[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ludzie zawsze recytowali na pustyni wiersze.A Madox -wobec zgromadzenia Geographical Society - pięknie przedstawiał sprawozdanie z naszych kluczeń i przemarszów.Ber-mann nadawał teoriom olśniewający kształt.A ja? Ja byłem ich złotą rączką.Mechanikiem.Inni wypowiadali swe umiłowanie samotności, medytowali nad znaleziskami.Nigdy nie byli pewni tego, co ja o tym wszystkim myślę.„Czy ty lubisz księżyc?” - spytał Madox po dziesięciu latach naszej znajomości.Spytał tak nieśmiało, jakby chodziło o sprawy intymne.Według nich byłem nieco zbyt przebiegły jak na miłośnika pustyni.Bardziej przypominałem Odysa.A ja byłem człowiekiem pustyni.Tęsknię za pustynią, tak jak ktoś inny tęskni za rzeką albo jeszcze inny za miastem swego dzieciństwa.Kiedy się rozstawaliśmy po raz ostatni, Madox użył starego zwrotu pożegnalnego: „Oby Bóg miał pieczę nad twym kompanem”.Odwróciłem się i odrzekłem: „Nie ma Boga”.Różni-liśmy się od siebie zasadniczo.Madox mówił, że Odys nigdy nie napisał ani jednego słowa, nie zostawił żadnych osobistych zapisków.Być może czuł się obco w fałszywie brzmiącej rapsodii sztuki.A muszę dodać, że moja własna monografia cechowała się oschłą dokładnością.Lęk przed wpisaniem w nią jej obecności nakazywał mi usunąć wszelkie sentymenty, wszelką retorykę miłosną.Stąd opisywałem pustynię tak powściągliwie, jak zwykłem o niej mówić.Ma-dox zapytał mnie o księżyc podczas ostatnich wspólnych dni, przed wybuchem wojny.I rozstaliśmy się.Pojechał do Anglii, prawdopodobieństwo nadchodzącej wojny przerwało wszystko, nasze powolne odkopywanie przeszłości pustyni.Żegnaj, Odysie - powiedział uśmiechając się, wiedząc, że nigdy nie byłem rozmiłowany w Odysie, a bardziej w Eneaszu; zdecydowaliśmy zresztą, że to Bagnold jest Eneaszem.Ale i Odysem nie byłem zachwycony.Żegnaj, odpowiedziałem.Pamiętam, jak odwrócił się roześmiany.Przyłożył sobie mały palec do jabłka Adama i powiedział: „To ciepłe miejsce nazywa się węzeł naczyniowy”.Nadał w ten sposób oficjalną nazwę zagłębieniu u nasady szyi.Wracał do swej żony w Marston Magna zabierając z sobą tylko ulubioną książkę Tołstoja, mapy i kompasy powierzył mnie.Nasze uczucia pozostały nie wypowiedziane.A Marston Magna w hrabstwie Somerset, o którym rozwodził się ciągle w naszych rozmowach, zamieniło swe zielone pola w lotnisko.Samoloty zrzucały spalinowe wyziewy nad arturiańskimi zamkami.Nie wiem, co go przywiodło do owej decyzji.Być może nieustanny hałas przelotów, tak wrzaskliwy po prostym warkocie gypsy motha, który przerywał nam ciszę w Libii i Egipcie.Czyjaś wojna rozdarła delikatny gobelin jogo przyjaźni.Byłem Odysem, rozumiałem rozstania i przemijające trudności wojenne.Ale on był człowiekiem z trudem zawierającym przyjaźnie.Był człowiekiem, który zbliżył się do dwóch albo trzech osób w ciągu całego życia, a one miały się teraz zamienić w nieprzyjaciół.Mieszkał w Somerset jedynie z żoną, która nigdy nie poznała żadnego z nas.Skromne gesty mu wystarczały.I kula pistoletowa zakończyła dlań wojnę.Było to w lipcu 1939 roku.Pojechali ze swej wioski do Yeovil autobusem.Autobus wlókł się i spóźnili się na mszę.W tylnej części zatłoczonego kościoła z braku miejsc usiedli osobno.Kiedy pół godziny później rozpoczęło się kazanie, było ono bez wątpienia w szowinistyczny sposób wypowiedzianą pochwałą wojny.Kapłan sławił walkę, błogosławił rząd i ludzi wypowiadających wojnę.Madox wysłuchiwał kazania, nabierającego coraz większej gwałtowności.Wyciągnął swój pustynny pistolet, zarepetował i strzelił sobie w serce.Zmarł na miejscu.Zapadła cisza.Pustynna cisza.Cisza bez samolotów.Słyszeli, jak ciało opada na ławkę.Nikt się nie poruszył.Kapłan zastygł w orator-skim geście.Przypominało to ciszę, jaka zapada w kościele, kiedy szklana osłona lampy pęka i wszystkie spojrzenia zwracają się w tę stronę.Jego żona przeszła przez główną nawę, stanęła przy jego ławce, coś wyszeptała, pomogli jej usiąść przy nim.Przyklękła i objęła rękoma jego zwłoki.Jak umierał Odys? Śmiercią samobójczą, prawda? Wydaje mi się, że tak.No więc.Myślę, że pustynia zniszczyła Madoxa.I ten czas, kiedy nie mieliśmy do czynienia z zewnętrznym światem.Zastanawiałem się nad tą rosyjską książką, którą miał zwykle przy sobie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]