X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Najdziwniejsze jednak było to, że jedzenie działało jeszcze bardziej podniecająco na panaPurgseniusa niż na innych.Wpadł w nastrój i zabawiał innych tym, że pozornie niechcący,zdradzał swą całkowitą nieznajomość stosunków wiejskich.Cielęta nazywał  małymi krów-kami" i nie dał się od tego odwieść, że woły są odmianą bydła rogatego, i urodziły się jakotakie, tak samo jak krowy i byki.Zmiali się wszyscy, zwłaszcza  blizniaki" z zajazdu; cochwila któryś z nich zadławiał się kęsem jedzenia. Widocznie był bardzo głodny  myślałapani Berg o panu Halvorze  może nie lubi nic z tego, co mu dawali w karczmie.Po kolacji miały się zacząć gry towarzyskie, ale pan Purgsenius opowiadał właśnie wesołehistoryjki ze swych studenckich czasów i skupiał na sobie ogólną uwagę.Wszystko słuchało zwybałuszonymi oczami i na wpółotwartymi ustami jego opowiadań o nocnych bijatykach iwalkach ze stróżami nocnymi; w miejscach najciekawszych słyszało się krótkie, mimowolnewykrzykniki.Jedynie Aage Hermansen nie dał się porwać; cicho uśmiechał się do siebie ioceniał to bystrzej niż inni.Pani Berg, dla której anegdotki studenckie nie były niczym nowym, przysiadła się do Ka-ren Petersen. Czy Jens nie wrócił na Boże Narodzenie do domu?  spytała szeptem. Owszem, przyjechał w wieczór wigilijny. Dlaczego, na Boga, nie przyprowadziliście go ze sobą? Nie pozwolono mu, ojciec zabronił. Nie pozwolono? Nie, bo ojciec myśli, że on się kocha w Heldze. To pewnie dlatego wysłano go do szkoły? Ale co właściwie może wasz ojciec miećprzeciw Heldze? Ojciec chce, żeby Jens wziął Mettę. Tę tam, tę małą kościstą kobyłkę? Biedny Jens! Wasz ojciec naprawdę zapatrzył się wnią?42  Nie, ale ojciec Metty ma kawałek gruntu, który wżyna się klinem w naszą posiadłość iojca zawsze to dręczyło, że nie mógł naprostować granicznej miedzy.Kiedy Jens ożeni się zMettą i przejmie gospodarstwo, wtedy będzie można ten grunt dołączyć do naszego.Mettajest jedynym dzieckiem. Wasz ojciec nie będzie miał już wtedy wiele pociechy z tego, skoro już sam nie będzieprowadził gospodarstwa.Byłoby przecie o wiele prościej kupić ten grunt. Ojciec Metty nie chce go sprzedać za żadną cenę.Ojciec próbował nawet się procesowaći zapłacił wiele pieniędzy adwokatowi, żeby dowiódł, że pole należy do niego.Ale się nieudało. Więc to jest ostatnie wyjście  powiedziała pani Berg, podnosząc się, i skierowała się kuinnym gościom, ażeby przekonać się, czy rychło da się zaproponować jakąś grę.Tęskniła zazabawą i zetknięciem z innymi. Było już dawno po północy  usłyszała opowiadanie pana Halvora  i spoczywałemsłodko w objęciach Morfeusza.Nagle budzę się, jeden z moich przyjaciół wpada do megopokoju ze świecą w ręku i woła;  Pali się! Pali się!" Gdzie?  pytam, przestraszony, wyska-kuję z łóżka i chwytam dzbanek z wodą. W czerwonym nosie odzwiernego,  odpowiadamój przyjaciel.Naturalnie, wpadłem we wściekłość i wyrzuciłem go za drzwi.Aage Hermansen potakiwał z głębokim zrozumieniem, a na twarzach wielu gości ukazałsię specjalny wyraz, jak gdyby łamali sobie nad czymś głowę. Ale co pan zrobił z kobietą? wypaliła Metta nagle. Z kobietą? Tak, przecież pan mówił, że spoczywał w.?Pan Halvor zwrócił się ku niej gniewnie; był czerwony jak rak i powstrzymywał się odwypowiedzenia czegoś przykrego. A teraz zaczynamy!  zawołała pani Berg jasnym głosem i klasnęła w dłonie. Bawimy się w krążący trzewik, prawda?  i rozglądała się po gromadce, ze swym spo-kojnym uśmiechem.Udano się do przyległego pokoju, ustawiono w kółko, a jeden z  blizniaków" stanął wśrodku.Stojący w kole tłoczyli się jeden na drugiego, trzymając ręce za plecami, a lekki do-mowy pantofelek wędrował z rąk do rąk, poza kręgiem.Chłopiec obracał się na wszystkiestrony, w kółko, bacząc pilnie na każdy ruch.Nagle został uderzony w plecy; odwrócił sięszybko i schwytał za ręce daną osobę, ale pantofelek powędrował już dalej.Rozbrzmiał ogól-ny śmiech.Gra przybrała szybkie tempo i coraz to ktoś inny stawał w kole.Wieśniacy znali tę grę iniektórzy mieli dużą wprawę w zgadywaniu, gdzie w danej chwili znajdował się pantofelek.Trudniej szło panu Halvorowi i pannie Heldze, którzy, skoro raz dostali się do koła, prawienie mogli się stamtąd wydostać.Pani domu było łatwiej; patrzyła zwykle ludziom prosto woczy i na tym polegała jej przewaga.Obracała się zwolna w kole i uśmiechała się.Otrzymała dosyć mocne uderzenie, musiałato być Helga.Ale dziewczyna dopiero co była w kole  pani Berg udawała więc, że nie za-uważyła.Musnęła spojrzeniem Aage Hermansena, który dotychczas jeszcze nie był w kole iprzybierał poważną minę.Przy następnym uderzeniu odwróciła się spokojnie przyglądającmu się.Jego małe, kłujące oczy jakoś szczególnie błysnęły, wświdrował się wzrokiem wspojrzenie pani Berg, jak gdyby chciał wypalić w niej jakąś myśl.Ale oczy jego pogrążyły sięw jej otwartym, spokojnym spojrzeniu, nie wywierając żadnego wrażenia.Dalej patrzała muw oczy, aż spostrzegła, że spojrzenie jego skierowało się lekko w dół; wtedy schwyciła go zaobie ręce  pantofelek był u niego.On natomiast zaraz przychwycił Karen, która była zbyt powolna, ażeby puścić w ruch,trzewik.Uderzył ją pierwszy, a uderzenie było takie silne, że aż łzy stanęły jej w oczach.Pani43 Berg spojrzała nań z wyrzutem.Przyszła kolej na Mettę, która dostała ostrego klapsa od star-szego z  blizniaków". Au, ty świntuchu!  krzyknęła, nie wiedząc kto ją uderzył.Stopniowo doszło do prawdziwych zawodów, kto najsilniej potrafi uderzyć.Pan Halvormiał już dosyć tego dobrego i wycofał się z koła; zaś nawet pani Berg i panna Helga, które zpoczątku zaledwie ośmielano się dotknąć trzewikiem, nie zdołały wyjść z gry cało.Wobectego, pani domu przerwała zabawę i zaproponowała inną, z fantami; ponieważ jednak wszy-scy bardzo prędko pooddawali fanty  pomyślano o odpoczynku i wniesiono trunki.Przy ponczu Helga, choć niechętnie, musiała usiąść przy J�rgenie, na kanapie.Wśród roz-bawionego towarzystwa padały dowcipne uwagi na temat tej pary, a pan Halvor wygłosiłżartobliwą mówkę, biorąc za podstawę przysłowie  szewcze, zostań przy swym szydle"; zktórego udowadniał,  opierając się na tym, że większość historycznych bohaterów rekruto-wała się ze szewskich szeregów  iż jest to jedno z najbardziej niemoralnych przysłów.Taksamo jak każdy żołnierz napoleoński nosił w tornistrze buławę marszałkowską, tak samo każ-dy terminator szewski nosi w sobie zarodek sławy.Na jej wyżyny może wznieść się, dziękiswym skłonnościom poetyckim, jak Hans Sachs, lub dzięki swym zdolnościom krytycznym,jak Gifford, albo przez miłość kobiety  jak J�rgen Rag.Z tych trzech, największym jest tenostatni.Po tej trochę przesadnej mowie, pito zdrowie młodej pary.Głębszy sens tej mowy nie do-tarł do świadomości biesiadników, rozumiano jednak, że to wszystko jest żartem i śmiano się.Sam J�rgen szczerzył głupkowato zęby  widziało się po nim, że coś kombinował.AageHermansen trącił go, chcąc, żeby odpowiedział na mowę.Ale J�rgen tylko dalej szczerzyłzęby i nagle objął pannę Helgę ramieniem.Zerwała się i wśród głośnych śmiechów, wybie-gła.Pani Berg spostrzegła, że Karen unikała trącenia się kieliszkiem z Aage Hermansenem,który bezustannie starał się zwrócił na siebie jej uwagę. Dlaczego pani tak postępuje?  spytała gdy towarzystwo przeszło do drugiego pokoju,gdzie miano rozlosowywać fanty. Nie cierpię go [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •