[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.StronnicyFilipa okazywali się wrogami społeczeństwa.Odpowiadał sam na łamach wielkiego dzienni-ka, z rozmachem, bez ogródek.Lecz zachodziła obawa, że trybuny tej mu zabraknie, do re-dakcji bowiem napływały protestujące listy.Urządzał konferencje, przemawiał na hałaśli-wych mityngach.Jego gwałtowność dorównywała gwałtowności jego przeciwników.Czyhalina nieostrożne słowo, za które by mogli go zmiażdżyć.Ale twardy zapaśnik panował nadswymi uniesieniami i ani na włos nie dawał się pociągnąć poza granicę tego, co chciał powie-dzieć.Pozyskał sobie olbrzymią popularność, budząc zachwyty, szyderstwa i nienawiści.Swo-bodnie oddychał w kurzawie walki.Lecz wśród tej burzy cóż znaczyła Noemi?***Noemi spiesznie wracała do domu.Przypominała sobie pierwsze spotkania Filipa z Anet-ką, których była świadkiem, swoją własną głupotę i zdradę tych dwojga.Szalała.Gdy tylkoznalazła się w mieszkaniu, pozwoliła się ogarnąć wściekłości.Jak gdyby cyklon przeszedł; wokamgnieniu wszystko dokoła zostało spustoszone.Ktokolwiek ujrzałby ją w tej chwili, pła-czącą i rzucającą się kurczowo, z trudem by ją poznał; z twarzą wykrzywioną gniewem gryzłai targała chusteczkę, rozrzucała papiery na biurku męża, za ból swój mściła się na piesku,który przyszedł do niej się połasić, i na papudze, której o mało nie udusiła.Ale nie omieszkałaprzedtem zamknąć się na klucz.Oczywiście, rola Furii musi być grana przy drzwiach za-mkniętych.Nie jest upiększająca.Noemi robiła wrażenie twardej, postarzałej, zniszczonej.Ale bez świadków widzieć siebie w lustrze brzydką i złą nie sprawiało jej przykrości i nie-mal przynosiło ulgę: to była także zemsta.Potem rozczuliła się nad sobą, nad swoją twarzą idzięki temu współczuciu zapominając o złości, głośno szlochając rzuciła się na dywan.Niemogło to jednak trwać długo, Filip wróci do domu, trzeba się więc śpieszyć, łykać goryczzdwojonymi haustami, płakać prędko, płakać mocno.Nie przestawała się skarżyć, ale wła-ściwie było już po burzy.Piesek, niepomny urazy, przyszedł polizać ją w ucho.%7łaląc sięucałowała go.Siadła na dywanie i gładząc jego łapkę, uciszyła się.Myślała.Nagle, powziąw-szy decyzję, skoczyła na równe nogi, odgarnęła włosy, które opadały jej na oczy, pozbierałaprzedmioty rozsypane po pokoju, uporządkowała rozrzucone papiery, starannie zrobiła sobietwarz, poprawiła suknię.Czekała.Filip zastał ją spokojną i pieszczotliwą.Spróbowała najpierw najprostszej broni.W roz-mowę wplotła niewinnie kilka nikczemnych uwag na temat znienawidzonej rywalki.Słodkimgłosem wypowiedziała o Anetce kilka okropności oczywiście o jej stronie fizycznej! Strona56sotto voce (wł.) cichym głosem.57Pasquino nazwę tę nadano znalezionemu w Rzymie torsowi statui antycznej.Począwszy od w.XIV saty-rycy rzymscy naklejali na niej anonimowe epigramaty i paszkwile.58Eccolo (wł.) otóż i on.213moralna jest sprawą drugorzędną.Nawet gdy kocha się duszę, funkcję miłosną wykonujeciało.Noemi celowała w wyszukiwaniu w piękności kobiet rysów ukazujących ich brzydotę,rysów, których raz je dostrzegłszy nie można już zapomnieć.Tym razem przeszła samąsiebie.Zatruwanie obrazu kochanki w oczach kochanka to praca darząca natchnieniem.Filipani drgnął.Zmieniła baterie.Wzięła Anetkę w obronę przeciw pewnym plotkom, wychwalała jejcnoty (to pochwała bez następstw!).Starała się doprowadzić do tego, żeby Filip przemówił,żeby się zdemaskował, żeby wszedł na teren, na którym go oczekiwała.Ale czy mówiła oAnetce dobrze, czy zle, Filip pozostawał obojętny.Z kolei przystąpiła do innych działań: zalotnym przekomarzaniem spróbowała pobudzićjego zazdrość; śmiejąc się zagroziła mu, że jeśli ją kiedy zdradzi, to odpłaci mu nie na różnesposoby, ale jednym sposobem we wszelkich odcieniach.Filip nie uśmiechnął się nawet i podpretekstem.jakichś zajęć zabierał się do wyjścia.Wtedy porwał ją gniew.Zaczęła krzyczeć, że wie o wszystkim, że wie, iż jest kochankiemAnetki.Groziła mu, złorzeczyła, błagała, wołała, że się zabije.Filip wzruszył ramionami iodwróciwszy się do niej tyłem, bez słowa skierował się ku drzwiom.Pobiegła za nim, chwy-ciła go za ramiona i z twarzą tuż przy jego twarzy powiedziała zmienionym głosem: Filipie!.Ty mnie już nie kochasz.Patrząc jej prosto w twarz, odrzekł: Nie!I wyszedł.Jeśli Noemi była szalona, to teraz stała się wprost opętana.Przez kilka godzin umysł jejmiotał się w nieprzytomnej furii.Szukała wszelkich sposobów zemsty, okrutnych, niedo-rzecznych.Zabić Filipa.Zabić Anetkę.Zabić siebie.Spotwarzyć Filipa.Zniesławić Anetkę.Sprawić, by Anetka cierpiała.Oblać ją witriolem.O rozkoszy! Oszpecić ją.Zranić jej god-ność, zranić ją poprzez jej dziecko.Pisać, posyłać anonimowe listy.Gorączkowo skreśliłakilka zdań; podarła, zaczęła na nowo, znów podarła.Równie dobrze byłaby zdolna podpalićdom.Lecz nie podpaliła go.Uspakajając się stopniowo, znów zebrała siły.I geniusz właściwykobiecie zakochanej zaczął działać.Uświadomiła sobie, że bezpośrednio wobec Filipa nie może nic.Kiedyś zapłaci on jej zato!.Ale na razie nie było do niego dostępu.A zatem trzeba oddziałać na Anetkę.Poszła doniej.Nie wiedziała właściwie, co uczyni.Była gotowa na wszystko.Do torebki włożyła rewol-wer.Idąc, w myśli odgrywała sceny, które następnie odrzucała.Bo instynktownie zgadywałaodpowiedzi Anetki i w miarę tego poprawiała swoje plany.I jeszcze raz w ostatniej chwilizmieniła wszystko.Fala wściekłości uniosła ją, gdy niemal biegła po schodach, zdyszana,przez materiał torebki kurczowo ściskając w dłoni rewolwer.Lecz gdy otworzyły się drzwi,gdy stanęła naprzeciw Anetki od pierwszego spojrzenia zrozumiała.Gest jeden, jednogwałtowne słowo, a rozgniewana Anetka jeszcze bardziej nieubłaganie pójdzie za głosemnamiętności.Wściekłość Noemi momentalnie opadła.I czerwona, niby to zdyszana po zbyt szybkimwejściu po schodach, ze śmiechem rzuciła się Anetce na szyję.Zaskoczona tym wtargnię-ciem, zmieszana tym uściskami, Anetka zachowała rezerwę.Lecz tamta, wszedłszy do miesz-kania, bez ceremonii wtargnęła do sypialni, upewniając się szybko, czy przypadkiem nie matam Filipa.Przysiadła bokiem na poręczy fotela, zasypując czułymi słówkami sztywno stojącąobok niej Anetkę; a nawet w trakcie rozmowy objęła ją wpół ramieniem i bawiła się kryzą jejkołnierzyka.Nagle wybuchnęła płaczem.Anetka w pierwszej chwili myślała, że to wciążjeszcze komedia.Ale nie! To było na serio.Prawdziwe łzy. Noemi! Co pani jest?214Nie odpowiadała i z twarzą opartą o pierś Anetki płakała dalej.Anetka, wzruszona tymgłębokim smutkiem, starała się ją uspokoić.Wreszcie Noemi, podnosząc głowę i wciąż łka-jąc, jęknęła: Niech mi go pani odda! Kogo? spytała Anetka, zaskoczona. Pani wie kogo! Ależ. Pani wie, na pewno wie! I ja wiem, że pani go kocha.I wiem, że on panią kocha.Dla-czego mi go pani zabrała?I znowu łzy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]