[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie mogła oderwać wzroku od jej idealniewyrzezbionych płaszczyzn.W oczach poczuła ciepłe łzy.Bała się, że zachwile popłyną po jej policzkach i będzie płakała na oczach wszystkich.Słowa rozdzierały jej gardło i w zetknięciu z panująca na sali cisząbrzmiały przerazliwie.- Czemu nie dasz mi po prostu spokoju? Co jest z tobą nie tak? Czy niejesteś w stanie zachowywać się jak prawdziwy mężczyzna przyprawdziwej kobiecie?Morgan wzdrygnął się, prawie niepostrzeżenie.Zdradziły go jedynielinie na twarzy, które lekko zadrżały.Wyprostował się powoli, jak gdybyna jego barkach spoczywał jakiś wielki ciężar, a Sabrina wiedziała, żewreszcie udało jej się popełnić niewybaczalny grzech.Upokorzyła gopublicznie, a dla MacDonnella nie było gorszej niż to zniewagi.Jego oczy były tak odległe, jak górskie mgły, których miała już nigdynie zobaczyć.Ukłonił się nisko, a powściągliwa powaga tego gestupotępiła ich oboje.- Przepraszam, jeśli cię uraziłem.Dobranoc, panno Cameron.Morgankroczył sztywno przez tłum.Sabrina wiedziała, że niechciał powiedzieć dobranoc", lecz żegnaj".343Rozdział 28Melancholijny deszcz uderzał rytmicznie w chodnik za oknemSabriny.Dudnił w ołowiane szyby frontowych drzwi i spływał po nichfalistymi potokami zamazującymi ogród.Sabrina usłyszała nieśmiałe pukanie do drzwi.- Wejść - powiedziała, nie obracając swojego wózka.Drzwi otworzyłysię.- Przyniosłam herbatę panienko.Kucharka pomyślała, że możemiałaby panienka ochotę na świeże babeczki.Kupiła jabłka od ulicznegosprzedawcy za własne pieniądze.Sabrina zdobyła się na uśmiech, gdy piegowata twarz Bei ukazała sięjej oczom.- Dziękuję Beatrice.Powiedz kucharce, że na pewno są wyśmienite.Bea postawiła tacę na stole, tuż przy łokciu Sabriny.Stała obok niejprzestępując z nogi na nogę i bawiąc się swoim fartuchem.- Coś jeszcze, Beatrice?Bea patrzyła na zniszczony tom Biblii leżący na kolanach Sabriny.Był już tam od trzech dni, ale nikt nigdy nie widział go otwartego.- Tak się tylko zastanawiałam, czy może przynieść panience jakąśinną książkę do czytania? A może jakieś wyszywanki podniosłybypanienkę na duchu?Sabrina potrząsnęła głową, patrząc znów z rozmarzeniem na moknącyw deszczu ogród.- Nie dziękuję.Ale miło z twojej strony, że zapytałaś.Bea wciąż za niąstała.- Czy mam uczesać panience włosy? - Dotyk jej lekkich jak pióropalców w gęstej burzy włosów, spływających kaskadą na plecy Sabrinybył zniewalający.- Nigdy nie myślałam, że jest ich344tak dużo.- Oderwała nagle rękę, zdając sobie sprawę, że zbyt sięspoufala.Sabrina nie udzieliła jej jednak nagany, tylko znów się łagodnieuśmiechnęła.- Mogę uczesać się sama, ale dziękuję, że pytasz.Bea westchnęła zmuszona zadowolić się okryciem nóg Sabrinypledem.- Przyślę Teddiego z drewnem do kominka.Nie chcemy, by panienkaprzeziębiła się w tej wilgoci.Mam panienkę odsunąć od drzwi? Mogą byćprzeciągi.Sabrina potrząsnęła głową ruchem tak sennym, jakby lunatyko-wała.Słyszała tylko, jak Bea trzepie poduszkę i przerzuca poniewierającą się pokomnacie pończochę przez oparcie krzesła.Sabrina widziała odbiciepokojówki w lustrze; na jej brzydkiej twarzy dało się dostrzec niepokój.- Jeśli będzie panienka czegoś potrzebowała, czegokolwiek, zadzwonipanienka po mnie, dobrze?Sabrina pokiwała głową.Drzwi już zdążyły się zamknąć, nim Sabrinawyszeptała:- Nie martw się, Bea.Jestem z Cameronów.My zawsze dostajemy to,czego chcemy.Położyła głowę na oparciu wózka i zamknęła oczy, nie mogąc znieśćnawet ponurego światła zza okna.Dwie godziny pózniej Bea weszła do kuchni, niosąc tacę z nietkniętąherbatą.Potrząsnęła smutno głową, gasząc wyczekującą minę kucharki.- Ani kropli.Nie zjadła nawet okruszka.Kucharka opadła ciężko na stołek, wciskając palec w jedną z zimnych,gumowatych bułeczek.- Gdyby ktoś jeszcze tydzień temu powiedział mi, że będę starała siękarmić te panienkę czymś innym niż arszenik, pomyślałabym, że jeststuknięty.- Jej twarz rozchmurzyła się.- A może przygotuję jej ciepłykompres na piersi?Bea potrząsnęła głową.- Nie skarży się na żadne bóle.W ogóle na nic się nie skarży.345Nigdy w życiu nie słyszałam tyle dziękuję" i czy mogłabyś".Gdybym ją poprosiła, pewnie sama podałaby mi herbatę.Kucharka oparła policzek na dłoni.Obie kobiety siedziały w posępnejciszy, obie zaskoczone zdały sobie sprawę, że wolałyby mieć doczynienia z jej napadami złości niż jej bolesną uprzejmością.Ostatnieświatełko zgasło w oczach panienki, pozostawiając je puste jak zimnaświeca
[ Pobierz całość w formacie PDF ]