[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ciemne sylwetki orków na przedzie pochodu przyblakły i rozpłynęły sięwe mgle. Hej, czoło, zwolnić kroku!  krzyknął Ugluk, który zamykał pochód.Nagła myśl błysnęła w mózgu Pippina i posłuchał tej rady natychmiast.Usko-czył w bok, wywinął się spod ręki swego strażnika i głową naprzód dał nuraw mgłę, aż wylądował plackiem w trawie. Stój!  ryknął Ugluk.W tłumie orków zakotłowało się, chwilę trwał zgiełk i zamęt.Pippin zerwałsię i pomknął na oślep.Lecz orkowie już pędzili za nim, a kilku zabiegło muznienacka drogę. Nie da się uciec  pomyślał Pippin. Ale przynajmniej zostawię na mo-krym gruncie kilka wyraznych śladów, których tamci nie zadepczą.Związanymi rękami wymacał pod szyją na płaszczu klamrę i odpiął ją.Długieramiona orków już go chwytały, lecz zdążył rzucić zapinkę na ziemię. Będzie tu pewnie leżała do końca świata  pomyślał. Nie wiem, po co tozrobiłem.Tamci, nawet jeżeli ocaleli, poszli bez wątpienia za Frodem.Bicz smagnął go po łydkach, owinął się wokół kostek.Pippin zdusił krzykw gardle. Dość!  wrzasnął nadbiegając Ugluk. Ten łajdak będzie jeszcze potrze-bował nóg do dalszego marszu.Zmusić ich obu do biegu.Bata używajcie tylkodo poganiania.Ale nie myśl, że się na tym skończy  warknął zwracając się doPippina. Nie zapomnę ci tej sztuki.Kara odwlecze się, ale nie uciecze.A teraz,w drogę!Ani Pippin, ani Merry nie zapamiętali wiele z pózniejszego etapu marszu.Straszne sny i równie straszne przebudzenia splątały się jakby w długim czarnymtunelu udręki, a iskierka nadziei została daleko w tyle i błyszczała coraz niklej.Biegli, biegli wciąż, usiłując dotrzymać kroku orkom, smagani co chwila nahaj-kami, których oprawcy używali z okrutną zręcznością.Jeśli któryś jeniec ustawałlub potykał się w biegu, kilku orków chwytało go za ramiona i wlokło przez czasjakiś przemocą.Dobroczynne ciepło orkowego trunku wyparowało wkrótce.Pippin dygotałz zimna i słabł.W pewnej chwili runął nagle twarzą w trawę.Twarde łapy wpiłysię ostrymi pazurami w jego ciało i dzwignęły go z ziemi.Znów któryś ork tasz-czył go niby tobół na plecach i znów hobbita ogarnęły ciemności, nie wiedziałjednak, czy to nowa noc zapada nad światem, czy też on oślepł z wyczerpania.Jak przez mgłę słyszał wkoło głosy błagalne i jękliwe.Zrozumiał, że wieluspośród orków domaga się chwili odpoczynku.Ugluk krzyczał.Pippina rzucono47 na ziemię; leżał tak, jak padł, i natychmiast usnął kamiennym snem.Na krótko tyl-ko uciekł od cierpień, bezlitosne łapy znów porwały go w żelazne kleszcze.Długotak znosił w odrętwieniu wstrząsy i szturchańce, aż stopniowo ciemności zrzedły,a Pippin ocknął się i otworzył oczy: był ranek.Usłyszał wykrzykiwane wzdłużkolumny pochodu rozkazy i znów padł, zrzucony z grzbietu orka na ziemię.Leżał długą chwilę, walcząc z rozpaczą.W głowie mu się kręciło, lecz po go-rącu rozlanym po ciele poznał, że napojono go po raz drugi palącym trunkiem.Któryś z orków schylił się nad nim i cisnął mu kawałek chleba i surowego suszo-nego mięsa.Hobbit zjadł łapczywie stęchły szary chleb, lecz mięsa nie tknął.Byłgłodny, lecz nie tak wygłodzony, by wziąć do ust ten ochłap z ręki orka; ze zgroząodtrącił narzucające się pytanie, z jakiego stworzenia mogło pochodzić mięso.Usiadł i rozejrzał się wkoło.Merry leżał niedaleko od niego.Znajdowali sięna brzegu wąskiej, rwącej rzeki.Przed nimi majaczyły góry, strzelisty szczyt jużzłowił pierwsze promienie słońca.Na pobliskich stokach czerniał las.W obozowisku wrzało od krzyków i sporów.Zdawało się, że lada chwila wy-buchnie znów dzika kłótnia między plemieniem z północy a Isengardczykami.jedni wskazywali na południe, skąd przyszli, inni na wschód. Dobrze więc  rzekł Ugluk. Zostawcie ich mnie! Zabijać nie wolno,to wam już mówiłem.Lecz jeśli chcecie porzucić zdobycz, po którą szliśmy takiszmat drogi, zróbcie to.Ja się nimi zajmę.Bojowy szczep Uruk-hai jak zawszewezmie na siebie całą robotę.Skoro boicie się Białoskórych, umykajcie! Umy-kajcie! Tam jest las.W nim wasza nadzieja.Dalejże, w nogi! A pospieszcie się,zanim znów kilka łbów zetnę, żeby resztę rozumu nauczyć.Przez chwilę trwał zgiełk przekleństw i szamotanina, potem większość orkówz północy  setka czy może więcej  wyrwała się z tłumu i puściła przed siebie,pędząc bezładnie brzegiem rzeki ku górom.Hobbici znalezli się wśród Isengard-czyków.Było ich co najmniej osiem dziesiątków, a wszyscy posępni i smagli,grozni, kosoocy, uzbrojeni w ogromne łuki i krótkie miecze o szerokich klingach.Garstka najroślejszych i najodważniejszych orków z północnego szczepu zostałaprzy Ugluku. Teraz rozprawimy się z Grisznakiem  rzekł Ugluk.Ale nawet wśród jegowspółplemieńców ten i ów spoglądał z niepokojem w stronę południa. Wiem  mruknął Ugluk. Przeklęci koniarze zwęszyli nas.To twojawina, Snagu.Powinienem uszy obciąć i tobie, i twoim zwiadowcom.Ale my je-steśmy bojowi Uruk-hai.Będziemy wkrótce ucztować i zakosztujemy końskiegomięsa, a może innego, lepszego jeszcze.W tym właśnie momencie Pippin zrozumiał, co sobie orkowie pokazywali nawschodzie.Stamtąd bowiem doleciały ochrypłe okrzyki i pojawił się Grisznakz kilkudziesięciu orkami swojego szczepu, krzywonogimi poczwarami o długich,niemal do ziemi ramionach.Na tarczach mieli wymalowane czerwone oko.Uglukwysunął się na ich spotkanie.48  A więc wracacie?  rzekł. Rozmyśliliście się, co? Wróciłem, żeby dopilnować wykonania rozkazów i bezpieczeństwa jeńców odparł Grisznak. Doprawdy?  warknął Ugluk. Próżny trud.Ja tu dowodzę i rozkazybędą na pewno wykonane.A może wróciliście po coś więcej? Opuszczaliście nasw takim pośpiechu, może zostawiliście tu przez roztargnienie coś cennego? Zostawiliśmy głupca  gniewnie odparł Grisznak. Ale jest przy nimgarstka dzielnych orków, których szkoda byłoby stracić.Wiedziałem, że ich pro-wadzisz do zguby.Przybyłem, zeby ich ratować. Pieknie!  zaśmiał się Ugluk. Jeśli jednak nie palisz się do bitwy, ob-rałeś złą drogę.Trzeba było uciec prosto do Lugburza.Białoskórzy już tu nad-ciągają.Gdzież się podział twój bezcenny Nazgul? Czyżby sobie znalazł innegopasażera na lot za rzekę? A może go przyprowadziłeś za sobą? Bardzo by sięprzydał, jeśli te całe Nazgule nie są przechwalone. Nazgule, Nazgule!  powtórzył Grisznak drżąc i oblizując wargi, jakbyto słowo miało dla niego smak przerażający i rozkoszny zarazem. Mówiszo sprawach, których nie zdołasz dosięgnąć nawet swoją nikczemną wyobraznią,Ugluku  rzekł. Nazgule! Nazgule przechwalone! Pożałujesz kiedyś, żeś topowiedział! Małpo!  warknął z wściekłością. Czy nie wiesz, że to ulubień-cy Wielkiego Oka? Ale nie czas jeszcze na skrzydlatych Nazgulów, jeszcze nie!Władca nie chce, żeby zobaczono ich na drugim brzegu Wielkiej Rzeki, póki niewybije godzina.Przeznaczeni są do wojny  i do innych zadań. Trochę, jak się zdaje, za dużo wiesz  powiedział Ugluk. A to, jaksłyszałem, bywa niezdrowo.W Lugburzu ktoś może będzie ciekawy, skąd masztak wiele wiadomości i po co je zbierałeś.No, tak, a tymczasem szczep Uruk--hai z Isengardu jak zwykle musi odwalić najcięższą robotę.Nie stercz tu pytlującjęzorem na próżno.Skrzyknij ten swój motłoch [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •