[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rozumiesz?- Owszem  rzekł Frodo. Po pierwsze widzę, że bardzo tu jesteście opóznieni i niewiecie nic o tym, co się na szerokim świecie dzieje.A tymczasem na południu wiele sięzmieniło, odkąd je opuściłeś.Skończyły się twoje czasy, czasy zbójców.Czarna Wieżapadła, w Gondorze panuje król.Isengard zburzony, twój sławetny mistrz błądzi popustkowiu i jest żebrakiem.Minąłem go po drodze.Teraz już nie łotrzykowie zIsengardu, ale wysłańcy króla będą przybywali do nas Zieloną Zcieżką.Zbój patrzył na Froda z szyderczym uśmiechem.- %7łebrakiem, powiadasz? Czyżby?  zadrwił. Przechwalaj się, przechwalaj, zadufku.Nie przeszkodzi to nam żyć wygodnie w tym sytym kraiku, gdzie dość długo hobbicipróżnowali.A co do królewskich wysłańców  rzekł prztykając palcami przed nosemFroda  to tyle sobie z nich robię! Tyle! Jeśli w ogóle będę łaskaw na nich zwrócićuwagę.Tego było Pippinowi za wiele.Wspomniał pola Kormallen i krew w nim zakipiała, żetaki zezowaty łotr ośmiela się powiernika Pierścienia nazwać zadufkiem.Odrzuciłpłaszcz z ramion, dobył miecza i w blasku srebra na czerni Gondoru wysunął się zkoniem naprzód.- Jestem wysłańcem króla!  rzekł. Mówisz z królewskim przyjacielem, który wsławiłsię w krajach zachodu.Jesteś nie tylko łotrem, ale też głupcem.Na kolana, w proch,błagaj o przebaczenie, jeśli nie chcesz, żebym cię pokarał tym ostrzem, które gromiłotrollów.Miecz błysnął w zachodzącym słońcu.Merry iSam także sięgnęli do broni i przysunęlisię do Pippina, żeby go wesprzeć w walce.Frodo jednak nie drgnął.Zbóje cofnęli się zdrogi.Dotychczas łatwo sobie radzili z bezbronnymi wieśniakami w Bree albo zoszołomionym ludem w Shire.Nieustraszeni hobbici z lśniącymi mieczami i surowymi twarzami byli dla nich wielką niespodzianką.W głosie podróżnych brzmiał ton, jakiegonie słyszeli jeszcze nigdy.Zdjął ich strach.- Precz stąd!  rzekł Merry. A jeśli poważycie się kiedykolwiek znowu mącić spokój tejwioski, pożałujecie!Czterej hobbici powędrowali dalej, zbójcy uciekli drogą w przeciwnym kierunku, lecz wbiegu trąbili na rogach.- Ano, nie za wcześnie wróciliśmy!  powiedział Merry.- Na pewno.Może nawet za pózno, przynajmniej za pózno, żeby ocalić Lotha  rzekłFrodo. Nikczemny głupiec, ale mi go żal.- Ocalić Lotha? Co mówisz?  zdziwił się Pippin. Chciałeś chyba powiedzieć:zniszczyć.- Zdaje się, że niezupełnie rozumiesz tę sprawę, Pippinie  odparł Frodo. Lotho niezamierzał doprowadzić kraju do tej klęski.Był głupi i nikczemny, ale teraz znalazł się wpułapce.Zbójcy wzięli wszystko w swoje ręce, rabują, tyranizują lud, rządzą i burząsamowolnie, posługując się jego imieniem.A nawet już zaczynają obywać się bez tegoimienia.Lotho jest w gruncie rzeczy więzniem w Bag End i pewnie drży ze strachu.Musimy spróbować, czy nie da się go ocalić.- W głowie mi się kręci!  rzekł Pippin. Wszystkiego się spodziewałem na zakończenienaszej wyprawy, ale nie tego, że będę musiał bić się z półorkami i zbójami na własnejziemi i to w obronie pryszczatego Lotha!- Bić się? Tak, może i do tego przyjdzie  odparł Frodo. Ale pamiętaj: nie wolno cizabić żadnego hobbita, nawet gdyby stał po stronie przeciwników, to znaczy nawetgdyby im naprawdę sprzyjał, bo nie mówię o tych, którzy ze strachu ulegają rozkazomłotrów.Nigdy jeszcze w Shire hobbit nie zabił umyślnie hobbita.Nie odstąpimy od tejtradycji.Innych też staraj się oszczędzać, nie zadawaj śmierci, chyba że będzie tonaprawdę nieuniknione.Powściągaj zapalczywość i własne ręce aż do ostatniej chwili.- Jeśli zbirów jest dużo  odparł Merry  nie da się uniknąć walki.Nie uratujemy Lothaani Shire u samym oburzeniem i smutkiem, mój Frodo.- Nie, nie będzie łatwo drugi raz ich nastraszyć  powiedział Pippin. Tych się udałospłoszyć, bo ich zaskoczyliśmy.Słyszeliście, że dęli w rogi? Są więc z pewnością innizbóje w pobliżu.W gromadzie będą odważniejsi.Trzeba rozejrzeć się za jakimśschronieniem na noc.Bądz co bądz jest nas tylko czterech, chociaż uzbrojonych.- Mam pomysł!  rzekł Sam. Chodzmy do starego Toma Cottona.Mieszkał przyPołudniowej Zcieżce i zawsze był zacnym hobbitem.Ma też kupę synów, a wszyscy moi przyjaciele.- Nie!  odparł Merry. Nie zda się na nic  szukać schronienia.Tak właśniepostępował zazwyczaj tutejszy ludek, i to ułatwia sprawę zbirom.Przyjdą po nas wprzeważającej sile, osaczą w kryjówce i albo z niej wypędzą, albo spalą z nią razem.Nie,musimy działać, nie zwlekając.- Jak?  spytał Pippin.- Wzniecić w Shire powstanie  rzekł Merry. Zaraz! Budzcie hobbitów! Oni wszyscynienawidzą nowych porządków, to jasne.Wszyscy z wyjątkiem może paru łajdaków iparu głupców, którzy chcą w ten sposób zdobyć stanowiska, nie rozumiejąc wcale, co sięnaprawdę dzieje.Ale hobbici w Shire tak długo cieszyli się spokojem i wygodami, żeteraz nie wiedzą, co robić.Wystarczy jednak przytknąć żagiew, a kraj stanie w ogniu.Ludzie Wodza pewnie to wiedzą.Będą próbowali nas zdeptać i zgasić możliwie szybko.Nie ma chwili do stracenia.Samie, jeśli chcesz, skocz na farmę Cottona.To najbardziejszanowany gospodarz w okolicy i najdzielniejszy.%7ływo! Zadmę w róg Rohanu.Jeszczetu nie słyszano takiej muzyki. alopem wrócili do środka wsi.Sam skręcił w boczną ścieżkę i pognał dozagrody Cottona.Nie zdążył się oddalić, gdy nagle dobiegł jego uszu czysty,Gbijący ku niebu śpiew rogu.Daleko w górach i na polach odpowiedziały echa, atak było to wezwanie naglące, że Sam omal nie zawrócił z miejsca, by pospieszyć za tymgłosem.Kucyk stanął dęba i zarżał.- Naprzód! Naprzód!  zawołał Sam. Nie bój się, wkrótce zawrócimy.Potem usłyszał, jak Merry zmieniając nutę gra pobudkę Bucklandu, aż powietrze drżyod okrzyku:- Zbudzcie się! Zbudzcie! Trwoga, napaść, pożoga! Zbudzcie się! Gore! Napaść!Za plecami Sama, we wsi, rozległ się gwar, szczęk, trzask zamykanych drzwi.Przed nimw zmierzchu wybłysnęły światła, zaszczekały psy, zatupotały spieszne kroki.Nim dotarłdo końca ścieżki, spotkał biegnących hobbitów, starego Cottona i trzech jego synów:Toma, Jolly ego i Nicka.Z toporami w ręku zastąpili mu drogę.- Nie, to nie zbój!  wstrzymał synów stary gospodarz. Z wzrostu wygląda na hobbita,ale ubrany dziwnie.Hej!  krzyknął. Coś za jeden i co to za alarm?- To ja, Sam Gamgee! Wróciłem.Stary Cotton podszedł bliżej i przyjrzał mu się bacznie w półmroku.- A to dopiero!  wykrzyknął. Głos Sama i twarz Sama nie gorsza niż była [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •