[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Oto szczerzyła się do niego w upiornym uśmiechunieco wyszczerbiona piła tarczowa Graefego stosowanaw operacji usunięcia fragmentużuchwy, rozwieraczlaryngologiczny zdawał się mrugać porozumiewawczo, jakbyzapraszając go do współpracy.Kleszcze litotomiczne dochwytania małych kamieni pęcherzowych, narzędzia dowyrywania zębów i gilotyna do usuwania migdałków starały sięze wszystkich sił wyglądać zachęcająco i niegroźnie, aczkolwieknożyczki jelitowe Dupuytrena dawno dały sobie z tym spokój.Jeszcze bardziej przerażająco prezentowała się wiertarkaręczna z wymiennymi ostrzami do trepanacji czaszki.Podobniejak instrumenty położnicze z kutego żelaza i łańcuchowa piłaamputacyjna używana do przecinania kości udowej.Szpryca,czyli strzykawka służąca do przepłukiwania ran, wyglądała przynich zupełnie niewinnie.Twarz agenta mocno przybladła.Nawet nie zauważył, jakbardzo zaschło mu w gardle.Z trudem przełknął ślinę,chrząknął i z wysiłkiem poprawił sobie krawat pod szyją, jakbyprzeszkadzał mu w oddychaniu.– Czy to sala tortur? – zażartował, zdobywając się na słabyuśmiech, by ocalić resztki honoru i nie okazać większej słabości.– Ach nie! – roześmiał się swobodnie medyk, rzuciwszy okiemna instrumenty.– To poniekąd antyki, okazy kolekcjonerskie,przynajmniej niektóre z nich.Niedługo jednak przyślą mi nowenarzędzia, które nie będą wyglądały tak archaicznie.– To świetnie – odparł zdawkowo agent, całkowicie pewien, żenawet najnowsze narzędzia nie wzbudzą w nim entuzjazmu, bobędą równie – albo i bardziej – przerażające.Wystarczy sobiewyobrazić ich wypolerowany, morderczy błysk!…Wzdrygnął się nerwowo i szybko odwrócił wzrok.Wrócił do„bezpieczniejszej” części pomieszczenia, gdzie królowałytajemnicze retorty i probówki.Podobało mu się tu znaczniebardziej niż w kąciku z narzędziami tortur.– Nad czym pan teraz pracuje? Mam nadzieję, że nieprzeszkadzam?– Niespecjalnie.I tak muszę chwilę odsapnąć i pomyśleć.Sprawdzam, czym otruto Radziejowską, ale to trudne zadanie.Zrobiłem wyciągi z narządów zmarłej oraz jej wymiocin, ale narazie wiem tylko tyle, że nie użyto żadnej z truciznmetalicznych czy mineralnych, takich jak arszenik.Właściwiejestem niemal pewien, że mamy do czynienia z truciznąpochodzenia roślinnego, ale zbadałem wyciągi metodą Stasa16i nic.– Cóż to za metoda? Jakaś nowa?– Skądże, jest dobrze znana w całej zachodniej Europie,a i u nas posługują się nią oczytani lekarze i naukowcy.Stasodkrył, że wszystkie trucizny roślinne zachowujące się jaksubstancje zasadowe rozpuszczają się w wodzie i w alkoholu.Natomiast składniki ludzkiego organizmu, jak białka czytłuszcze, zawartość żołądka, jelit i tym podobne, nierozpuszczają się ani w jednym, ani w drugim…– A w jednym i drugim razem? – przerwał mu Jezierskiz chytrym uśmiechem.– Ani w obydwu razem.– Zaif ani mrugnął okiem napodstępne pytanie agenta.– Dlatego podejrzewając zatrucie,można przeprowadzić odpowiednie badania.Nie wiem, czypanu tłumaczyć takie szczegóły, ludzie o wrażliwym żołądkumogą mieć kłopoty…Zaif spojrzał pytająco na Jezierskiego, zauważył bowiem, jakagent pobladł na widok starych narzędzi chirurgicznych, choćnie dał po sobie nic poznać.– Wal pan śmiało – Jezierski odzyskał już pewność siebie.– Taki wrażliwy to ja znowu nie jestem.A nauczyć się czegośzawsze warto.Kto wie, może kiedyś dzięki temu uda mi sięsprawdzić jakiegoś innego doktora, czy prawidłowo badał ciałonieboszczyka wyprawionego na tamten świat za pomocątrucizny.16 Jean Servais Stas (21 sierpnia 1813–13 grudnia 1891) – chemikbelgijski; wykładowca w szkole wojskowej w Brukseli i członek BelgijskiejKrólewskiej Akademii Nauk; jako pierwszy ustalił z dużą dokładnością masyatomowe pierwiastków i zaproponował, by określano je w stosunku domasy atomowej tlenu; metodę tę stosowano do 1961 r.– Jak pan chce.Otóż po uprzednim rozdrobnieniu na papkęnależy narządy lub ich zawartość, którą my lekarze nazywamytreścią, zmieszać z dużą ilością alkoholu z dodatkiem kwasu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]