[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przywarłam do futryny i powoli się wychyliłam.Czułam ciarki na całym ciele.Widziałam tylko jednego z nich, był zaledwie trzy metry ode mnie.Wycofałam się do pokoju.Na miękkich nogach podbiegłam do łóżka i zajęłam pozycję po drugiej stronie.Więc jednakdojdzie do strzelaniny.Byłam pewna, że jednego z nich załatwię - może nawet dwóch, jeślimi się poszczęści, a przecież w czasie wojny często dopisywało mi szczęście.Ale trzecidopadnie mnie i Gavina.Homer będzie musiał zaryzykować, będzie musiał sam o siebiezadbać.Nagle jeden z nich mignął za drzwiami.Wiedziałam, co robi.Bardzo wyraznieujrzałam to oczami wyobrazni.Stanął po drugiej stronie futryny z bronią gotową do strzału iczekał, aż kumple zajmą pozycje, żeby dwaj mogli wpaść do środka, osłaniani przeztrzeciego.Po chwili to, co widziałam oczami wyobrazni, naprawdę ukazało się moim oczom.Wdrzwiach pokazali się dwaj uzbrojeni żołnierze, patrząc na pokój, który na razie wydawał im się pusty.Ale w następnej sekundzie, w następnym momencie, gwałtownie się odwrócili.Ja też usłyszałam dzwięk, który rozproszył ich uwagę.Sygnał dzwoniącego telefonu.Komórki.Whiter Shade of Pale.To był telefon Homera.Gdy obydwaj żołnierze płynnymruchem, jakby to wszystko zostało zaplanowane przez choreografa, zwrócili pistolety wstronę szafy wnękowej, żeby naszpikować ją i Homera kulami, strzeliłam im obu w plecy.To była idealna przypadkowa zasadzka.Uratowałam Homerowi tyłek.Może na to niezasługiwał, ale go ocaliłam.A razem z nim tyłek Gavina i swój własny.Trzeci facet zaczął uciekać.Słyszałam, jak pędzi po schodach, pokonując trzy, czterystopnie naraz.Czułam się zbyt osłabiona, żeby ruszyć w pościg.Trzasnęły drzwi.Nagle wdomu zapadła cisza.Gavin zobaczył go chyba przez okno, bo nagle zawołał:- Ellie, zastrzel go!Pokazał na podwórze.Została mi jedna kula, ale nie zamierzałam jej zużyć.Po chwiliusłyszałam zapalany silnik i warkot odjeżdżającego pojazdu.Musieli go ukryć gdzieś wpobliżu.Przeszłam nad ciałami zabitych, brudząc sobie buty krwią z kałuż, które już rosły napodłodze korytarza.Otworzyłam drzwi szafy, ostrzegając wcześniej Homera:- To ja, nie rozwal mi głowy.Dobrze, że to zrobiłam.Miał przygotowany kij do golfa.Zeszliśmy na dół.Najpierw znalezliśmy Shannon.Była w salonie, związana i w kiepskim stanie.Na jejwidok Homer zbladł, odwrócił wzrok i splótł ręce na piersi.Wkurzyłam się na niego bezżadnego konkretnego powodu.- Ja się nią zajmę - powiedziałam.- Idz poszukać pozostałych.Mruknął coś, czego nie usłyszałam, i wymknął się stamtąd pospiesznie, zabierając podrodze Gavina.Rozwiązałam Shannon.Przewróciła się na bok i zasłoniła twarz.- Już dobrze - powiedziałam, decydując się na jedne z tych pozbawionych znaczeniasłów, które nie mają nic wspólnego z prawdą i są niewiele lepsze niż  wyjdziesz z tego i wiem, jak się teraz czujesz.Przynajmniej nic nie dodałam.Zastanawiałam się, jak bym się czuła w takiej sytuacji i czego bym chciała, gdybynagle zjawił się ktoś taki jak Ellie.Pobiegłam do kuchni, chwyciłam dużą miskę, napełniłamją ciepłą wodą, wzięłam myjki do twarzy, ręczniki i mydło z łazienki, po czym pobiegłam zpowrotem. Zaczynałam się martwić, bo Homer nie przynosił żadnych wieści o rodzicach ibraciach Shannon. Boże, proszę, nie pozwól, żeby byli martwi - modliłam się, klęcząc obokniej.Umyłam Shannon i wytarłam najdelikatniej, jak umiałam.Było trochę krwi, ale niezauważyłam żadnych ran.Mam na myśli rany fizyczne.Potem do salonu wbiegła paniYoung.Jak można się było spodziewać, wpadła w histerię, co jednak wcale nie przeszkadzałoShannon, która jak dotąd nie odezwała się słowem.Przytulały się bez końca.Kiedyzobaczyłam, że nic więcej nie jestem w stanie zrobić, wyszłam.Homer powiedział, że reszcie Youngów nic się nie stało - znalazł ich w piwnicy - ipomyślałam:  Właśnie o to się modliłam.Bóg istnieje!.Ale potem zaczęłam się zastanawiać, dlaczego skoro Bóg istnieje, kazał im przez cośtakiego przejść? Zwłaszcza Shannon - dlaczego musiała tyle wycierpieć? Tak jak wtedy,kiedy trzy dni po katastrofie w kopalni wyciągają jednego ze stu uwięzionych pod ziemiągórników - wszyscy wołają:  Chwała Bogu! , ale na usta ciśnie się pytanie:  Dlaczego Bógpogrzebał tam pozostałych dziewięćdziesięciu dziewięciu?.Homer zdążył już zadzwonić po pogotowie i po gliny.Jego komórka okazała się dośćpożyteczna.Gdy usłyszałam, że nadciągają posiłki, wyszłam na świeże powietrze.Czasami świeże powietrze bardzo pomaga.Usiadłam i patrzyłam na wielki warsztat,zastanawiając się, kto zadzwonił do Homera na komórkę w tym rozstrzygającym momencie.Może Bóg, który postanowił skorzystać z usług Royal Telephone? Rozdział 22W czasie wojny nikt nie pociągał nas do odpowiedzialności za to, co robiliśmy.Jasnasprawa.Wtedy nie było nikogo, kto by prosił o wypełnienie formularzy.Teraz odkryłam, żesytuacja bardzo się zmieniła.Wszyscy troje siedzieliśmy w domu wiele godzin iodpowiadaliśmy na pytania, a w przerwach odrzucaliśmy liczne propozycje skorzystania zopieki psychologa.W końcu trochę się wkurzyłam, powiedziałam im, że jesteśmy zmęczeni iże zrobiliśmy wystarczająco dużo jak na jeden dzień, a wtedy nagle zmienili kierunek.Pochwili siedzieliśmy w radiowozie, który wiózł nas do domu.Minęło dużo czasu, zanim udało mi się zapakować Gavina do łóżka.Przypominałkrowę pod wpływem ecstasy.Miałam tylko nadzieję, że przetrwa to równie dobrze jak ona.Krowa była w świetnej formie.Za to Gavin skakał i biegał zygzakiem po całym domu.Stłukłkubek i przewrócił stojak na doniczkę.Dopiero kiedy wpadł na okno obok drzwiwejściowych i pękła szyba, trochę się uspokoił - wyłącznie dlatego, że strasznie się na niegowkurzyłam.Nie chciałam, żeby dom moich rodziców zmienił się w ruinę zaraz po ichśmierci.Każde pęknięcie, każde zniszczenie traktowałam jak osobistą porażkę.Biedny dzieciak, nie umiał sobie poradzić ze stresem.Zmusiłam go, żeby wziął kąpielzamiast prysznica, potem zrobiłam czekoladowe milo dla dwojga i grzankę z vegemite, awreszcie zgodziłam się, żeby spał w moim łóżku, pod warunkiem że zostawi mi trochęmiejsca.Kiedy poszłam się położyć, Gavin spał jak kamień.Stałam i patrzyłam na niego.Wydawał się bardzo zrelaksowany, leżał trochę na plecach, a trochę na boku, z wyciągniętąprawą ręką, oddychał głęboko i powoli.Ucieszyłam się, że przynajmniej we śnie odnajdujespokój.Byłam w piżamie i jedną nogą w łóżku, kiedy prawie zupełnie spokojnie zdałam sobiesprawę, że za chwilę kompletnie się załamię.Jednocześnie wiedziałam, że w obecnościGavina nie mogę sobie na to pozwolić.Ruszyłam z powrotem do salonu, ale już w połowiedrogi zaczęłam się trząść, pochlipywać i obejmować się rękami.Oparłam się o ścianę, apotem zsunęłam się po niej na podłogę.Jakby coś z zewnątrz przejęło nade mną kontrolę.Miotało się we mnie jak ubrania w pralce.Oczywiście wiedziałam, co to jest [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •