[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Och, Mary, nie — przeraziła się Una.— Bóg ani trochę nie przypomina taty, to znaczy On jest tysiąc razy milszy i lepszy, i bardziej uczynny.— Mnie wystarczy, żeby był równie dobry, jak twój ojciec — oświadczyła Mary.— Kiedy słuchałam, co mówił do mnie twój tata, czułam, że nigdy więcej nie będę zła.— Szkoda, że nie rozmawiałaś z tatą o Nim — westchnęła Una.— Tata wytłumaczyłby ci wszystko znacznie lepiej niż ja.— Cóż, spróbuję go zapytać, kiedy obudzi się następnym razem — obiecała Mary.— Tamtego wieczoru, gdy rozmawiał ze mną w gabinecie, wyjaśnił mi zupełnie jasno, że moje modlitwy nie mogły zabić pani Wiley.To mnie uspokoiło, ale nadal jestem ostrożna, jeśli chodzi o modlitwę.Uznałam, że ten stary wierszyk jest najbezpieczniejszy.Powiedz mi, Uno, skoro człowiek musi się do kogoś modlić, to może byłoby lepiej, gdyby się modlił do diabła? Pan Bóg przecież i tak jest dobry, przynajmniej ty tak mówisz, więc nie zrobi ci nic złego, ale — tak myślę — trzeba się bronić przed diabłem.Więc może najrozsądniej byłoby powiedzieć mu tak: „Dobry diable, proszę, nie wódź mnie na pokuszenie.Proszę, zostaw mnie w spokoju”.No, co o tym myślisz?— Och, Mary, nie.Jestem pewna, że nie wolno modlić się do diabła.Nic by to nie pomogło, bo diabeł jest zły.Mógłby wpaść w złość, a wtedy stałby się jeszcze gorszy.— No dobra, zostawmy już w spokoju Pana Boga — powiedziała nie przekonana Mary.— Skoro nie potrafimy tego rozstrzygnąć, ta rozmowa nie ma sensu.Poczekajmy, aż uda nam się wszystko wyjaśnić.To najlepsze wyjście.— Gdyby żyła mamusia, wszystko by nam wyjaśniła — westchnęła cichutko Una.— Szkoda, że twoja mama umarła — powiedziała Mary.— Bo nie wiem, jaki los was czeka, kiedy odejdę.W każdym razie postarajcie się utrzymać porządek w domu, bo ja nie mogę już słuchać tego, co ludzie o was gadają.No, a poza tym, jak wasz ojciec się ożeni, to, sama wiesz, dopiero się wam dostanie.Una zdziwiła się.Nigdy przedtem nie przyszło jej do głowy, że tata mógłby się ożenić.Ten pomysł wcale jej się nie spodobał, leżała cicho, przerażona samą myślą o małżeństwie ojca.— Każda macocha to istny potwór — mówiła dalej Mary.— Umarłabyś ze strachu, gdybyś wiedziała o macochach tyle, co ja.Mali Wilsonowie, ci, którzy mieszkali naprzeciwko pani Wiley, też mieli macochę.Nie była dla nich wcale lepsza, niż pani Wiley dla mnie.Lepiej, żebyście nie mieli macochy.— Na pewno nie będziemy mieli — powiedziała Una drżącym głosem.— Tata nie ożeni się z żadną obcą kobietą.— A ja myślę, że w końcu któraś go dorwie — ponuro oznajmiła Mary.— Wszystkie stare panny w okolicy chciałyby go złapać na męża.Nie ma na to rady.W macochach najgorsze jest to, że one zawsze buntują ojca przeciwko dzieciom.Przestaniecie go obchodzić.Zawsze będzie stawał po stronie macochy i jej dzieci.Zobaczysz, ona przekona go, że wy jesteście niedobrzy.— Po co mi to wszystko mówisz, Mary — rozpłakała się Una.— Teraz czuję się taka nieszczęśliwa.— Ależ ja cię tylko ostrzegam — powiedziała Mary przepraszającym tonem.— Zresztą twój tata jest tak rozkojarzony, że myśl o powtórnym małżeństwie może mu w ogóle nie przyjść do głowy.Ale lepiej być przygotowanym, tak na wszelki wypadek.Mary dawno już słodko spała, a Una wciąż nie mogła zasnąć.Łzy napływały jej do oczu.Och, jakie to będzie straszne, jak tata się ożeni z jakąś macochą, i przestanie kochać ją i Jerry’ego, i Faith, i Karola.Ona tego nie wytrzyma, po prostu nie wytrzyma!Mary nie zaszczepiła w myślach dzieci pastora żadnej z tych trucizn, o które podejrzewała ją panna Kornelia.Pełna najlepszych intencji, narobiła jednak sporo zamieszania, i gdy teraz spała spokojnie, Una leżała bezsennie, wsłuchując się w rytm deszczu i zawodzenie wiatru wokół starej plebanii.Wielebny Jan Meredith, zatopiony w życiorysie świętego Augustyna, nie zauważył, że dawno już minęła pora udania się na spoczynek.Kiedy skończył i, zaprzątnięty sprawami sprzed dwóch tysięcy lat, wszedł na górę, na dworze już szarzało.Drzwi od pokoju dziewczynek były otwarte i pastor zobaczył różową twarzyczkę śpiącej Faith, śliczną i spokojną.Zdziwił się, że nie dostrzegł Uny.Pewnie poszła do dziewczynek ze Złotego Brzegu „na całą noc”.Uwielbiała tam nocować od czasu do czasu.Jan Meredith westchnął.Czuł, że przedsięwzięcia córki nie powinny być dla niego tajemnicą.Cecylia lepiej pilnowałaby dzieci, niż on.Gdyby tylko pozostała przy nim! Jaka była piękna i jaka wesoła! Jak cudownie brzmiały jej piosenki wśród ścian plebanii w Majowych Wodach! Cecylia odeszła tak nagle, tak niespodziewanie ucichł jej śmiech, jej śpiew — tak niespodziewanie zapadła cisza, że do dziś nie mógł otrząsnąć się ze zdumienia.Jak to możliwe, że śmierć zabrała właśnie ją, taką żywą, ciepłą i piękną?Pastor ani razu nie pomyślał poważnie o powtórnym małżeństwie.Bardzo kochał swoją żonę, tak bardzo, że nie sądził, by zdołał kiedykolwiek pokochać inną kobietę.Miał nadzieję, że nie upłynie wiele czasu i Faith zajmie w domu miejsce matki.Jednak zanim to nastąpi, musi sobie radzić sam, i to najlepiej, jak umie.Westchnął i wszedł do sypialni.Łóżko nie zostało pościelone.Ciocia Marta zapomniała o tym, a Mary nie wchodziła do pokoju pastora, zakazała jej tego stanowczo wiekowa gospodyni.Jednak pastor Meredith nawet tego nie zauważył.Zanim usnął, pomyślał jeszcze o świętym Augustynie.10.Wielkie porządki— Oj — powiedziała Faith i zatrzęsła się, siadając na łóżku.— Leje.Nienawidzę deszczowych niedziel.Niedziele, nawet bez deszczu, są wystarczająco nudne.— Nie wolno nam mówić, że niedziele są nudne — powiedziała zaspana Una, która usiłowała pozbierać myśli i uporać się z niejasnym poczuciem, że obudziły się zbyt późno.— Ale tak właśnie jest — odparła Faith z rozbrajającą szczerością.— Mary Vance mówi, że niedziele są tak nudne, że tylko się powiesić.— Ale my powinniśmy traktować niedziele inaczej niż Mary Vance — w głosie Uny brzmiały wyrzuty sumienia.— Jesteśmy dziećmi pastora.— Szkoda, że nie urodziłyśmy się w rodzinie kowala — rozzłościła się Faith, szukając pończoch.— Wtedy nikt nie oczekiwałby od nas, że będziemy lepsi od innych dzieci.Popatrz tylko, jakie mam dziury na piętach.Mary pocerowała wszystkie pończochy przed swoim odejściem, ale teraz znowu się podarły.Wstawaj, Uno.Sama nie dam sobie rady ze śniadaniem.Och, szkoda, że tata i Jerry wyjechali.Wydawałoby się, że nie będzie nam go brakowało, bo jak jest w domu, to i tak prawie go nie widać.A tu katastrofa.Muszę pobiec, żeby sprawdzić, jak się czuje ciocia Marta.— I co, lepiej? — spytała Una, kiedy Faith wróciła.— Nie.Ciągle jęczy z bólu.Chyba powinnyśmy wezwać doktora Blythe’a.Ale ona nie chce o tym słyszeć.Mówi, że przeżyła całe życie bez lekarzy i nie ma zamiaru tego zmieniać.Powiedziała, że lekarze zarabiają na truciu ludzi.Myślisz, że to prawda?— Ależ skąd — obruszyła się Una.— Nie wierzę w to, żeby pan Blythe mógł kogokolwiek otruć.— No cóż, po śniadaniu będziemy musiały znów zrobić okłady cioci Marcie.Tylko trzeba będzie uważać, żeby płótna nie były za gorące, tak jak wczoraj.Faith zachichotała, wspominając wczorajszy dzień.Mało brakowało, a z obolałych pleców cioci Marty zeszła —by cała skóra.Una westchnęła [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •