[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Korytarz był niski i niedbale wykuty.Droga dla hobbita nie przedstawiała wiel-kich trudności, z tym jedynie wyjątkiem, że chociaż uważał bardzo, obtłukł sobieparę razy stopy o przykre kamienie sterczące na dnie chodnika. Trochę za niskitunel dla goblinów, zwłaszcza tych większych  myślał Bilbo, nie wiedząc, że na-wet największe gobliny z plemienia górskich orków umieją bardzo szybko posu-wać się w postawie przygarbionej, prawie wlokąc rękami po ziemi.Po jakimś czasie korytarz, dotychczas spadający w dół, zaczął piąć się znówku górze, wkrótce nawet dość stromo.Bilbo wskutek tego musiał zwolnić kroku.W końcu wyszedł na równą drogę, lecz za następnym zakrętem droga znów spro-wadziła go niżej, aż wreszcie u stóp lekkiej pochyłości hobbit dostrzegł przebły-66 skujące zza nowego zakrętu jakieś światło.Nie czerwonawe, jak blask ogniskalub latarni, lecz białawe światło dzienne.Bilbo puścił się pędem naprzód.Mknąc ile sił w nogach, minął ostry skręt i nagle wypadł na otwartą przestrzeń,a po tak długim pobycie w ciemnościach oświetlenie tutaj wydało mu się olśnie-wające.W rzeczywistości tylko wąski snop promieni słonecznych przenikał przezwrota, bo ciężkie kamienne drzwi były uchylone.Bilbo aż oczy zmrużył.Nagle spostrzegł gobliny: siedziały w progu uzbrojonepo zęby, z obnażonymi mieczami i szeroko otwierając oczy strzegły wejścia i pro-wadzącego doń korytarza.Były czujne, zaniepokojone, gotowe na wszystko.Zobaczyły Bilba, nim jeszcze on je spostrzegł.Tak, zobaczyły go! Czy to przy-padkiem, czy też pierścień po raz ostatni próbował się zbuntować, nim przystałna służbę nowemu panu  dość, że w tym momencie nie tkwił na palcu hobbita.Z wrzaskiem tryumfu gobliny rzuciły się na Bilba.Serce ścisnęło mu się z przerażenia i rozpaczy, jakby w nim powtórzył sięechem lament Golluma.Zapominając nawet o mieczu, Bilbo wsunął ręce w kie-szenie.A tam, w lewej kieszeni, spoczywał pierścień i teraz sam wsunął się hob-bitowi na palec.Gobliny zatrzymały się w pół skoku jak wryte.Nie było przed nimiani śladu po hobbicie! Zniknął! Wrzasnęły znowu raz i drugi, lecz już nie tak try-umfalnie jak przedtem. Gdzie on się podział?!  krzyknął któryś. Cofnął się pewnie w korytarz!  zawołało kilku. Tędy!  wrzeszczeli jedni. Tamtędy!  wrzeszczeli drudzy. Uważać na wrota!  ryczał kapitan straży.Rozlegały się gwizdy, zbroje dzwoniły, miecze szczękały, gobliny klnąc i złorze-cząc biegały to tu, to tam, wpadały na siebie wzajem, coraz bardziej rozwścieczo-ne.Powstał okropny zgiełk, krzątanina i zamęt.Bilbo mimo przerażenia zachował tyle przytomności umysłu, by zrozumieć,co się stało, i wśliznął się za olbrzymią beczkę, w której strażnicy trzymali piwo;dzięki temu usunął się goblinom z drogi, tak że nie mogły go potrącić, stratowaćczy też schwycić po omacku. Muszę dostać się do wrót, muszę dostać się do wrót  powtarzał sobie wciążw duchu, lecz minęła długa chwila, zanim się odważył na jakąkolwiek próbę.Byłato jak gdyby straszliwa gra w ciuciubabkę.Pośród rojących się i biegających nawszystkie strony goblinów biedny mały hobbit kluczył to w prawo, to w lewo; razktóryś ze strażników przewrócił nieboraka, nie zdając sobie sprawy, z czym sięzderzył; w końcu Bilbo na czworakach przebiegł między nogami kapitana, wtedydopiero wyprostował się i pomknął jak strzała do wrót.67 Były jeszcze nie zaryglowane, ale jeden z goblinów przymknął je tak, że zosta-ła ledwie ciasna szpara.Bilbo mocował się chwilę z drzwiami, nie mógł ich jed-nak poruszyć z miejsca.Wówczas spróbował przecisnąć się przez szparę.Wciskałsię, wciskał, aż utknął! Położenie było okropne.Guziki kurtki zaklinowały się mię-dzy drzwiami a futryną.Bilbo już widział otwarty świat: kilka stopni skalnych pro-wadziło w dół, do wąskiej doliny między dwiema wysokimi ścianami gór.Słońcewyjrzało zza chmury i świeciło jasno po drugiej stronie tych drzwi, ale Bilbo niemógł się z nich wydostać.Nagle któryś z goblinów we wnętrzu pieczary krzyknął: Widzę jakiś cień pod drzwiami! Ktoś za nimi stoi!Hobbitowi serce podeszło do gardła.Szarpnął się rozpaczliwie.Guziki prysnę-ły na wszystkie strony.Był za drzwiami.Kurtkę i kamizelkę miał w strzępach, alezwinnie jak kozica sadził po stopniach w dół.Tymczasem osłupiałe ze zdumieniagobliny wciąż jeszcze zbierały w progu jego piękne, mosiężne guziki.Oczywiście po chwili puściły się za nim w pogoń, hukając i nawołujac pośróddrzew jak na łowach.Ale gobliny nie cierpią słońca.W jego blasku dostają za-wrotów głowy, a nogi im się plączą.Nie mogły odnalezć Bilba, który wciąż z pier-ścieniem na palcu, przemykał w cieniu drzew szybko i bezszelestnie, unikając jakmógł słońca; toteż po krótkim czasie gobliny, mrucząc gniewnie i klnąc siarczy-ście, zawróciły do drzwi, których strzegły.Bilbo uciekł. Z PATELNI W OGIECilbo umknął wprawdzie goblinom, ale nie miał pojęcia, gdzie jest.Stra-Bcił kaptur, płaszcz, prowianty, kuca, guziki i kompanię.Szedł naprzód, na-przód, póki słońce nie zaczęło chylić się ku zachodowi  za góry.Cień gór padałteraz w poprzek ścieżki hobbita.Bilbo obejrzał się wstecz, potem znów spojrzałprzed siebie, lecz tu zobaczył tylko grzbiety i stoki wzgórz opadające na równinyi niziny, które niekiedy przebłyskiwały między drzewami. Wielkie nieba!  krzyknął [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •