[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Orkiestra (a czasem aż cztery rozmieszczone w rogachdziedzińca) nie ustawała.Któryś szacowny kmieć, zamiatając czapą po ziemi, prosił dziedziczkę dopierwszego tańca.Pan był łaskaw poprosić znów postatnicę.A nieraz, gdy chłopom nie dymiło sięjeszcze nadmiernie z czubów, ci najsprytniejsi wspinali się na wierzchołek dobrze wysmarowanegomydłem słupa czy biegali trzymając w zębach łyżki z jajkiem.Raz pod Grójcem przypatrywał się takimwyczynom Stanisław August.Jakiś parobek wylazł chwacko na słup (którą to zabawę przejęliśmy odHolendrów), krzyknął pięknie „wiwat król jegomość!" i opróżnił butelkę wina, czyniąc w ten sposóbtoast, a następnie zabrał fanty, spuścił się w dół i przystąpił do tańców.Król hulał wówczas zdziewuchami, chłopaki grójeckie uczyły damy obertasów.- 128 -A na Wniebowzięcie pokończone żęcie.Można było odsapnąć, a przede wszystkim wyrazić to, cotak prosto, niewymyślnie napisało się Wespazjanowi Kochowskiemu w Psalmodi polskiej (1693):Panie! i za to dziękować Ci trzeba,żeś gębie mojej dał dostatek chleba.Nim jednak to nastąpiło, nim wielkie pielgrzymie tłumy, falujące chorągwiami, stanęły wCzęstochowie albo w Kalwari Zebrzydowskiej, a wszędzie w Matkę Boską Zielną święcono małe,jakby prywatne wianki (o, nie tak wybujałe, jak te dożynkowe!), należało wcześniej, bo 10 sierpnia, wdzień świętego Wawrzyńca, poświęcić miód i dać skosztować po krzynie domownikom oraz sąsiadom,wypowiadając modlitwę:Przez przyczynę świętego męczennika,chroń Boże pszczółki od szkodnika.Znoszono także w ten dzień masło do kościołów i dopiero wtedy przychodziła ciepła, pachnąca,rozmigotana barwami Zielna.Wianki z czterech zbóż: pszeniczny, żytni, jęczmienny, owsiany.Wiankimieszane: z kwiatów, ziół, kłosów i owoców.Piwonie i nagietki.Maki i chabry.Macierzanki i mięty.Ruty i piołuny.Łzy Matki Boskiej i mysie uszka.Kiedy dobrodziej pokropił te dary mijającego lata,baby niosły je do chałup i sadzały godnie za obraz czy na innym poczesnym miejscu.Przydadzą się.To będzie trzeba - choć Boże uchowaj! - zrobić wywar dla chorego, to przyjdzie uszczknąć paręzasuszonych listeczków dla wycielonki, żeby się dobrze doiła, to znowu kilka poświęconych ziarenzmiesza się z innymi przy siewie.Nie można było o nim zapominać: pola stawały się coraz pustsze i zwolna wpychała się na nie ruda jesień.33.Słowo o urzędach.Pierwszy burmistrz w dziejach miasta Gliniany, Michał Skorupka, uzyskawszy szczęśliwie fotelurzędowy (raczej stołek) w czerwcu 1595 roku, złożył piękną przysięgę i dotrzymał jej potem tak, żeniektóre jego czyny trzeba było w księgach magistrackich opiewać aż wierszem.Powiadał uroczyściejako burmistrz-elekt:„Ja, Michał Skorupka, przysięgam Panu Bogu Wszechmogącemu i Naj aśniejszemu Zygmuntowi IIIKrólowi Polskiemu, i wszystkiemu pospólstwu miasta tego: będę wiernym i sprawiedliwość równiewszystkim, tak bogatym, jako ubogim, sąsiadom i gościom czynić i mnożyć, a niesprawiedliwość tępići niszczyć, praw, przywilejów, poczesności i pospolitego pożytku miasta strzec i mnożyć, jako nalepiejbędę umiał i mógł.Tajemnic miejskich nikomu nie zjawiać słowem albo uczynkiem.Rozterków wmieście nie dopuszczać, sierot i wdów podług swej możności bronić, a tego nie chcę opuścić dlaprzyjaźni, mierziączki, bojaźni, darów albo innej rzeczy.Tak mi Panie Boże pomagaj, który też w dzieńsądny mnie i wszystek świat sądzić będziesz".Już takie przyrzeczenia (cytowane za Kolbergiem) mogły wzruszyć obywateli Glinian, tym bardziejże słyszeli je po raz pierwszy.Jednakże owego czerwcowego dnia, akurat na świętego Jana, doznalijeszcze emocji z wielu innych powodów.Burmistrz Skorupka doszedł do władzy z trudem.Założyciel idobroczyńca miasta, JW Pan Starosta Bidziński z Bidzin, herbu Janina, popierał go wprawdzie, aleileż trudności trzeba było pokonać, nim elekcja została dokonana!Z rana wszyscy nowo kreowani mieszczanie zgromadzili się na rynku nowo utworzonego miasta ipopatrując tęsknie na puste jeszcze miejsce, gdzie miał stanąć ratusz, odmówili PozdrowienieAnielskie.Następnie - zgodnie z życzeniem pana starosty - zawiązano oczy jakiemuś dziadydze i tenwybrał spośród obecnych trzech kandydatów na burmistrza.Wybór nie był zbyt udany.Jedenkandydat okazał się kuternogą, drugi - ślepcem, a trzeci, właśnie Michał Skorupka - co prawda,młodym, pojętnym szewcem, ale szewcem, na którym ciążył surowy zarzut zabicia psa.Pan starostanie widział w tym czynie (karanym srodze przez prawo magdeburskie) nic złego i wyraźniefaworyzował występnego młodzika, jednakże miasto zawrzało.Ludzie woleli już ślepca za burmistrza,na co wszakże znowu nie zgodził się pan Bidziński.By jednak nie narzucać całkiem swej woli,zarządził, żeby sprawę rozstrzygnęły zawody, a mianowicie, kazał kandydatom ścigać - jakzanotowano w starych dokumentach - „brykliwego ciołka''.Dwaj pierwsi kandydaci odpadli szybko w- 129 -konkurencji, natomiast po parogodzinnej gonitwie szewc Skorupka zdołał pochwycić ciołka za uszy iprzyprowadzić do pana.Już miał nastąpić akt nominacji, bo przecież zwycięstwo było wyraźne, gdytymczasem rozległy się zewsząd uparte głosy:- Nie pozwalamy, panie starosto, na tego bezecnika!Senat polski z przełomu XV/XVI wieku, 1506Cóż teraz robić? Pan Bidziński herbu Janina wiedział, iż podobnie jak głodnego i mucha prowadzi,tak jego w rozgrywce z motłochem powiedzie do sukcesu tylko fortel wespół z rozkazem.Nakazałprzynieść potężną sieć, nakazał wpędzić pod nią miejscowe kundle, nakazał każdemu z mężczyznzabić po jednym i sam też nie zaniechał tego obowiązku.I stało się.Psy zostały wybite, a obywateleGlinian przekonali się na własnej skórze, że czyniąc to nie stracili przecież na przyrodzonejuczciwości, lecz zmienili się jakby tylko w myśliwców, którzy zamiast w kniei polują na własnym rynku.Zrozumieli, że skoro nie stracili tej uczciwości oni, to nie mógł jej także postradać szewc Skorupka,choć niedawno, nikt nie przeczy, czemuś tam psa ukatrupił.Wszystko zostało wyjaśnione izapanowała zgoda.A od niej był już ledwo kroczek do jednogłośnej elekcji, solennej przysięgi i jakżepóźniej sprawiedliwych rządów burmistrzowskich.Po tym barwnym obrazku, nie takim znów kiedyś wyjątkowym, przyjrzyjmy się trochę urzędowymsprawom.Bolesław Chrobry lubił załatwiać interesantów (jakbyśmy to dziś powiedzieli) w łaźni,ćwicząc ich tęgo rózgą, jeśli coś zawinili.Ale łaźnia, chociażby królewska, nie mogła zastąpićkancelari i gabinetów.Powstawały one radując skrybów i dygnitarzy, kształtował się też wśródmisternie pieczętowanych pergaminów styl urzędowego działania, z którego nie wszystko przecieżutonęło w studni wieków.Może warto wiedzieć, że pierwsze u nas diety płacono posłom na sejm, niechcąc, by wysiłki pro publico bono (jakże w wielu przypadkach rzekome) musieli opłacać własnymsumptem.Diety te nazywały się strawnem, honorarium, gratyfikacją lub też viales, czyli kosztamipodróży [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • higrostat.htw.pl
  •