoś naturalnego zjawiska.Posłużył się w tym celu bezbłędną angielszczyzną, noszącą jedynie nikłe ślady rosyj-skiego akcentu.Reporterka lekko pociągnęła nosem.Tu, w Ośrodku dla Emerytowanych BohaterówZwiązku Radzieckiego im.Leonowa, nie było ani niebieskiego nieba, ani zielonej trawy.Czuć było za to jakiś wyraznie ziemski odór.174  Sam Gunn  mruknął Prokow, po czym wydał z siebie pogardliwe parsknięcie. Nawet inni kapitaliści nie lubili go.Siedzieli oboje z reporterką na ławie z rodzimego, księżycowego kamienia, podścianą kopulastego holu, najdalej, jak to było możliwe, od ziejącego wejścia do pod-ziemnego Ośrodka.Podłogę kopuły stanowiła naga księżycowa skała, stopiona palni-kami plazmowymi i wyszlifowana do gładkości lustra. Ciekawe, ilu leciwych bohate-rów Związku Radzieckiego złamało na niej kark  myślała dziennikarka.Zastanawiałasię, czy nie był to przypadkiem jakiś ostateczny, emerytalny przywilej.Szerokie owalne okno naprzeciwko ich ławy wychodziło na absolutną pustynię jałową powierzchnię Morza Burz, jak okiem sięgnąć pofałdowaną i pokrytą krate-rami, pozbawioną jakiegokolwiek śladu życia.Nad dziwnie bliskim horyzontem wisiałwszakże zwodniczy, mieniący się smugami bieli i błękitu glob ziemski; samotna oazakolorów i życia w niegościnnych, zimnych ciemnościach kosmosu.Po raz dziesiąty w ciągu ostatnich dziesięciu minut reporterka pokręciła gałką regu-latora ciepła przy swym elektrycznie ogrzewanym kombinezonie.Czuła, jak przez przy-ćmioną szybę dużego okna kopuły sączy się do środka przejmujący chłód kosmicznejpróżni.Wytężyła nawet mimo woli słuch, czy nie usłyszy zdradzieckiego syczenia ucho-dzącego na zewnątrz powietrza.Chodziły słuchy, że służba konserwatorska w Ośrodkuim.Leonowa była daleka od doskonałości.Natomiast Prokow wydawał się być zupełnie nieczuły na zimno, czy może raczejbył doń tak przyzwyczajony, że nie zwracał na nie uwagi.Był starym człowiekiem o za-padłej, zoranej zmarszczkami twarzy.Nawet skóra na jego kompletnie łysej głowie byłacała pomarszczona.Jego różowy kombinezon wyglądał na zupełnie nowy, tak jakby zo-stał po raz pierwszy włożony z okazji wywiadu dla Radia Słonecznego.A może dyrek-cja Ośrodka skłoniła Prokowa do włożenia odświętnego stroju z uwagi na wywiad? Takczy inaczej reporterka zauważyła, że jego kombinezon był o dobrych kilka numerów zaduży.Prokow wydawał się kurczyć, niemal wysychać w jej oczach.Jednakże jego głos brzmiał jeszcze donośnie, a oczy żywo błyszczały, gdy wspomi-nał dawne chwile. Sam Gunn  powtórzył. Złodziej i kłamca.Podżegacz wojenny.Czy pani wie,że omal nie spowodował III Wojny Zwiatowej? Nie wiem  odparła reporterka, zaskoczona.Sprawdziła przymocowany do pasa magnetofon i przysunęła się o kilka centyme-trów bliżej do swego rozmówcy, aby się upewnić, czy miniaturowe urządzenie zareje-struje każde jego słowo.W dużej, mrocznej i ponurej kopule nie było słychać żadnych innych głosów.Daleko w cieniu siedziało kilka starszych osób, nieruchomych jak mumie.Wyglądałyjak zamrożone przez czas, a z ich oczu wyzierała obojętność, jaka towarzyszy świado-mości, że się przeżyło wszystkich, których się kochało.175  Gdyby nie ja  mówił Prokow  wasz Sam Gunn spowodowałby atomowe ca-łopalenie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •