[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Aylo, nie sądzę, by on po prostu chciał, żebyśmy szli z nim na południe w odwiedziny.Próbuje powiedzieć nam coś więcej.Myślę, że próbuje nas ostrzec przed drogą na północ.- Ostrzec? Co takiego może być na północy, że trzeba przed tym ostrzegać?- Może wielka ściana lodu? - zastanawiał się Jondalar.- Znamy lodowiec.Polowaliśmy na mamuty koło lodowca, razem z Mamutoi.Jest tam zimno, ale nie niebezpiecznie.- Czasem się przesuwa - powiedział Jondalar - ale to trwa lata.Czasem wyrywa drzewa, kiedy zmienia się pora roku, ale nie porusza się tak szybko, by nie można było przed nim uciec.- Nie wydaje mi się, że chodzi o lodowiec - zauważyła Ay­la.- On jednak mówi nam, żebyśmy nie szli na północ, i jest bardzo zatroskany.- Chyba masz rację, ale nie rozumiem, co tam jest tak nie­bezpiecznego.Czasami ludzie, którzy nie podróżowali wiele po­za swoją krainę, wyobrażają sobie, że świat poza jej granicami jest niebezpieczny, ponieważ jest inny.- Jeren nie wygląda na człowieka, który się boi byle czego -zaprzeczyła Ayla.- Masz rację - odparł Jondalar i zwrócił się do mężczyzny: -Jerenie, tak chciałbym cię zrozumieć.Jeren obserwował ich.Zgadł z wyrazu ich twarzy, że zrozu­mieli ostrzeżenie, i czekał na ich odpowiedź.- A może powinniśmy pójść z nim i porozmawiać z Tame-nem? - zaproponowała Ayla.- Bardzo nie chciałbym teraz zawracać i tracić czasu.Musi­my dojść do tego lodowca przed końcem zimy.Jeśli pójdziemy dalej, powinniśmy zdążyć bez trudu, ale jeśli zdarzy się cokol­wiek, co nas opóźni, może zaskoczyć nas wiosna i roztopy.Wtedy będzie zbyt niebezpiecznie na przekraczanie lodowca -odpowiedział Jondalar.- No więc pójdziemy na północ.- Myślę, że tak powinniśmy zrobić.Będziemy jednak musieli być ostrożni.Chciałbym tylko wiedzieć, na co mamy uważać.-Znowu spojrzał na myśliwego.- Jerenie, przyjacielu, dziękuję ci za ostrzeżenie.Będziemy ostrożni, ale musimy iść dalej.-Wskazał na południe, pokręcił przecząco głową i wskazał na północ.Jeren próbował protestować, znowu potrząsał głową, ale wreszcie poddał się.Zrobił, co było w jego mocy.Podszedł do drugiego mężczyzny w kapuzie z końskiego łba, porozmawiał z nim przez chwilę, wrócił i pokazał, że odchodzą.Ayla i Jondalar machali na pożegnanie Jerenowi i jego my­śliwym.Po ich odejściu dokończyli pakowania i z odrobiną oba­wy ruszyli na północ.Podróżując przez północny kraniec olbrzymich, centralnych stepów, obserwowali zmiany krajobrazu; płaskie niziny ustępo­wały miejsca poszarpanym wzgórzom.Wzniesienia, które tu i ówdzie przerywały monotonię równiny, były ze sobą połączone, choć częściowo zagrzebane pod glebą śródlądowej niecki.Były to wielkie, pocięte uskokami zręby osadowych skał, które jak nieregularny kręgosłup szły przez równinę od północnego wscho­du do południowego zachodu.Stosunkowo niedawne wybuchy wulkanów pokryły wzgórza żyzną glebą, na której w wyższych strefach rosły lasy sosen, świerków i modrzewi, na niższych zboczach brzozy i wierzby, podczas gdy krzewy i stepowe trawy zarastały suche strony zawietrzne.Kiedy weszli w teren poszarpanych wzgórz, wielekroć musieli zawracać i szukać drogi wokół głębokich zapadlisk i załamanych formacji, które blokowały im drogę.Ayli zdawało się, że kraj jest bardziej jałowy, chociaż przy wzmagającym się mrozie zastanawiała się, czy nie jest to kwestia zmiany pory roku.Patrząc wstecz z wyżyn, na które się wspięli, uzyskali nową perspektywę na krainę, przez którą dopiero co przeszli.Nieliczne drzewa liściaste i krzewy nie miały już liści, ale równina pokryta była przykurzonym złotem suchej, stojącej trawy, która w czasie zimy wykarmi liczną zwierzynę.Widzieli wiele dużych, trawożernych zwierząt, w stadach i pojedynczo.Ayli zdawało się, że najwięcej jest koni, może dlatego, że była na nie szczególnie wyczulona, ale jelenie ol­brzymie, jelenie szlachetne i - szczególnie na północnych ste­pach - renifery występowały w niezmiernej obfitości.Żubry zbierały się w duże stada migracyjne i kierowały się na południe.Podczas jednego, całego dnia te wielkie, garbate bestie z potęż­nymi, czarnymi rogami pokrywały wzgórza północnego stepu jak gruby, ruchomy dywan i widok ten zatrzymał Aylę i Jonda-lara.Wzniesiony kopytami kurz zakrywał nieco tę olbrzymią, poruszającą się masę, a ziemia trzęsła się od bicia kopyt.Wraz z ich rykami dawało to łoskot podobny do grzmotu.Rzadziej widywali mamuty, na ogół kierujące się na północ, ale nawet z odległości te gigantyczne, włochate bestie przycią­gały uwagę.Poza okresem godowym mamuty samce miały ten­dencję do zbierania się w małe, luźno powiązane stada dla to­warzystwa.Czasami któryś z nich dołączał się do stada samic, ale za każdym razem, kiedy podróżnicy widzieli samotnego ma­muta, nieodmiennie był to samiec.Większe, stałe stada składały się z blisko spokrewnionych samic: babka, stara i przebiegła matrona, która im przewodziła, czasami jej jedna czy dwie siostry ze swoimi córkami i wnukami.Stado samic łatwo było rozpo­znać, ponieważ ich ciosy były nieco mniejsze i mniej zakręcone, jak również z powodu cielaków, które zawsze z nimi były.Włochate nosorożce, wywierające duże wrażenie, kiedy się je zobaczyło, były rzadsze i nie tak towarzyskie.Z reguły nie zbie­rały się w stada.Samice trzymały się małych grup rodzinnych, a samce - poza sezonem godowym - były samotnikami.Ani mamuty, ani nosorożce, z wyjątkiem cielaków i bardzo starych okazów, nie musiały obawiać się czworonożnych myśliwych, włącznie z potężnym lwem jaskiniowym.Szczególnie samce mogły sobie pozwolić na samotność; samice potrzebowały stada dla osłony swoich małych.Mniejsze, włochate woły piżmowe, które należały do rodziny pustorożców, gromadziły się razem dla obrony.Podczas ataku dorosłe zwierzęta formowały na ogół ciasne koło, wewnątrz którego umieszczały małe.Kilka kozic i koziorożców pokazało się wyżej w górach; często na zimę schodziły nieco niżej.Wiele małych zwierząt zabezpieczyło się na zimę w gniazdach wykopanych głęboko w ziemi, otoczone przez zapasy nasion, orzechów, bulw, korzeni i -jak w przypadku szczeku szek - stert siana, które ścięły i ususzyły.Zające i króliki zmieniały barwę, nie na białą, ale o jaśniejszym, cętkowanym odcieniu.Na zale­sionym pagórku zobaczyli bobra i wiewiórkę.Jondalar użył mio­tacza oszczepów, żeby zabić bobra.Potrzebne im było mięso, a otłuszczony ogon bobra był rzadkim przysmakiem, który upie­kli osobno na rożnie nad ogniskiem.Zazwyczaj używali miotacza do polowania na większe zwierzęta.Oboje rzucali nim celnie, ale Jondalar był silniejszy i rzucał dalej.Ayla często zabijała mniejsze zwierzęta kamieniami z procyChociaż nie polowali na nie, widzieli wydry, borsuki, tchórze, kuny i norki.Większe drapieżniki - lisy, wilki, rysie i duże koty - żerowały na tych małych zwierzętach i na dużych ro­ślinożernych.Rzadko łowili podczas tej części podróży, ale Jon­dalar wiedział, że w rzece były spore ryby, włącznie ze szczu­pakami, okoniami i bardzo dużymi karpiami.Wieczorem zobaczyli jaskinię o dużym wejściu i postanowili ją zbadać.Podeszli bliżej i konie nie wykazywały żadnych śla­dów niepokoju, co ludzie uznali za dobry objaw.Wilk węszył wokół z ciekawością, kiedy weszli do jaskini, najwyraźniej zain­teresowany, ale bez najeżonego grzbietu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •