[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Za to odezwała się Babcia Joan I, czekająca na powierzchni.— Nadal nie chcesz lądować, Dom? Bądź rozsądny i przestań się wygłupiać — zagaiła, podczas gdy Dom przyglądał się, gdzie też wylądowała.Wyszło na to, że w samym środku pasa równin i tylko dziesięć mil od jedynego na planecie jeziora.— Krążysz w kółko od paru ładnych godzin.— Joan nie zrażała się milczeniem.— I tak będziesz musiał wylądować, by uzupełnić zapasy powietrza.Wiem, że nie masz paliwa.Zacznij myśleć; nie jestem twoim wrogiem.Proszę cię, byś wrócił do domu, bo nie zdajesz sobie sprawy, w jakim znalazłeś się niebezpieczeństwie.Po raz setny spojrzał na licznik paliwa — miała rację.Niestety.Zdesperowany sięgnął po przewodnik planetarny, który znalazł w pokładowej bibliotece obok kilku opracowań ekonomicznych.“Planeta jest skąpo wyposażona, choć piękna, jeśli patrzy się na nią z przestrzeni.Jest skałą naj­bardziej zbliżoną do gazowego giganta w galaktyce.Odkryta przez creapii w 5356 roku przed Sadhimem i uznana za ich własność.Wydzierżawiona przez sundogi do wychowywania młodych.Zakaz nieauto­ryzowanych lądowań poza przypadkami awaryjny­mi, ale nawet te z oczywistych powodów nie powin­ny się zdarzać w czasie późnej wiosny orbitalnej".Oczywiste powody nie były Domowi znane, ale mógł się założyć, że właśnie jest późna wiosna orbi­talna.Tyle że na powierzchni byli też Hrsh-Hgn i nie istniejąca istota zwana Chatogasterem.— Posłuchaj, Isaac; zrobimy tak.— Ląduję, pani.Joan I dopadła konsolety i przegoniła z fotela dy­żurnego robota.Ekran pokazywał cienką linię prze­mierzającą atmosferę, a po chwili obraz zmienił się w widok statku Doma lecącego nisko nad ziemią.Pokaz robił wrażenie samobójczej kaskaderki pi­lotażowej.— Sabalos do końca — oceniła z uznaniem.— Musi pokazać, co o mnie myśli.Choć nie wstyd się pod­dać, kiedy się nie ma innej alternatywy.Nadlatująca jednostka okrążyła barkę i wylądo­wała jakąś milę od niej, płosząc stado olbrzymich szczeniąt, które skomląc, odbiegły w niezgrabnych podskokach.— Ósemka i Trójka: idźcie po niego i przyprowadź­cie tu wszystkich z pokładu — poleciła Joan I.Dwa roboty z otaczającego barkę kręgu ruszyły przez trawę sięgającą kolan.— No, to ten problem mielibyśmy załatwiony — oce­niła, odwracając się wraz z fotelem i posyłając do kuchni po wytrawne (i gorzkie) wino z Pineal.Jedyny żywy poza nią osobnik w kabinie przyglą­dał się temu z żalem.Phnoby miały trzy płcie, lecz równie istotnym kry­terium rozróżnienia było to, czy dany osobnik żyje na Phnobis czy nie.Były to dwie kasty niewymienne, gdyż na Phnobis nie można było wrócić i żyć — obo­wiązująca religia głosiła, że pokrywa chmur stale obecna na niebie jest końcem wszechświata, toteż jakikolwiek wracający spoza niej phnob zadawałby temu kłam, do czego nie należało dopuścić.Stąd wszechobecne na innych planetach buruku.— Wychodzi na to, że nie będę cię musiała od­syłać — odezwała się Joan I.— Miło sssłyszeć.— Hrsh-Hgn skrzywił się, masując żebra.— Twoim robotom nie da sssię zarzucić łagodnośśści i delikatnośśści.— Użyły tylko nieco więcej niż minimum niezbęd­nej siły — uświadomiła mu spokojnie.— Powiedz mi, tak z czystej ciekawości, co właściwie dzieje się z po­wracającymi phnobami?— Ssstatki muszą wylądować w śśświętym rejonie i jak wieśśść niesssie, na powracających czeka tam natychmiassstowa śśśmierć od noża.Nie jessst to rozsssądne czy uczciwe, bo wysssyłam pensssję do śśświętych ssskrzyń, jak wiesz.Jak to mówią: Frssshsss Ssshhsss Ghsss Ghung-ghngsss.— Doprawdy? — Joan I uniosła lekko brwi.— Hrsss-kss-ghg dla ciebie i to wielokrotnie.Hrsh-Hgn zarumienił się na szaro.— Proszę o wybaczenie, nie wiedziałem, że znasz.— Spojrzał na nią z szacunkiem.— Nie znam, ale są pewne wyrażenia w każdym języku, które poznaje się nawet w pobieżnych kon­taktach.Przydają się.Tak na marginesie: dla Zie­mianki jest to komplement, choć dość bezpośredni — wyjaśniła, odwracając się ku ekranowi.Tymczasem Ósemka i Trójka dotarli do statku.Przez otwarty właz dobiegały stamtąd takty znanej widdershińskiej ballady: Czy uważasz mnie za idiotęl granej na organach nieco niewprawnie, acz z en­tuzjazmem.Po drodze przegonili samotnego szcze­niaka i Trójka wszedł do środka.Isaac przestał grać i przyjrzał mu się obojętnie.— Wnioskuję, że człowieka tu nie ma — powiedział Trójka.— Zgadza się — odpowiedział mu Isaac.Trójka przyjrzał mu się niepewnie i zaintonował:— Jestem robotem klasy trzeciej.Proszę, byś tu pozostał, gdy udam się po instrukcje.— A ja jestem robotem klasy piątej z dodatkowymi obwodami Piętaszka — poinformował go uprzejmie Isaac.Trójka mrugnął lewym okiem.Isaac podniósł solidnych rozmiarów klucz francus­ki.— Przewiduję możliwość natychmiastowego ciągu wydarzeń z wykorzystaniem przemocy — odezwał się Trójka, robiąc krok w tył.— Wyrażam preferencję natychmiastowego ciągu wydarzeń bez wykorzysta­nia przemocy.Ósemka wsadził głowę we właz i dodał:— Ja także wyrażam preferencję dla natychmiasto­wego ciągu wydarzeń bez wykorzystania przemocy.Isaac z namysłem zważył w dłoni francuza [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •