[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wie o niektórych.sam miał dziewczynę, małą, czarną, z czerwonymi.aach! Czy tak bardzo boli?  spytała pani Berg.Potrząsnął głową. Tak dziwnie kurczy się.to pewnie śmierć. Nie chcę umierać! Nieumierać! Najpierw ciebie.pózniej umrzeć! Powiedz, powiedz, że mogłabyś, że byłaś bliskatego, że czułaś trochę, troszeczkę miłości.89 Potrząsnęła głową, szukała pretekstu, żeby odejść! Po prostu wstać i opuścić umierającego,opuścić go obrażonego przecież nie mogła.Więc miała tu siedzieć, aż wszystko się skończy?Wpatrywał się w nią prosząco, czepiał się jej wzroku, żebrząc o przyznanie się.Widziałato i czysto mechanicznie, potrząsnęła głową.Jego cienkie wargi wykrzywiły się gorzko. Powinienem.plunąć na ciebie  rzekł ichciał się podnieść; ale opadł bezsilnie z powrotem i leżał z zamkniętymi oczami.Usłyszała głos proboszcza w przyległym pokoju i wstała, ażeby odejść! Przez chwilę za-wahała się, poczym pochyliwszy się, przycisnęła wargi do czoła umierającego.Było jej go żaltak bardzo, gdyż był umierającym.Nie otworzył oczu, tylko uśmiechnął się lekko, szukając jej po omacku.Ale była już przydrzwiach, gdzie spotkała się z pastorem, który ukłonił się z uszanowaniem.Na powrotnej drodze była zupełnie oszołomiona, tak samo jak wtedy, kiedy piła za dużowina.W uszach jej szumiało i zmysły jej były jak gdyby odurzone, tak, że, nic do nich nieprzenikało.Myśleć też nie mogła, cała jej istota była przejęta wrażeniem, które zdawało sięprzenikać jej całe ciało; mieszaniną podziwu i zgrozy. Jakże dziwne cele życiowe mają mężczyzni  myślała, gdy już w domu doszła dowzględnej równowagi.Więc to też był cel i w dodatku taki, przy którym można było uleckatastrofie.Teraz lepiej pojmowała jego wytrwałość.Całe jego zachowanie się w stosunku doniej w ciągu tych osiemnastu miesięcy, jakie tu spędziła, miało tylko ten jeden cel, o ile todobrze rozumiała.I jak cierpliwie zgadzał się na wszystkie jej  kosze"  widziała to dopieroteraz.Była to silna i świadoma wola, która do ostatniego tchu została sobie wierna! Słyszała omężczyznach, jednostronnie uzdolnionych w tym kierunku.W jak dziwnych dziedzinachspotykało się często uzdolnienia!Nie osądzała, ani nie żałowała, dziwiła się jedynie.90 XXV.Helga i Halvor, po dwunastodniowej nieobecności, wrócili weseli i podnieceni podróżą.Helga była zachwycona wszystkim, co widziała i co się jej przytrafiło; okolicą, ludzmi, aprzede wszystkim  dobrymi staruszkami, rodzicami Halvora.Była niezmordowana, opowia-dając o tym wszystkim matce.W międzyczasie, wyprawa została wykończona, plan uroczystości ułożony; ustalono też,kto będzie zaproszony i co się będzie jadło.Za tydzień od najbliższej niedzieli miały wyjśćpierwsze zapowiedzi.Helga dostawała bicia serca z radości, myśląc jak bliski jest ten dzieńuroczysty. Niedługo będziemy mogli powiedzieć pojutrze, pózniej  już jutro, a pózniej."  rzuciłasię matce na szyję, całując ją.Pozostawała jeszcze do załatwienia mała podróż do Kopenhagi, nad którą Halvor i paniBerg naradzali się potajemnie.Heldze nie wolno było wiedzieć, jaki był cel podróży, bo wte-dy niespodzianka by się nie udała.Helga dobrze wiedziała, co się święciło, ale udawała, żenic nie rozumie i widząc, jak tamci porozumiewawczo nachylają ku sobie głowy, natychmiastsię usuwała.Jednakże, pomimo narad z Halvorem i Karen, pani Berg nie odważała się brać wyborumebli jedynie na swoją odpowiedzialność.Halvor ofiarował się towarzyszyć jej.Helga obie-cała mieć Karen w swej pieczy, gdyby coś miało zajść, podczas ich nieobecności.Nie potrwaona dłużej ponad cztery, pięć dni.Już pierwszego dnia po wyjezdzie, Helga udała się do karczmy, o tej godzinie, kiedy za-zwyczaj przybywał dyliżans.Wiedziała dobrze, że matka i Halvor właśnie mogli dopieroprzybyć do stolicy, nie była więc rozczarowana, nie znajdując ich w dyliżansie.Ale było toprzecież rozrywką wychodzić im naprzeciw i nie spotykać ich, aby pewnego dnia zobaczyćjak z pojazdu wychylają się ku niej.To niemądrze, że oznajmili, którego dnia przyjadą; żebytak przyjechali dzień wcześniej lub pózniej.Oczywiście, najlepiej wcześniej.Poza tym, od rana do wieczora opowiadała Karen o Halvorze, o tym jaki jest mądry, i jakpięknie ułoży się ich wspólne życie; podczas tych dni, miała ochotę wywnętrzania się, alepragnęła mówić tylko o nim i o własnym szczęściu.Była tak pełna radości, serce biło jej woczekiwaniu i szczęście promieniowało z jej twarzy i oczu.Tego dnia, kiedy według umowy, mieli powrócić, Helga wstała wcześnie.Nie spała w no-cy i zmuszała także do czuwania Karen,  która podczas nieobecności matki, spała z nią ra-zem  albowiem w swym podnieceniu szczęściem, bezustannie paplała lub nuciła.Ale dlaczego wstała tak wcześnie? Dyliżans przyjeżdżał popołudniu, najwcześniej, a czasdłużył się tak okropnie.Zwykle mijał szybko, ale teraz  mogło trwać całe godziny, zanimposunął się o pięć minut.Helga zabierała się do setek rzeczy, które zwykle wymagały wieleczasu, ale dzisiaj wskazówki wlokły się wprost niemiłosiernie.Wreszcie poczuła zmęczenie,weszła do domu, położyła się na łóżku i wkrótce zapadła w słodką drzemkę.Około popołu-dnia Karen ją obudziła.Ciesząc się, że czas tak prędko minął, Helga ubrała się i pośpieszyłado zajazdu.Wkrótce usłyszała odgłos trąbki pocztowej, a w kilka minut pózniej dyliżans wtoczył sięwe wrota.Bacznie spoglądała w okna, zanim się zatrzymał, ale nie mogła nikogo dostrzec [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •