[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tym razem trzęsło mną wyjątkowo krótko, bo ledwie z pół godziny.Dlatego zdążyłem spisać, co chciałem, nim Kragar się zjawił.Dostał listę i poszedł załatwić co trzeba.A praktycznie zaraz potem skontaktował się ze mną Melestav.- Szefie.przyszło tu paru do pana.- Kto?- Mundurowi.- Cholera! Choć w sumie nie powinno mnie to dziwić -sprawdziłem, czy na biurku nie ma nic podejrzanego.-Dobra, niech wejdą.Loiosh, jak myślisz: będzie źle?- Zawsze możesz twierdzić, że ich zadźgałeś w samoobronie, szefie.Drzwi otworzyły się i weszło dwóch Dragaerian w złocistych uniformach Gwardii Feniksa.Jeden rozejrzał się pogardliwie z miną typu: „oto gdzie się gnojek gnieździ”.Drugi przyjrzał mi się z miną z gatunku: „a oto i gnojek”.- Witam panów - odezwałem się uprzejmie.- W czym mogę pomóc Imperium?Ten, który mi się przyglądał, spytał: - Pan jesteś baronet z Taltos?Wymówił moje nazwisko „Taltossss”, nie „Taltosz”, co znaczyło, że otrzymał rozkaz na piśmie, nie zaś ustnie.- Baronet Taltos do waszych usług, panowie - poprawiłem go delikatnie.Drugi spojrzał na mnie, prychnął i mruknął:- No pewnie! Pierwszy zaś spytał:- Co wiesz o tym?- O czym, panowie?Spojrzał na pierwszego, ten zamknął drzwi, a ja powoli nabrałem i wypuściłem powietrze, wiedząc, co się teraz zacznie.A najgorsza była świadomość, że mogłem ich obu z łatwością zabić, tyle tylko że nikt, kto nie należy do Domu Smoka, nawet nie rozważa zabicia gwardzisty na służbie, bo oznacza to bolesną, pewną i ostateczną (czyli uniemożliwiającą wskrzeszenie) śmierć.Ten, który gadał więcej, wyjął z pochwy sztylet.- Panie, chciałbym pomóc, ale.- Więcej nie zdążyłem, gdyż dostałem rękojeścią sztyletu w bok głowy i wyleciałem z fotela w kąt pokoju.- Loiosh! Nic nie rób! - poleciłem na wszelki wypadek.Przez moment nie odzywał się, potem usłyszałem:- Wiem szefie, ale.- Nic!- No dobra, szefie.Trzymaj się!Ten, który mnie uderzył, stanął nade mną i oznajmił:- Dwóch mężczyzn zostało zamordowanych prawie na progu tego budynku.Co o tym wiesz, Jhereg?To nie odmienione „Jhereg” zabrzmiało jak obelga.- Nie wiem, oomph!Ten ostatni dźwięk wywołał kop w brzuch, tyle że dostrzegłem go na czas i zdołałem tak się przesunąć, że nie trafił mnie w splot słoneczny.Drugi dołączył do niego.- Słyszałeś go, Menthav? Nie wie, oomph - splunął na mnie z obrzydzeniem.- Może powinniśmy wziąć go do koszar, jak myślisz?Menthav mruknął coś, nie spuszczając ze mnie wzroku.- Słyszałem, że jesteś uparty, wąsaty.To prawda?- Nie, panie.Pokiwał głową i poinformował towarzysza:- To nie Jhereg, to Teckla: popatrz, jak pełza.Rzygać mi się chce.- Co z tymi zabitymi? - Jego partner postawił mnie szarpnięciem i oparł o ścianę.- Jesteś pewien, że nic o nich nie wiesz? Naprawdę pewien?- Nie wiem o.- Głos ugrzązł mi w gardle, gdy zdzielił mnie pałką kończącą rękojeść sztyletu pod dolną szczękę: nie zauważyłem, kiedy ścierwo go zamaskował w dłoni.Tyłem głowy łupnąłem o ścianę, a sądząc po bólu szczęki, musiał mi ją złamać.Na chwilę straciłem przytomność, bo gdy wróciły mi zmysły, znów byłem na podłodze.Potem usłyszałem głos Menthava:- Potrzymaj go.- Tylko ostrożnie! - przestrzegł go towarzysz.- Wschodniacy są delikatni.Pamiętasz ostatniego?- Będę uważał.Znów znalazłem się w pionie pod ścianą, a przed sobą zobaczyłem jego paskudnie uśmiechniętą gębę.Przyjrzał mi się radośnie i spytał:- Ostatnia szansa: co wiesz o tych zabitych?Potrząsnąłem głową, co nie było rozsądne, bo spróbowała się rozlecieć, ale wiedziałem, że próba powiedzenia czegoś będzie bardziej bolała.Uniósł sztylet, wziął zamach i zobaczyłem gwiazdy.Nie mam pojęcia, ile czasu mnie tłukli, ale na pewno było to jedno z gorszych łań, jakie w życiu dostałem.Gdyby zabrali mnie do koszar, byłoby jeszcze gorzej.Bo sprawa wyglądała tak - nikt nigdy nie wydawał Gwardii Feniksa rozkazu pobicia Jherega czy człowieka, czy kogokolwiek.Tyle że niektórzy nas nie lubili, a byli pewni bezkarności.To pobicie było jednak dość nietypowe, a można by rzec, że jestem poniekąd ekspertem w tej materii, jako że oberwałem swoje, płacąc za to, że chcę żyć według własnych zasad, a nie zasad Imperium.Nietypowe było dlatego, że powodem były dwa trupy członków Domu Jherega.Gwardia z reguły podchodziła do podobnych spraw obojętnie w myśl zasady: niech się powyrzynają, będziemy mieli mniej pracy.Co prawda mógł to być tylko pretekst, żeby stłuc człowieka, ale wydawali się autentycznie czymś rozdrażnieni.Myśli pojawiały się oderwane, przebijając się z trudem przez fale bólu, kiedy tak leżałem na podłodze i ze wszystkich sił próbowałem domyślić się, dlaczego byli źli.Żeby nie myśleć o tym, jak mnie wszystko boli.Potem bolało nadal, ale nikt mnie już nie bił, choć wokół nadal kręciło się parę osób.Nie wiedziałem kto to, bo nie mogłem otworzyć oczu, a mówili szeptem, więc po głosach też nie dało się ich rozpoznać.A jeszcze potem usłyszałem głos Melestava:- Przyszła, odsunąć się!I coś z szuraniem zamiotło podłogę.Potem rozległ się jęk i stwierdziłem, że muszę wyglądać zupełnie inaczej niż zazwyczaj.- Odsuńcie się od niego! - rozległ się ku memu zaskoczeniu i uldze głos Aliery.Spróbowałem otworzyć oczy, ale nie chciały za nic mnie posłuchać.Usłyszałem inny znajomy głos: Kragara.- Jak bardzo z nim źle?Aliera nie odpowiedziała, co akurat nie musiało oznaczać, że jestem umierający.Aliera po prostu tak dalece i dogłębnie gardziła Kragarem, że kiedy nie musiała, nie odzywała się do niego.Ja nie podzielałem jej podejścia.- Kragar.- Jak się czujesz, Vlad?- Lepiej, żebyś nie wiedział.Posłuchaj: obaj byli na coś wściekli.Wiesz może na co?- Wiem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]