[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Martin zostawił go i podszedł do grupki obdartusów.Fido siedział w samym środku, na jednym z niegdyś eleganckich krzeseł.Miał obrzękłą twarz, pokrytą alkoholowymi plamami i garnitur z gatunku tych modnych w latach pięćdziesiątych, z szerokimi wydłużonymi klapami, niegdyś jasnobrązowy, obecnie jednak tłustoszary.Martin nie był w stanie podejść zbyt blisko.Połączony smród tych wyrzutków zwalał z nóg.– Fido? – spytał.Fido podniósł ku niemu załzawione spojrzenie.– To ja, wasza miłość.– Mówią, że kiedyś tu pracowałeś?Ze strony towarzyszy Fido rozległ się chór jęków i parsknięć:– Nie pytaj go o to! – poprosił błagalnie jeden z nich głosem niewyraźnym od flegmy.– Zrób nam tę grzeczność, przyjacielu, dobrze? Nie pytaj!– Czy ten dżentelmen zwracał się do was? – warknął Fido z oburzeniem godnym najlepszych filmów Olivera Hardy’ego.– Pracował tu, pracował, a teraz idź pan! – błagał drugi obszarpaniec.– Moglibyśmy pogadać gdzieś na osobności? – zaproponował Martin.– Nie chciałbym drażnić twoich przyjaciół.– Przyjaciół? Nazywa pan tych śmieciarzy moimi przyjaciółmi? To po prostu przypadkowe życiowe wraki, zrządzeniem losu wyrzucone na tę samą mieliznę.– Och, przymknij twarz, Fido – jęknął któryś z pozostałych.– Uszy bolą od twojego szczekania.Fido wygramolił się spośród stadka pijaczków i podreptał w ślad za Martinem i Ranione w odległy kraniec hallu, koło złoconej fontanny, która dawno już wyschła.Teraz misę w kształcie muszli wypełniały niedopałki papierosów, puste butelki i zużyte igły.Kiedy Fido zatoczył się bliżej niego, Ramone zmarszczył nos.– Kąpiele nie są karalne, wiedziałeś o tym?– Ciii.– Martin gestem nakazał mu milczenie.Nie chciał denerwować Fido, zanim z nim nie porozmawia.– Czy to prawda, że tu pracowałeś?– Ile to warte? – chciał wiedzieć Fido.Martin wyciągnął dziesięciodolarówkę.Fido pociągnął nosem, wziął banknot i zmiął go w palcach, sprawdzając, czy przypadkiem nie jest fałszywy.– No dobra.Pracowałem.– Byłeś tu w trzydziestym dziewiątym?Mężczyzna skinął głową, a pomarszczona biała skóra jego szyi otarła się z szelestem o kołnierzyk brudnej koszuli.– Jasne, w trzydziestym dziewiątym.Awansowałem wtedy na przełożonego chłopców hotelowych.W marcu 1939 roku.– Czy widziałeś tu kiedyś Boofulsa?– Boofulsa? – powtórzył podejrzliwie Fido.– Czemu pan o to pyta?– Po prostu mnie to interesuje, to wszystko.Piszę książkę o jego życiu.– No, wiele to on sobie nie pożył, co nie? Ale za to z pewnością miał pamiętną śmierć.– Widziałeś go?– Jasne, że tak.Cały czas tu bywał, on i ta kobieta, Redd.Co miesiąc, a oprócz nich cała kupa innych.Sławni aktorzy, wie pan, łatwi do rozpoznania, sławni reżyserzy.Martin w zamyśleniu zmarszczył brwi.– To znaczy, że Boofuls co miesiąc spotykał się tu z dużą grupą innych aktorów i reżyserów?– Zgadza się.Istny cyrk.Nikt nie miał prawa się dowiedzieć.Wielki sekret, nie mówcie nic prasie, tego typu rzeczy.I po prawdzie wydaje mi się, że faktycznie dziennikarze nigdy tego nie wywąchali.Ale myśmy wiedzieli, cała obsługa.W końcu nie da się nie rozpoznać kogoś takiego, jak Clark Gable, no nie? I do tego George Cukor, Lionel Atwill i wielu, wielu innych.Same wielkie nazwiska trzydziestego dziewiątego roku, wszyscy tu bywali.Może nie co miesiąc, ale prawie.– Lepiej niech to nie będzie pański wymysł, panie Fido – ostrzegł Ramone.– Po co miałbym was nabierać? – zaprotestował Fido.– Wszystko to najszczersza prawda.Co miesiąc, tu, w „Boskim Hollywood”, w apartamencie Leicester.– I Boofuls był tam za każdym razem? – spytał z niedowierzaniem Martin.Fido przytaknął.– Nie zaczęliby bez niego.– Nie zaczęli czego? – zdziwił się Ramone.Fido wydął dziobate policzki.– Niech mnie pan nie pyta.Skąd mam wiedzieć? W końcu to wszystko to była tajemnica.Zanim zaczęli, zastawialiśmy dla nich stoły – kurczęta, homary, różne takie – a potem musieliśmy zamknąć drzwi i zostawić ich – cokolwiek tam robili.Ale wierzcie mi, to były same sławy.Errol Flynn tam bywał.I Joan Crawford.Co miesiąc pięćdziesiąt czy sześćdziesiąt osób, czasem jeszcze więcej.– Jesteś tego pewien?– Jasne, że tak.Byłem w końcu szefem pikolaków.– No, dobrze, a jak długo trwały te spotkania?– Do drugiej, trzeciej w nocy, czasem dłużej.– I Boofuls zostawał aż do końca?– Widziałem, jak wychodził, często i o czwartej rano.Ta Redd okrywała go płaszczem z kapturem, ale nie można go było pomylić z kimś innym.– Miał tylko osiem lat; co tam robił do tak późna? – zdumiał się Martin.Fido odkaszlnął i głośno chrząknął parę razy.– Ja tam nie mam bladego pojęcia, co mógł robić aż do rana.Czasami podsłuchiwaliśmy pod drzwiami, ale nic nie było słychać.Tylko czasem muzykę.Ale mieli też ze sobą dziewczęta.Nie żeby od razu panienki, ale tak zwane „gwiazdeczki”.Martin spojrzał na Ramone, ten jednak tylko potrząsnął głową.– Nie pytaj mnie, człowieku, nigdy o czymś takim nie słyszałem.Są trzy możliwości: ten gość wpuszcza nas w maliny, zupełnie zwariował albo też natknęliśmy się właśnie na największą hollywoodzką tajemnicę wszechczasów.Martin zwrócił się do Fido:– Posłuchaj, gdzie były skrytki hotelowe, w czasach, gdy tu pracowałeś? Pamiętasz?– Pewnie, że pamiętam [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •